Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2007, 12:57   #5
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Stolica Kish, Rezydencja panującej rodziny Fujiro

Miasto skąpane w złocistych promieniach, wyglądało bajecznie. Słoneczny gigant powoli układał się do snu. A żegnając się, oblewał stolicę kaskadą blasków. Zdobiąc szczyty katedr, piękne budynki i fasady pałacy, którymi obfitowało miasto. Jak i wielkiego gmachu o niezliczonej ilości strzelistych kolumn – klejnotu w koronie posiadłości rodziny Fujiro. Feudałów którzy od czternastu pokoleń rościli sobie prawo do tytułu obrońców i opiekunów miasta i stolicy Kish. Rodziny zwierzchniej w najznakomitszym i najbardziej wpływowym, a jednocześnie najbardziej niezwykłym hrabstwie. Bowiem ziemiach którym podlegała sama stolica planety.

Najwyższa sala, będąca równocześnie miejscem spotkań i audiencji głowy hrabstwa, oferowała dodatkowe, a niezwykłe właściwości. Właściwości architektoniczne. Strop utrzymywał układ misternych stu sześciu kolumn. Czyniło to salę tym bardziej monumentalną, choć i bez tego nie brak jej było splendoru i wyrazu. Tak jakby miała utożsamiać potęgę Rodziny. Liczne witraże, symbole, ozdoby, rzeźby najcudniejszej ręki. Cudowne sklepienia i marmury. Lecz to wszystko było niczym wobec wspaniałego widoku jaki roztaczał się z każdej strony Sali. Bowiem obserwator mógł widzieć panoramę miasta, bądź terenów przyległych do Kish. A widok ten zapierał dech w piersiach, nie tylko w obliczu zachodzącego słońca.

Dziś strzeliste kolumny rzucały głębokie cienie, przypominając tym jakiej roli podjęła się Sala – chroniąc swych gości przed upalnym słońcem. I zachodnim, suchym wiatrem. Który wijąc się pośród portyków i arkad świszczał melodyjnie, splatając swe nuty z głosami które dobiegały z wnętrza Sali. Ktoś stanowczym głosem przemawiał.

- To niedorzeczne! Rada miasta nigdy się na to nie zgodzi – Marszałek Takeda Gomo był osoba wieku poważnego. Szedł za nim status i poważanie. Był od lat najbliższym doradcą hrabiego Toro Fujiro – głowy rodu. I pewnie dlatego uznał że uczestnicząc w zamkniętym zebraniu Rodziny, ma prawo zabrać głos kiedy zechce. A może był wzburzony tym co usłyszał?
- Milcz. Nie skończyłem mówić. – chłodny głos przeciął powietrze.
Hrabia Fujiro uniósł zaskoczony brew. Tak samo zasiadający po jego prawicy Guno Yajesu Fujiro – najstarszy syn i jego prawa ręka. Wszyscy spojrzeli na postać która odwrócona do pozostałych bokiem wpatrywała się w panoramę miasta. Zapadła chwila milczenia, której nikt nie zmącił. Do chwili kiedy młody człowiek odezwał się. Oda Fujiro mówił językiem płynnym i miękkim.
- Zwolnienia podatkowe dla siódmego terminalu będą. Przewoźnicy już o tym wiedzą. Dlatego nie możemy ich zawieść.
- Rozmawiałeś już z nimi? – Gune nie krył zaskoczenia.
- Tak, bracie.
- Samo oddanie im terminalu było pomyłką. Stanowi on nasza własność i my powinniśmy z tego czerpać zyski. Dobrze wiesz że nie przedłużymy umowy. Przejmując terminal zyskamy tak niezbędne nam fundusze.
- Wybacz Guno, ale naprawdę nie wiesz co mówisz. Oddanie w użytkowanie terminalu jest dla nas niezbędne. To część układu o zaopatrzeniu miasta. A do tego potrzebna nam jest przychylność Przewoźników. Potrzebujemy również kolejnej ulgi dla nich.
- A to niby dlaczego?
- Gdyż zapewni nam przychylność Gildii w najbliższych głosowaniach w Radzie Miejskiej. A nie zapominaj że projekt ustawy o bezpieczeństwie miasta głosowany będzie już za miesiąc.

Oda spojrzał wprost na swego ojca, tak jakby wszyscy inni nie liczyli się.
- Chciałbym abyś zgłosił projekt na czwartkowym posiedzeniu Rady. Tak będzie najlepiej.
- Nie zyska poparcia – wtrącił się marszałek.
- Zyska. Zajmę się tym osobiście.

Musisz wiedzieć czytelniku że hrabstwo Kish było jednym z najciekawszych mozaik dyplomatycznych. Niepodzielnie należało do hrabiego Fujiro. Lecz w obrębie miasta funkcjonowała Rada Miasta złożona z przedstawicieli wszystkich stanów. To ona, decydowała o wydatkach i funkcjonowaniu miasta, choć formalnie jej głową był hrabia. Czymże jednak była jego pozycja, bez poparcia Ody Fujiro. Jego młodszego syna, który w samej Radzie znaczył więcej. Bowiem cieszył się posłuchem i poważaniem, które pozwalało mu rozdawać karty w Radzie Miasta. Tak że i sam hrabia musiał się liczyć ze słowami… syna.

- Skoro więc mamy jasność, pokłonię się i pozostawię was w spokoju, byście mogli omówić szczegóły.

***

Młody szlachcic był zmęczony. Wizyty w „domu” należały do najcięższych doświadczeń. Zdawał sobie sprawę z tego jaką niechęcią go tu darzono. Jak wszyscy pragnęli jego porażki. Zupełnie inaczej niż dnia którego wyruszył do zakonu…

- Panie, gość już czeka – Chang Po jak zwykle pojawił się jak spod ziemi. Sługa i osobisty adiutant Ody miał niezwykłą zdolność pojawiania się niespodziewanie i odnajdywania swego pana z niezwykłą łatwością.
- Długo? – Oda lekko tylko zwolnił tępo marszu
- Zaledwie przed chwilą przybył. – Po był spokojny i rzeczowy
- Rozumiem. Coś niezwykłego?
- Raczej nie.
Obydwaj wymienili uśmiechy, poczym już bez slowa ruszyli w stronę komnat drugiego hrabi Kish Ody Fujiro.

***

Azjata wstał i postąpił w stronę gościa kiedy ten tylko stanął w progu, zadenuncjowany przez Po. Podszedł energicznym krokiem stając trzy kroki od Ukara. Uśmiechnął się pogodnie kiedy ten powitał go słowami:
- Bądź pozdrowiony Hrabio Fujiro Oda LiHalan, Ja Ka'Taal syn klanu Majak Solo proszę cię o wysłuchanie głosu mego ludu.
- Bądź pozdrowiony. Zaszczyt to dla mnie i chwała gościć tak znakomitą personę. Proszę spocznijmy. – poczym skierował się wraz ze swym gościem w stronę wygodnych foteli, ustawionych w koło prostego stolika.
- Czy zechcesz się czegoś napić? – Oda z radością prezentował zwyczaje swego ludu, jakby nie wiedząc że dla Ukara pytanie co najmniej nie miało sensu. To też Ka’Taal dyskretnie odmówił, choć jego uśmiech zdradzał mieszaninę zawodu i rozbawienia.
- Raz jeszcze muszę podkreślić mą radość z wizyty tak znamienitego gościa – Oda rozpływał się w euforii – Wiele słyszałem o twych ambicjach panie. Są… bardzo ciekawe. Co nie zmienia faktu że chyba niewielu przedstawicieli Twej rasy przebywa na Kish?
- Mamy zorganizowaną społeczność na planecie. Własne szkoły, miejsce spotkań… - Ka’Taal zawiesil glos widząc na życzliwym obliczu rozmówcy pewne zaskoczenie. – Mamy również przedstawicielstwo w Radzie Miejskiej.
- Przedstawiciela – dodał chłodno człowiek.
- Tak. Przedstawiciela – zgodził się Ukar. Wyraźnie odczul że rozmówca nie był mu życzliwy i już na tym etapie rozmowy zdecydowanie to podkreślił.
- A zatem czemu zawdzięczam tę wizytę?
- Poprosiłem o spotkanie z Tobą Panie jako przedstawicielem władzy na planecie.
- A zatem petycja… Domyślam się jednak że sprawa jest wielce ważka.
- Tak. Przychodzę w sprawie kobiety imieniem Lir’Tay z mojej rasy. Jest ona związana z Gildią Aptekarzy. Prowadziła szpital, oraz fabrykę farmaceutyczną w Escorialu. Pomagała wielu Ukarom i ludziom. Cieszyła się poważaniem i jej działalność nie wzbudzała wątpliwości. Lecz przed kilkoma tygodniami została aresztowana. Oskarżono ją o organizację zamachu na księcia Lucjusza i organizowanie Sabatu…

Oda zamyślił się. Przypatrywał się uważnie rozmówcy w milczeniu. Ten wyraźnie oczekiwał odpowiedzi. Usłyszał ją.

- Rozumiem – Hrabia mówił powoli, ważąc każde słowo – I doceniam solidarność Twego ludu. Domyślam się że to wielki ból kiedy oskarżenia pada na osobę w jakiś sposób bliską. Zwłaszcza kiedy ta osoba robi tak wiele dla innych. Ale proszę zrozum nasz aparat sprawiedliwości. W naszym systemie nikt nie jest oskarżany pochopnie. Na pewno postawione zarzuty są bardzo mocne.
- Panie, nie postawiono żadnych zarzutów.
- Mylisz się. Zarzuty są i to bardzo poważne. Kojarzę że wasza kultura różni się w tym względzie od naszej. Lecz pośród nas oskarżenie o udział w Sabacie psioników jest poważnym przestępstwem. Dlatego mam zrozumienie dlaczego śledczy nie ujawniają zarzutów.
- Rozumiem – oczy Ukara zrobiły się zimne i nieprzystępne. Nie na to liczył.
- Nawet gdybym chciał pomóc, sytuacja była by trudna. Wiąże mnie szacunek i zaufanie do systemu społecznego jaki ja i moi przodkowie budowaliśmy. Nie mogę tak po prostu użyć mych wpływów i szargać pracą śledczych. Mam nadzieję że to rozumiesz Panie?
- Oczywiście. To zrozumiale.
- Chciałbym aby sytuacja ta była całkowicie klarowna. Chciałbym abyś zrozumiał czym dla nas są osiągnięcia tej cywilizacji. Zatem czy mogę poprosić byś podążył za mną?

***

Wycieczka wcale nie była krótka. Krętymi korytarzami. Obok monumentalnych rzeźb. Pośród wieloma urzędnikami najwyższej administracji planety. W cieniu wspaniałych kolumn – symbolu siły rodziny Fujita. Oda prowadził swego gościa do ogrodu przylegającego do pałacu. Cudnego ogrodu, który wił się zielenią i kwieciem w koło wspanialej kaskady wodnej. Ale najcudowniejszy był widok. Bowiem ogród oferował spojrzenie na panoramę miasta. Osnutego promieniami słońca stolicy Kish.

Hrabia zatopił się w tym widoku. Z nie skrywaną pasją i uwielbieniem spoglądał na miasto i zachodzące słońce. Trwał tak chwilę w milczeniu, jakby nie wątpiąc że i rozmówca potrafi docenić tę chwilę. Mijały sekundy, minuty. Tak że chwila kiedy młody hrabia się odezwał była pewnym zaskoczeniem. Lecz dziwniejszym był język jakim mówił. Ostry, twardy, obcy. Oda przemówił płynnie posługując się językiem starego ludu Ukarów.
- Wybacz szlachetny Ka’Taal. Obawiam się że w mym gabinecie ktoś mógłby usłyszeć te słowa. Jestem Suda’ree. Przyjaciel Ludu. Pomogę Lir’Tay.
 

Ostatnio edytowane przez Junior : 17-10-2007 o 13:50.
Junior jest offline