Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2007, 21:25   #116
Wilczy
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Robin "Dziadek" Carver

Syknął z bólu. "Ale mnie łeb łupi..." pomyślał i rozejrzał sie po otoczeniu. Z chaotycznych wyjaśnień Stana i Kristoffa wiedział już mniej więcej co się działo, kiedy był nieprzytomny i dlaczego jest tu a nie w Znikającym Punkcie. Teraz siedział przy ognisku i wpatrywał się w towarzyszy. Najwyższa pora na jakąś kolację... wstał i rozejrzał się po ich nowym, chwilowym lokum. Chata... nie spodziewał się tu znaleźć skarbu, ale jeśli ktoś tu mieszkał to musiał coś jeść. Chociaż nie wiadomo jak długo ten dom stał pusty - żarcie może być już co najmniej drugiej świeżości. "Ech... przynajmniej mam swoje pyszne, pożywne żarcie z puszki" pomyślał zirytowany i wyciągnął nóż żeby otworzyć konserwę. Równocześnie cały czas jednym uchem słuchał co mówi reszta - a przede wszystkim ich "jeniec." Jak to jest, że niektórych wystarczy spuścić z oczu na chwilę i już się robią problemy. W tym momencie Dziadek przypomniał sobie kto zaczął tę całą strzelaninę jeszcze w barze. Ale nie miał zamiaru wspominać o tym głośno. To i tak było nieuniknione. Nawet gdyby ten ganger go nie poznał to... a zresztą nieważne.

Siedział teraz przy ogniu zajadając mielonkę z puszki. Była nawet dobra, jak na dzisiejsze standardy. A przynajmniej nie trująca.
-Tak więc witamy panie Haze. - powiedział Carver z krzywym uśmiechem - Carver moje nazwisko. Jak się panu podoba nasze towarzystwo? Wygodnie panu? - uśmiech zniknął z jego twarzy - Dobra dosyć tego. Nie ty jeden byłeś na froncie, ale walka z Molochem nie daje nikomu - nawet mnie - prawa do bezmyślnego celowania do ludzi. Swoją drogą na twoim miejscu zastrzeliłbym panów Hamiltona i Baxtera jeszcze zanim wyszli z samochodu... no, ale to teraz nieważne. Ważne jest jedno: co tu robisz żołnierzu? Gdzie ten "zmechanizowany pułk?" I nie sądzę, żeby w tej sytuacji wybór rozmówcy był najważniejszy.
 
Wilczy jest offline