Filonek łypnął podejrzanie okiem. Leżeli na miękkim puchu trawy. Wokół chyba trwała jesień, bo okoliczne drzewa suto zrzucały na ziemię kolorowe diody. Żółwik rozejrzał się badawczo: Bartłomiej i Solembub leżeli nieopodal pokotem, zły los jednak znowu zszamał gdzieś Jezusa. "Biedny Jezus, znowu obskoczy wpierdziel" - pomyślał Filonek i wstał na swoje żółwie płetwy.
Niespodziewanie przed nim wyrosło dwóch metalowych osobników.
- Stój, wredny Autobocie! - zarzęził jeden z nich. Obaj na szczytach swoich nibygłówek mieli czapki z czerwoną gwiazdą - W imieniu cesarstwa Deceptikonów aresztuję was! - warknął, przeładowując spluwę. Drugi jednak złapał go za nibyrączkę.
- Sturmgruppenfuhrerze, ale oni mają nasze barwy! - faktycznie, Filonek miał naciągniętą na łeb buddionówkę, z gwiazdą równie czerwoną, jak obu transformersów.
- Hmm... racja - stwierdził Sturmgruppenfuhrer - Zabierzemy Was w takim koncepcie przed oblicze Boga-Cesarza!
Deceptikoni złapali osłupiałych przybyszów za szmaty, po czym wytaszczyli ich w niewiadomym kierunku.
11 listopada, godzina 16:00. Nie wiem gdzie nas wiozą. Wyjechaliśmy z obozu trzy dni temu, i od tej pory cały czas nas gdzieś jedziemy. Moi towarzysze niepokoją się o nasz los. Mają rację. Deceptikoni nie podpisali żadnych konwencji, w dodatku my, Autoboci, byliśmy dla nich śmiertelnymi wrogami. Psuciem rasy. Muszę kończyć - rewizja...
Jezus zamknął notatnik i przymknął oczy kontemplując przez chwilę. Jechali w ciasnej, wilgotnej więziennej furgonetce. On i jego autoboccy bracia.
- Zabiją nas, zabiją... - zaskomlał Autobot skulony w rogu furgonetki. Jezus złapał go za stalowe ramiona.
- Nie zabiją, rozumiesz?! - potrząsnął nim - Zachowuj się z honorem, poruczniku! Jeśli nawet zginiemy, to w chwale!
Przez chwilę słychać było tylko silnik furgonetki.
- Trzeciego dnia stworzył nasz Pan w niebiesiech mikroprocesor - odezwał się Autobot w koloratce - I rzekł: idź i benchmarkuj się, i używaj wszystkich zasobów systemowych podług swej woli...
Żołnierze po cichu, pogrążyli się w modlitwie.
- Na kolana, bydlęta! - Deceptikon sprzedał Filonkowi i jego kolegom kosę w brzuch. Leżeli na mordzie w sali tronowej Boga-Cesarza. Zagrały nagle trąby. Deceptikoni klękneli. Na lektyce wjechał Bóg-Cesarz i usadowił się na tronie.
- Oleksy?! - krzyknął Filonek.
- Dzień dobry państwu, jestem premierem - wyharczał Józwa.
- Tata! - krzyknął Kotecek. Wszyscy spojrzeli na niego jak na dziecko z autyzmem występujące w konkursie erudycji. Ale Oleksy przeszył tylko Kotecka badawczym spojrzeniem.
- Solembub? - harknął wreszcie - Co ty tutaj robisz, synku?
- Tata! - Solembub rzucił się Oleksemu na kolana.
- No, dobrze, dobrze już - Bóg-Cesarz pogładził Kotecka po główce - Pomiziasz się z tatusiem później, tatuś ma teraz sprawy rządowe na głowie...
Szybko wyjaśniło się, że ani Bartłomiej, ani Filonek nie stanowią wielkiego zagrożenia dla Cesarstwa, toteż Bóg-Cesarz wydał wielką balangę na ich cześć - a przede wszystkim na cześć powrotu syna marnotrwanego. Czy raczej - spedalonego...
12 listopada, 19:00. Czwartek. Dzisiaj stanęliśmy trochę, żeby rozprostować serwomotory. Autoboci z furgonetki obok twierdzą że nasz front został przerwany i, że cały Cybertron jest już zgubiony. Nie wierzę w to. Nie chcę w to wierzyć. Ale z drugiej strony nikt nie wie gdzie jest marszałek Optimus...
- Ki wałek tyle drapiesz? - Jezusa zagadnął przypatrujący mu się Autobot.
- Na wszelki wypadek - mruknął Jezus - Po prostu na wszelki wypadek.
- No i widzicie, freunde - generał Megatron wprowadzał Filonka i Bartłomieja w tajniki wojny z Autobotami - Mamy z nimi trochę szodenfrojde, ale na dłuższą metę to jest uciążliwe takie wożenie ich tymi furgonetkami.
- Gah - mruknął Filonek - A nie pomyślałeś o ostatecznym rozwiązaniu kwestii Autobotów?
- Jak to? - zdumiał się Megatron.
Filonek mrugnął porozumiewawczo do Bartłomieja.
Solembub przechadzał się po ojcowskim pałacu. Nagle wyskoczyło na niego kilkoro osobników w kominiarkach. Kotecek odskoczył.
- Pójdziesz z nami, jeżeli chcesz żyć! - jeden z nich złapał go za szmaty.
13 listopada, 13;00. Cholera, piątek. Gdzieś nas dowieźli; chyba otwierają drzwi...
- No raus, Autoboten - mruknął kapo i wyciągnął księdza. Dojechali do pięknie wykopanych dołów. Obok czekała w gotowości koparka.
- Nie, nie, nie! - ksiądz-transformers zatrzepotał się w ramionach kapo - [b] Ksiądz Prałat Jankowski, TRANSFORMACJA! - ale ksiądz był tak zestresowany, że stransformowało mu się tylko jedno skrzydelko z silnikiem odrzutowym.
- Nie! Bóg wam tego nie wybaczy - warknął. Założyli mu czarny wór na łeb. Huknęło; oporniki i olej silnikowy rozlały się po żyznej glebie.
Następny był Jezus. Jemu też założyli czarny worek.
- Cholera, trzynasty... - mruknął, a potem zobaczył światło.
Filonek przechadzał się podziwiając swoje rękodzieło.
- Ty, a ten trochę Jezusa przypomina!.. - Bartłomiej pociągnął go za rękaw.
- E tam, wydaje Ci się bo rośniesz. - Filonek zbył spostrzeżenia swojego przyjaciela - Lepiej sprawdźmy czy zaczęli już formatować dyski twarde cywilów...
- ... i jeżeli nasza Autonomia Autobotów nie uzyska pełnych praw, zabijemy syna Boga-Cesarza! - marszałek Optimus nadawał to oświadczenie na wszystkich częstotliwościach. W końcu, skończył i odchylił się w fotelu. Z szafki wyjął telefoniczną kartę magnetyczną, po czym przejechał nią sobie po czytniku na piersi.
- Achhhhh, dobry i jeden impuls... - mruknął, przymykając fotokomórki z błogości.
Śniło mu się, że biega wśród łąk. Wokół kwitną zielone karty pamięci DDR, gdzieniegdzie porastają łąkę lampy próżniowe, kojące swoim ciepłym światłem...
- Marszałku, co zrobić z więźniem? - oficer państwa podziemnego wybił Optimusa z nirwany.
- Kula w łeb i do piachu z pedałem - mruknął Optimus mierząc w ręce kartę magnetyczną - Przynajmniej Oleksy będzie miał wuncz puncz, jak się dowie co zrobiliśmy jego latorośli.
Optimus poczuł błogą satysfakcję. Raz jeszcze przeciągnął kartą magnetyczną po czytniku i wydał ekstatyczne westchnięcie.
- Cholera,a wszystko szło tak dobrze... - mruknął Filonek. Godzinę temu, z rozkazu Boga-Cesarza siły Deceptikonów spętały ich i rzuciły przed oblicze Najwyższego.
- To przez Was! - huknął na nich od progu Oleksy - To przez Was zabili mojego kochanego Solembuba!
- Jakie przez nas?! Ten spedalony kot zawsze wpadał w jakieś tarapaty... - Filonek próbował się usprawiedliwić.
- Jaki spedalony?! Kochałem go takim jakim był! To był następca tronu!.. - Józwa uronił łzę - Zabrać te ścierwa i sformatować im dyski twarde!
- Stać! - krzyknął Filonek, wyciągając zębami płytę CD - Wiecie co to jest?! To jest Windows Vista!
Ryk przerażenia rozległ się pośród zgromadzonej gawiedzi.
- Mam Vistę i nie zawaham się jej użyć! - krzyczał dalej Filonek. Nagle usłyszał za swoją głową stuknięcie odbezpieczanej broni. Chciał się obrócić, ale było za późno.
Nad Cybertronem zapadła noc...
Obudził się w jakiejś urkoliwej krainie. Nieopodal pod drzewem siedział Jezus i wyjmował sobie łuskę malowniczo wbitą w tył głowy.
- Kurrr - zaczął Filonek i potknął się o Bartłomieja. Spojrzał w górę. Solembub wisial na drzewie i miauczał przeraźliwie. Musi nie umiał z niego zejść.
- Kurrr - zaczął znowu - Gdzie my jesteśmy?!
- A skąd ja mam wiedzieć - warknął Jezus - To ty mi strzeliłeś w tył głowy!
- Ja?! Zresztą - Filonek wzruszył ramionami - Było, minęło, nie ma co wspominać. A ty tu jesteś ekspertem od spraw astralnych, powinieneś wiedzieć gdzie jesteśmy.
- Wiem tylko tyle, że dostałem kulę w łeb od garbatego żółwia - odgryzł się Jezus.
- Ty!.. - Zaczął Filonek i nagle przerwał. - O ku[rtyzana].
- Co? - Jezus poderwał się.
- Patrz - mruknął Żółwik.
Przed nimi malowniczo roztaczała się Dolina.
Dolina Muminków...