Zdawało się, że już po wszystkim. Jerzy zza kolumny nie widział już żadnego z napastników, odgłosy strzału zdawały się dochodzić zza regału- to musiała być ta ruda kobieta, która przed paroma chwilami powaliła na ziemię jednego z bandytów, szepcąc przy tym parę słów. Czyżby było już po zagrożeniu? Na to wyglądało, ale życie już nie raz uczyło księdza o tym, iż ostrożność należy zachowywać zawsze- w każdej sytuacji i w każdej chwili.
Naładowana i odbezpieczona broń spoczywała w jego rękach, gdy powoli, delikatnie przykucnięty, wychodził zza słupa. Jego niedawna osłona była nienaruszona- bandytów było na tyle mało, iż nikt nie otworzył ognia w kierunku duchownego. Mówiąc szczerze, dziwiło go to- był postacią na tyle charakterystyczną i często wzbudzającą zgrozę, iż wrogowie często upatrywali go sobie jako ten „upragniony cel”. Dlatego też na jego ciele wiele było blizn po ciosach, nożach i kulach- ale jeszcze ani razu żaden atak nie wyłączył Jerzego z walki ze Smokiem na dłuższy czas. Bóg nie mógł do tego dopuścić- który wódz bowiem pozwala na zranienie najlepszego ze swych wojowników przed największą bitwą? Jerzy był właśnie tym najlepszym, a przynajmniej sam tak sądził, a finałowa bitwa ze smokiem zdawała się zbliżać…
Z chwili na chwilę jego postawa stawała się coraz bardziej podobna do tej w pełni wyprostowanej, do dwóch kobiet wtulających się w swe ciała podszedł już w pełni wyprostowany. Powolnym ruchem stopy odwrócił głowę jednego z martwych bandytów, którego pełne bólu zdawały się wpatrywać w kobiety, po czym kucnął. - Wszystko w porządku? Widziałyście tu więcej smo… uzbrojonych?- spytał, podnosząc delikatnie jedną brew nad czarne okulary, wyrażając swą miną sporą dezaprobatę. Zdawał się być jednym z bardziej tolerancyjnych księży, ale… bez przesady.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |