Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2007, 22:57   #5
Killian
 
Reputacja: 1 Killian nie jest za bardzo znany
Stepy koloru złota -takie piękne - Hoshmash wędrował polną ścieżyną pogwizdując wesoło. Wysoki i chudziutki askota ciekawie rozgladał się po okolicy - przyglądał trawom i zwierzętom ciesząc tym oczy. Sandały - tak zakurzone i podniszczone - wybijały wesoło rytm piosenki. Minęło kilka miesięcy odkąd opuścił wioskę. Nareszcie jest już tak niedaleko - Marathoont. Jego wybawienie - ocalenie jego duszy. Przystanął na chwilę podziwając okaz jakiejś wyjątkowo dobrze masujacej się w trawach poczwarki z której właśnie wychodził dorodny okaz motyla. Położył się na ziemi i zbliżył twarz do owada. Motyl był złoty jak stepy z dwoma duzymi czarnymi plamami - po jednej na skrzydle. Dodatkowo miał kilka cienkich czarnych zawijasów - tak jak czasem tworzą na jego skórze gamno. Owad z powoli acz cierpliwie wychodził z poczwarki, skrzydła jeszcze przed chwilą tak pomiete i mokre - momentalnie wyschły i rozprostowały się - Piękny.. - powiedział do siebie Hoshmash i uśmiechnął się. Po chwili motyl wzbił się w powietrze delikatnie i odleciał. Askota wstał i przez chwilę wodził za nim wzrokiem - Ja jestem motylem. - uśmiechnął się jeszcze raz do siebie i ruszył dalej. W oddali widział juz tłumy wędrujace główna drogą ku Pel-Rone archejczycy róznych ras i wyznań wędrujacych ramię przy ramieniu - pielgrzymi. Na horyzoncie widział już barki które zmierzały do portu - Marathoont - wieczna pielgrzymka.

Po kilkunastu minutach dołaczył do pielgrzymów na drodze. Do miasta został jeszcze kawałek drogi - rozglądał się ciekawie - nigdy nie widział tylu ras naraz - tylu różnych archejczyków - przygladał się ich wyglądowi, sposobie chodzenia, wyrażania się i mimice ich twarzy. Niektórzy się śmiali i wesoło gawędzili inni skupieni w modlitwie. Jeszcze inni handlowali miedzy sobą. Jednak nie wszyscy ramię w ramie - widać było że każda rasa trzyma sie swoich grupek - gwaith z gwaithami, jinnowie z jinnami itd. A pomiędzy wszystkimi biegały dzieciaki których cel pielgrzymki bynajmniej nie obchodził a jedynie sama pielgrzymka jako wędrówka i możność zabawy z innymi dziećmi. Kiedy tak obserwował 0 zauważył małego chłopca który przyglądał się Hoshmashowi z ciekawością. Askota spokojnie spojrzał na niego i skupił sie podświadomie na gamno by wyrazić uśmiech. Tatuaże zaczęły wirować układajac sie we wzór wyrażajacy radość - dziecko patrzyło wielkimi oczami z zachwytem:
- Łał jak to robisz?.
- Dla mnie to tak samo normalne jak to że Ty sie uśmiechasz czy oddychasz. - Tatuaże zmieniły teraz wyraz na zaciekawienie powoli i leniwie lawirując w skórze zmieniając wzór.
- Jesteś askotą - prawda?
- Tak - bystry jesteś - jak Ci na imię?
- Etoi - odpowidział bystrzak który w tej chwili odwrócił głowę w stronę ska ktoś krzyczał jego imię - przepraszam - muszę już iść - Pa!
- Do zobaczenia - Hoshmash uśmiechnął się ponownie i ruszył dalej.

Miasto czekało..
 
Killian jest offline