Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2007, 00:42   #39
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Filonek łypnął podejrzanie okiem. Leżeli na miękkim puchu trawy. Wokół chyba trwała jesień, bo okoliczne drzewa suto zrzucały na ziemię kolorowe diody. Żółwik rozejrzał się badawczo: Bartłomiej i Solembub leżeli nieopodal pokotem, zły los jednak znowu zszamał gdzieś Jezusa. "Biedny Jezus, znowu obskoczy wpierdziel" - pomyślał Filonek i wstał na swoje żółwie płetwy.

Niespodziewanie przed nim wyrosło dwóch metalowych osobników.



- Stój, wredny Autobocie! - zarzęził jeden z nich. Obaj na szczytach swoich nibygłówek mieli czapki z czerwoną gwiazdą - W imieniu cesarstwa Deceptikonów aresztuję was! - warknął, przeładowując spluwę. Drugi jednak złapał go za nibyrączkę.
- Sturmgruppenfuhrerze, ale oni mają nasze barwy! - faktycznie, Filonek miał naciągniętą na łeb buddionówkę, z gwiazdą równie czerwoną, jak obu transformersów.
- Hmm... racja - stwierdził Sturmgruppenfuhrer - Zabierzemy Was w takim koncepcie przed oblicze Boga-Cesarza!
Deceptikoni złapali osłupiałych przybyszów za szmaty, po czym wytaszczyli ich w niewiadomym kierunku.

11 listopada, godzina 16:00. Nie wiem gdzie nas wiozą. Wyjechaliśmy z obozu trzy dni temu, i od tej pory cały czas nas gdzieś jedziemy. Moi towarzysze niepokoją się o nasz los. Mają rację. Deceptikoni nie podpisali żadnych konwencji, w dodatku my, Autoboci, byliśmy dla nich śmiertelnymi wrogami. Psuciem rasy. Muszę kończyć - rewizja...
Jezus zamknął notatnik i przymknął oczy kontemplując przez chwilę. Jechali w ciasnej, wilgotnej więziennej furgonetce. On i jego autoboccy bracia.
- Zabiją nas, zabiją... - zaskomlał Autobot skulony w rogu furgonetki. Jezus złapał go za stalowe ramiona.
- Nie zabiją, rozumiesz?! - potrząsnął nim - Zachowuj się z honorem, poruczniku! Jeśli nawet zginiemy, to w chwale!
Przez chwilę słychać było tylko silnik furgonetki.
- Trzeciego dnia stworzył nasz Pan w niebiesiech mikroprocesor - odezwał się Autobot w koloratce - I rzekł: idź i benchmarkuj się, i używaj wszystkich zasobów systemowych podług swej woli...
Żołnierze po cichu, pogrążyli się w modlitwie.

- Na kolana, bydlęta! - Deceptikon sprzedał Filonkowi i jego kolegom kosę w brzuch. Leżeli na mordzie w sali tronowej Boga-Cesarza. Zagrały nagle trąby. Deceptikoni klękneli. Na lektyce wjechał Bóg-Cesarz i usadowił się na tronie.



- Oleksy?! - krzyknął Filonek.
- Dzień dobry państwu, jestem premierem - wyharczał Józwa.
- Tata! - krzyknął Kotecek. Wszyscy spojrzeli na niego jak na dziecko z autyzmem występujące w konkursie erudycji. Ale Oleksy przeszył tylko Kotecka badawczym spojrzeniem.
- Solembub? - harknął wreszcie - Co ty tutaj robisz, synku?
- Tata! - Solembub rzucił się Oleksemu na kolana.
- No, dobrze, dobrze już - Bóg-Cesarz pogładził Kotecka po główce - Pomiziasz się z tatusiem później, tatuś ma teraz sprawy rządowe na głowie...
Szybko wyjaśniło się, że ani Bartłomiej, ani Filonek nie stanowią wielkiego zagrożenia dla Cesarstwa, toteż Bóg-Cesarz wydał wielką balangę na ich cześć - a przede wszystkim na cześć powrotu syna marnotrwanego. Czy raczej - spedalonego...

12 listopada, 19:00. Czwartek. Dzisiaj stanęliśmy trochę, żeby rozprostować serwomotory. Autoboci z furgonetki obok twierdzą że nasz front został przerwany i, że cały Cybertron jest już zgubiony. Nie wierzę w to. Nie chcę w to wierzyć. Ale z drugiej strony nikt nie wie gdzie jest marszałek Optimus...
- Ki wałek tyle drapiesz? - Jezusa zagadnął przypatrujący mu się Autobot.
- Na wszelki wypadek - mruknął Jezus - Po prostu na wszelki wypadek.

- No i widzicie, freunde - generał Megatron wprowadzał Filonka i Bartłomieja w tajniki wojny z Autobotami - Mamy z nimi trochę szodenfrojde, ale na dłuższą metę to jest uciążliwe takie wożenie ich tymi furgonetkami.
- Gah - mruknął Filonek - A nie pomyślałeś o ostatecznym rozwiązaniu kwestii Autobotów?
- Jak to? - zdumiał się Megatron.
Filonek mrugnął porozumiewawczo do Bartłomieja.

Solembub przechadzał się po ojcowskim pałacu. Nagle wyskoczyło na niego kilkoro osobników w kominiarkach. Kotecek odskoczył.
- Pójdziesz z nami, jeżeli chcesz żyć! - jeden z nich złapał go za szmaty.

13 listopada, 13;00. Cholera, piątek. Gdzieś nas dowieźli; chyba otwierają drzwi...
- No raus, Autoboten - mruknął kapo i wyciągnął księdza. Dojechali do pięknie wykopanych dołów. Obok czekała w gotowości koparka.
- Nie, nie, nie! - ksiądz-transformers zatrzepotał się w ramionach kapo - [b] Ksiądz Prałat Jankowski, TRANSFORMACJA! - ale ksiądz był tak zestresowany, że stransformowało mu się tylko jedno skrzydelko z silnikiem odrzutowym.
- Nie! Bóg wam tego nie wybaczy - warknął. Założyli mu czarny wór na łeb. Huknęło; oporniki i olej silnikowy rozlały się po żyznej glebie.
Następny był Jezus. Jemu też założyli czarny worek.
- Cholera, trzynasty... - mruknął, a potem zobaczył światło.

Filonek przechadzał się podziwiając swoje rękodzieło.
- Ty, a ten trochę Jezusa przypomina!.. - Bartłomiej pociągnął go za rękaw.
- E tam, wydaje Ci się bo rośniesz. - Filonek zbył spostrzeżenia swojego przyjaciela - Lepiej sprawdźmy czy zaczęli już formatować dyski twarde cywilów...

- ... i jeżeli nasza Autonomia Autobotów nie uzyska pełnych praw, zabijemy syna Boga-Cesarza! - marszałek Optimus nadawał to oświadczenie na wszystkich częstotliwościach. W końcu, skończył i odchylił się w fotelu. Z szafki wyjął telefoniczną kartę magnetyczną, po czym przejechał nią sobie po czytniku na piersi.
- Achhhhh, dobry i jeden impuls... - mruknął, przymykając fotokomórki z błogości.
Śniło mu się, że biega wśród łąk. Wokół kwitną zielone karty pamięci DDR, gdzieniegdzie porastają łąkę lampy próżniowe, kojące swoim ciepłym światłem...
- Marszałku, co zrobić z więźniem? - oficer państwa podziemnego wybił Optimusa z nirwany.
- Kula w łeb i do piachu z pedałem - mruknął Optimus mierząc w ręce kartę magnetyczną - Przynajmniej Oleksy będzie miał wuncz puncz, jak się dowie co zrobiliśmy jego latorośli.
Optimus poczuł błogą satysfakcję. Raz jeszcze przeciągnął kartą magnetyczną po czytniku i wydał ekstatyczne westchnięcie.

- Cholera,a wszystko szło tak dobrze... - mruknął Filonek. Godzinę temu, z rozkazu Boga-Cesarza siły Deceptikonów spętały ich i rzuciły przed oblicze Najwyższego.
- To przez Was! - huknął na nich od progu Oleksy - To przez Was zabili mojego kochanego Solembuba!
- Jakie przez nas?! Ten spedalony kot zawsze wpadał w jakieś tarapaty... - Filonek próbował się usprawiedliwić.
- Jaki spedalony?! Kochałem go takim jakim był! To był następca tronu!.. - Józwa uronił łzę - Zabrać te ścierwa i sformatować im dyski twarde!
- Stać! - krzyknął Filonek, wyciągając zębami płytę CD - Wiecie co to jest?! To jest Windows Vista!
Ryk przerażenia rozległ się pośród zgromadzonej gawiedzi.
- Mam Vistę i nie zawaham się jej użyć! - krzyczał dalej Filonek. Nagle usłyszał za swoją głową stuknięcie odbezpieczanej broni. Chciał się obrócić, ale było za późno.
Nad Cybertronem zapadła noc...

Obudził się w jakiejś urkoliwej krainie. Nieopodal pod drzewem siedział Jezus i wyjmował sobie łuskę malowniczo wbitą w tył głowy.
- Kurrr - zaczął Filonek i potknął się o Bartłomieja. Spojrzał w górę. Solembub wisial na drzewie i miauczał przeraźliwie. Musi nie umiał z niego zejść.
- Kurrr - zaczął znowu - Gdzie my jesteśmy?!
- A skąd ja mam wiedzieć - warknął Jezus - To ty mi strzeliłeś w tył głowy!
- Ja?! Zresztą - Filonek wzruszył ramionami - Było, minęło, nie ma co wspominać. A ty tu jesteś ekspertem od spraw astralnych, powinieneś wiedzieć gdzie jesteśmy.
- Wiem tylko tyle, że dostałem kulę w łeb od garbatego żółwia - odgryzł się Jezus.
- Ty!.. - Zaczął Filonek i nagle przerwał. - O ku[rtyzana].
- Co? - Jezus poderwał się.
- Patrz - mruknął Żółwik.
Przed nimi malowniczo roztaczała się Dolina.
Dolina Muminków...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 13-10-2007 o 22:33.
Chrapek jest offline