Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2007, 14:01   #2
Yen
 
Reputacja: 1 Yen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodze
Niebo. Niebo jest niebieskie, stale, niezmiennie. Niebo jest niebieskie, więc wszystko jest w porządku.
Chyba, że nie powinno być nieba.
Bo przecież go nie było. Tylko biel… I ściana energii, płynna, falująca tęcza…
Ale teraz jest niebo. Tamto było.
A może dopiero będzie?

- Kurwa – jęknęła piskliwie i zdumiewająco melodyjnie. Leżała na brzuchu, a trawa pod jej ciałem łaskotała w policzek. Trawa? Zaraz, zaraz, jaka…
Nie mogła się podnieść. Całe jej ciało pulsowało równomiernym, topornym pulsem bólu wybijanym przez rozszalałe serce. Nawet, gdy otworzyła oczy, resztki oślepiającego światła przylepionego do siatkówki rozmyły świat w oceanie mgły i psychodelicznych kolorów. Jedyne, co docierało do jej szczątkowej świadomości, to piękny, przejmująco czysty błękit nieba…
Jestem.
Kim? Gdzie? Dlaczego?
Bardzo, bardzo powoli, wspomnienia i wyczucie własnych granic na powrót zaczęły się krystalizować, wracać do niej z nieskończonej pustki wszechświata. Ręce i nogi pomału przyzwalały na dalszą współpracę.
Diana Malinowska-Kult z największym wysiłkiem i arią przekleństw na ustach podniosła się do pozycji siedzącej.
Długie, czarne, proste włosy rozsypały się po ramionach w chaotycznym nieładzie, okalając jej bladą twarz ciemna aureolą. Z jękiem uniosła dłoń i przetarła swoje wielkie, czekoladowe oczy, próbując wrócić im zdolność widzenia. Zamrugała kilkakrotnie, gęste rzęsy zatrzepotały, odpędzając kurz i piasek. Otrzepała policzki z brudu, rozmasowała obolałe ramię.
I rozejrzała się dookoła.
Pod nią polana, piękna, zielona, pachnąca ziołami i trawą, przed nią szmaragdowy pierścień lasu. Nad nią niebo przecinane drobnymi, czarnymi kotwicami jaskółczych skrzydeł.
Chyba spadłam z tego nieba.
…iż nie wiemy, gdzie dokładnie traficie.. i kiedy. Koniec tunelu może znajdować się nawet kilka metrów nad ziemią.. co wiąże się z nieprzyjemnym upadkiem. Proszę zachować…
Jasne.
W nagłym impulsie przerażenia gwałtownie rozejrzała się dookoła, wymacała swoją niewielką, tęczową torebkę, zajrzała do środka. Nanoipod, dwa wielkie opakowania tabletek, kalendarz, puszka ++light’a, której nie zdążyła wyjąć, kalendarz, notatnik, długopis… wszystko, co powinno być. Drżącymi rękami zaczęła dotykać samą siebie, czując pod palcami uspokajające ciepło długiego szala wyszywanego w hinduski deseń, biżuteriię, własnoręcznie szyte ubrania… Nogi, brzuch, ramiona, szyję, stopy, głowę… Gdy upewniła się, że jest cała, że nie zabrakło żadnego fragmentu jej, że nie zostawiła za bramą czasu cząstki siebie, napięcie w niej opadło, a zdenerwowanie wypłynęło wraz z gwałtownym spazmem szlochu. Nigdy nie tłumiła w sobie emocji, a dwie łzy zdenerwowania wystarczyły, by uspokoić rozszalałe serce.
No dobrze.
Ale nie byłam sama.
Rozejrzała się jeszcze raz, teraz już spokojnie i dokładnie. Rzeczywiście – dookoła niej leżeli ludzie. Jęczący, przeklinający, mruczący, wciśnięci w ziemię bólem i mgłą nieświadomości. Niektórzy bardziej, inny mniej. Widziała, że jakiś mężczyzna podniósł się już na drżących rękach, jakaś kobieta przecierała oczy.
Kiedy wszyscy już się dobudza, trzeba będzie wstać na te cholerne nogi. Przedstawić się, rozejrzeć po okolicy. I wyjaśnić kilka spraw.
I wtedy, wiatr, który zaszumiał w drzewach i spłoszył małe stadko wróbli siedzących na gałęzi pobliskiego dębu, przyniósł do jej uszu płacz. Cichy szloch mężczyzny.
Westchnęła ciężko, rozcierając nogi. Chyba trzeba będzie wstać szybciej, niż się spodziewała.
 
__________________
Tyger! Tyger! burning bright
In the forests of the night
What immortal hand or eye
Could frame thy fearful symmetry?
Yen jest offline