Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2007, 18:28   #7
Leonidas
 
Leonidas's Avatar
 
Reputacja: 1 Leonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znanyLeonidas wkrótce będzie znany
Gdzieś na pustyni Tanzec

W samo południe cała pustynia była martwa. Mało które zwierze, a co dopiero człowiek próbował wyjść ze swojego schronienia. Dlatego też książe spędzał tę porę dnia w swoim namiocie. Oprócz niego znajdował się tam człowiek o fizjonomii, którą szlachta zgodnie określa mianem barbarzyńskich.

Casshern nalał wody z bukłaka do dwóch szklanek i podał jedną towarzyszowi. Samo wnętrze namiotu było dość obszerne jak na tutejsze warunki, ale mało bogate: dwa krzesła z oparciami, duży stolik, dwa wypełnione piaskiem materace ogrzewane w nocy jedynie gorącymi kamieniami z ogniska i jakieś prymitywne skrzyneczki gdzie można by schować jakieś rzeczy. Jedyną wyróżniającą się rzeczą w namiocie była ułożona na specjalnej podstawce katana wraz z pochwą.

Był to w zasadzie jedyny element który mógłby wskazywać, że jest to namiot jakiegoś dostojnika. Rzeczywiście, sam fakt, by szlachcic tej pozycji mógł nocować w tych warunkach mógł wzbudzić tylko spazmatyczny atak śmiechu. Młody książe nie wydawał się jednak chyba tym przejmować, tym bardziej, że wygląd jego namiotu nie zmienił się już od miesięcy.
Towarzysz Cassherna milcząco kiwnął głową gdy ten podał mu wodę. Szlachcic usiadł na drugim krześle i przerwał ciszę:
-Dziś w nocy wyruszam… – rzekł pozostając w zamyśleniu.
-Hmm, ma to związek z twoją wczorajszą rozmową?
-I tak i nie - odpowiedział mu Casshern, po czym kontynuował już przytomniej - chwilowo nic tu nie zdziałam, musze pozyskać dalsze fundusze… Sam widziałeś, przełom jest nieunikniony, wkrótce zaczniemy odrabiać straty – uśmiechnął się przy tym i wypił duży łyk wody - dalej jednak musimy postępować rozważnie. Udamy się prosto do stolicy...
-My? – przerwał mu towarzysz - Wiem, że musisz wyjechać, ale myślałem, że zostawisz mnie tutaj, żeby dopilnować pracy
-Mani, będziesz mi tam pomocny. Tu zostanie Maverik, to dobry żołnierz, dopilnuje tu moich interesów, dowiódł już, że można na nim polegać, o to się nie niepokoje. Zaufanego człowieka będę potrzebować w mieście, dlatego musisz jechać ze mną. Będę musiał się pokazać w paru miejscach i porozmawiać z paroma osobami.
-Jak zamierzasz zdobyć pieniądze?
-Zobaczymy jak stoją sprawy jak już dotrzemy do rodowej siedziby. Na razie nie mogę o niczym myśleć. Spędziłem tu za dużo czasu. Nie wiem nic co się dzieje poza naszą osadą… Ciekawe co znowu powie ojciec gdy mnie zobaczy – uśmiechnął się na tę myśl - Pewnie na mój widok od razu wyliczy mi wszystkie te śmiertelnie ważne uroczystości które opuściłem: „budując sobie zameczek z pisku” - jak on to mówi, na tej pustyni… Ech przyjacielu, stokroć bardziej wolałbym tu zostać, tym bardziej jak już jesteśmy tak blisko celu.
Mani wstał i przypiął do pasa tomahawk i założył na głowę chustę:
-Idę powiadomić o twoich decyzjach Maverika i wydać ostatnie rozporządzenia na naszą nieobecność – Casshern kiwną mu głową. Mani był już od dawna jego prawa ręką i przyjacielem zarazem, miał do niego pełne zaufanie. Gdy wyszedł z namiotu książę wstał i podszedł do swojej broni położonej na honorowym miejscu, siadł po turecku i położył ręce na kolanach. Czuł jakiś wewnętrzny niepokój, wiele pochmurnych myśli przelatywało mu przez głowę. Już wkrótce wróci do swojego, ale całkowicie innego świata z całym jego przepychem, zasadami i regułami. Tym razem jednak jego umysł musi być jeszcze czystszy i bystrzejszy niż do tej pory.
Casshern medytował tak przez parę godzin. Gdy słońce wyraźnie już zmierzało ku zachodowi, zaczął się pakować, jeśli to można tak nazwać w rozumieniu szlachcica – wrzucił do worka kilka rzeczy osobistych, jakiś plik papieru i cieplejsze ubranie potrzebne, gdy już wyjdą z pustyni – to wszystko. Na koniec podszedł jeszcze do piedestału gdzie leżała jego broń. Z szacunkiem przywiązał pochwę do pasa, a następnie zgodnie z wyuczonym ruchem schował do niej ceremonialnie katanę. Wielbłądy z zapasem prowiantu i wody były już gotowe. Mani podszedł do księcia:
-Wyruszając teraz dotrzemy do pierwszego obozowiska niedługo po świcie - poinformował go towarzysz.
O tej porze temperatura była już znośna, młody szlachcic po raz ostatni rozejrzał się po okolicy po czym dołączył do swojego przyjaciela.

***
Pustynia Taniec należała do jednych z najbardziej niegościnnych człowiekowi środowisk na całej planecie. Podróż do pierwsze posterunku postawionym na skraju pustyni i miejsca gdzie klimat był już zdecydowanie łagodniejszy zajęła im prawie 3 tygodnie. Musieli przy tym bezwzględnie przestrzegać tempa podróży i podróżować znaną im drogą wyznaczając ją tylko na podstawie pozycji gwiazd i słońca. Pustynia nie wybacza błędów.
Na posterunku przyjęto ich niezwykle gościnnie i serdecznie. Wypoczęli tam jeden dzień. W dniu wyjazdu Casshern posłał po dowódcę garnizonu. Ten zjawił się niemal natychmiast, na twarzy wyraźnie malował mu się niepokój. Gdy wszedł od razu ukłonił się księciu:
-Panie, wzywałeś – czekał w pół ukłonie na reakcje szlachcica, ten wstał i podszedł do mężczyzny:
-Jestem bardzo zadowolony z twojej pracy tutaj – wyciągnął pokaźnej wielkości sakwkę i wręczył ją żołnierzowi. Ten zdziwiony, skłonił się tylko i odpowiedział:
-Wasza miłość, naprawdę, jako nagroda wystarczy mi twoja przychylność – Casshern uśmiechnął się nieznacznie, lecz powtórzył:
-Weź, należy ci się. – mężczyzna nie pozwolił by książę powtórzył się po raz trzeci i posłusznie wziął sakiewkę – wykonujesz tu niezwykle ważne zadanie, a ja zawsze nagradzam trud swoich ludzi. Spisuj się tak dalej, a zajdziesz naprawdę wysoko. Ja pamiętam swoich przyjaciół i nigdy nie zapominam wrogów. Zapamiętaj, że lojalność wobec mnie zaprocentuje ci na niewyobrażalną skale. Możesz już odejść, każ jeszcze przygotować mi i mojemu towarzyszowi konie oraz zaopatrzyć je odpowiednio.
Dowódca posłusznie ukłonił się i wyszedł z pokoju. 15 minut później razem z Manim jechał już w stronę stolicy, ostatni etap ich podróży.
 

Ostatnio edytowane przez Leonidas : 02-11-2007 o 22:12.
Leonidas jest offline