Dziesiątki kamaszy, bucików i butów jak w magicznym transie ubijały wspólny rytm. W takt melodii która dopływała z bliska, raz po raz stukały, pukały, dudniły, stąpały po deskach. A wtórował im śmiech, gwar rozmów i śpiewy. I muzyka!
Kolorowo ubrani mieszkańcy wsi Peresvile, każdy w co miał najlepszego wylegli aby spotkać się i świętować. Bawić w dniu przesilenia, które od zawsze dla nich – ludzi żyjących z ziemi – było tak szczególne. Na tę okoliczność wieś została specjalnie przygotowana. Od tygodnia zewsząd dobiegały zapachy pieczonych ciast, kandyzowanych owoców, ważonych napitków. Dekorowano domostwa, zbijano stoły i scenę na której stary Diter z synami zasiedli grając wesołe melodie. Tradycja zabawy tej nocy była czymś naturalnym. Każdy się cieszył, radował. Nie było zmartwień, nie było animozji. W dniu przesilenia duch wioski zstępował na wszystkich i odnawiał w radości, pogodzie ducha. I jak każdy miał nadzieję – błogosławił dla obfitych plonów.
Nikt się nie obejrzał kiedy zapadł zmrok. Lecz tej nocy nie wniknął do niczyjego serca, zalewając strachem i zwątpieniem. Dziś radość, dziś śpiew i zabawa! Przy której nikt się nie spostrzegł jak nadeszła noc. Nikt nie patrzył na podpitych mężczyzn. Dzieci jakby wiedzione szczęściem i sprytem tak typowym dla ich wieku, uciekały od spojrzeń rodziców i krzątały się pod stołami spijając smakołyki i znajdując zabawę w atmosferze wioskowego święta. A młodzież ośmielona swobodną atmosferą jakby chętniej spoglądała w oczy drugiego i szukała chwil samotności przy blasku księżyca.
Trwało święto!
***
- Lucy! Lucy! Gdzie jesteś? – kobieta o roztrzęsionym spojrzeniu biegła przez las. Błądząc, gubiąc się lecz wciąż zmierzając w stronę którą dyktowało jej serce. W stronę zaginionej córeczki, która zniknęła u brzegu Ciemnego Lasu.
- Że też ta głupia smarkula musiała tu poleźć – po chwili przystanęła i mówiła do siebie gniewnie. Jak zwykle w chwili słabości nadzieja starła się ze złością i desperacją. Po policzkach kobiety popłynęły łzy.
Matka ruszyła pędem przez las. Głębiej i dalej. A ciemne korony zasłoniły jej niebo. Skrywając sylwetkę młodej kobiety w ciemnościach.
- Lucy!! Proszę odezwij… Auć – Kobieta potknęła się i boleśnie upadła na korzeń. Poczuła tępy ból w kolanie. Zamarła na chwilę, choć jej serce wciąż trawił strach o córkę.
I wtedy usłyszała dziwne odgłosy. Z oddali. Stłumione. Jakby widać je było z za mgły. Trzask! Ogniska? Krzyk! Człowieka! Westchnienie? Śpiew? Instrumenty? Całość zlewała się ze sobą tworząc wiraż wrażeń, tak że nikt nie zdołał by odgadnąć czym były te dźwięki. Prostsze były wrażenia i uczucia. Obawy, wyobcowania i odrzucenia. Coś szeptało głośno, tak że niemal ogłuszało – słowa ostrzeżenia i dobrej rady –
Uciekaj
Lecz w kobiecie z wioski zagrały z goła inne uczucia. Rzuciła się przed siebie wprost w gąszcz leszczyny, nie bacząc na to jak rozdzierała ubrania, plątała włosy i raniła twarz.
I nagle wszystko się zmieniło. Tak jakby świat przestał istnieć, a człowiek zagubiony we wszechrzeczy utracił prawo do percepcji. I tak samo nagle odnalazł inny świat. Oślepiający, nowy. Tak że aż trzeba było mrużyć oczy by nie oślepnąć.
Przed kobietą rozpościerał się widok polany. Oświetlonej miriadą lampionów, w których – mogła by przysiąść! – latały ogniki. Polanę zaścielał obrus trawy, na których zasiadały jakieś drobne istoty. Takież grały na przedziwnych instrumentach, nie przestając pląsać. A nader nimi jakby tańczyły w powietrzu inne. Błogosławione nadludzką swobodą ruchu, tańczyły ciesząc się frywolnie. Skakały w powietrzu, wirując w koło drzew. Tak jakby nie musiały stykać się z ziemią. Ale najbardziej piorunujące było ich piękno. Tak lica, gesty, stroje, taniec, muzyka. Wszystko przepełniało duszę kobiety niezwykła harmonią, miłością, pokojem. I zaskoczeniem, zdziwieniem, niezrozumieniem. Tak jakby zobaczyła coś czego nie powinna dojrzeć.
Stała tak chwilę wpatrując się w istoty z legend – duchy lasu. Które w swym pląsie zdawały się całkiem nie przejmować przybyszem. Jak i małą dziewczynką która zasiadła na środku polany i wpatrując się w elfy, śmiała się radośnie.
- Lucy!
Matka ruszyła w stronę córki. Jakiś tancerz zawirował w koło niej, muskając ją rękawem. Ktoś inny wyłonił się jak z pod ziemi, by po chwili zniknąć. Zawirował wiatr, lecz dla niej liczyła się tylko Lucy. Dopadła do córki i zamknęła ją w uścisku.
- Bądź pozdrowiona kobieto z poza lasu – przepiękny młodzieniec o długich kasztanowych włosach i lśniących cudnie oczach podszedł do kobiety – Zechcesz się do nas przyłączyć?
- Ja tylko chcę do domu. – kobieta zaczęła się rozglądać tak jakby dopiero do niej dotarło jak daleko zabrnęła w las.
- Oczywiście. Ogniki wskażą ci drogę – mężczyzna wykonał ruch, a pobliskie zarosła jakby rozstąpiły się, ukazując ścieżkę przez las. A może była tam zawsze, lecz teraz kilka ogników zataczając kręgi rozświetliły przejście.
Kobieta uśmiechnęła się poczym, poderwała na nogi by w szalonym pędzie ruszyć w stronę domu. Lecz córka, która jeszcze przed chwila spoczywała w jej ramionach, wyślizgnęła się. Kobieta z przerażeniem obserwowała jak Lucy spogląda na elfa, który nachyliwszy się ku niej szeptał coś do ucha.
- Lucy, chodź do mnie. – w głosie kobiety czuć było strach.
- Ona nie pójdzie z Tobą.
Mała Lucy stanęła obok elfa i objęła jego nogę. Jej wzrok był mętny, choć twarz zdobił beztroski uśmiech.
- Możesz odejść Dhoine. Lecz Lucy pozostanie. Takie mówi prawo lasu. Bowiem dziś jest noc przesilenia.
Wszyscy w koło wpatrywali się w kobietę. Już nikt nie tańczył, ucichły śpiewy i muzyka. Wszyscy spoglądali poważnie na kobietę. Ich twarze były obce, nieprzeniknione. Niczym drzewa które kołysane wiatrem, zdają się trwałe i nie ulegają zmianie.
Po czym ich sylwetki poczęły blaknąć. Niknąć w ciemnościach. Szum wiatru dopływał niczym z daleka. Wszystko było takie spokojne, senne, powolne.
***
Wstał piękny dzień. Słońce nie skrępowane choć jedną chmurą opromieniało dolinę i skraj Lasu. W wiosce trwały leniwe prace. Ludzie krzątali się sprzątając po świątecznej uczcie. Tak że nikt nie dostrzegł sylwetki kobiety, która znalazła sen na skraju lasu i teraz kiedy promienie słońca zaległy na jej policzku zbudziła się ze snu. Który na jawie, wcale nie okazała się sennym koszmarem…
-----------------------------------A---TERAZ---KONKRETY------------------------------------
Witam grzecznie, wszystkich którzy przetrwali ten wstęp. Zauważyłem że Lubicie wstępy. Do końca nie wiem czemu, ale nie będę wnikał. Pewnie ma on sporo wspólnego z tym jak myślę o nadarzającej się sesji.
Planuję poprowadzić sesję warhammera. Obiecuję sobie że będzie on mocno nasycony magia. Pewnie będę krążył w koło skrajnych wartości definiując dobro i zło. Sporo brudów, szarości, zwątpienia. Upadające rasy, obce kultury. Epokowe zdarzenia, miejsce dla herosów. I wszędzie skaza, drugi dno, druga strona medalu. Rozpadający się świat, w którym wciąż jest nadzieja. Tak widzę warhammera.
Chciałbym opowiedzieć pewną historię. W głowie masa pomysłów, ale brakuje graczy. Więc zapraszam. Pamiętajcie Moi Mili, że w tej sesji wiele zależy od Was. Chcę pozostawiać Wam duże pole do popisu. Również sporo oczekuję – bo zaangażowania literackiego.
No ale miały być konkrety…
Sesja pewnie nie będzie bardzo dynamiczna. 2-3 wpisy z mojej strony per tydzień to max.
Graczy przyjmę… chyba. Niewielu. 2-4?
Rasy dowolne, ale zapewniam że ludzie to najlepszy materiał do gry.
Miejsce akcji? Na tę chwilę dowolne. Myślę o Imperium. Ale przesiedlić sesję mogę wszędzie.
Zagramy według 1szej edycji. Ale bardziej od statystyk interesuje mnie opis.
Napiszcie wszystko co zechcecie o nim mi powiedzieć. A statystyki jakoś się dorobi.
Sugeruję coś w okolicach podstawowej kreacji.
O przyjęciu zdecyduje bazując na wrażeniach z lektury fajnych opisów postaci (jakie oczywiście otrzymam). Ale bardziej interesuje mnie gracz niż postać. Dlatego proszę aby kandydaci podali próbkę tekstu z którego najbardziej są dumni. Np. konkretny wpis na forum LI.
Proszę przesyłajcie karty postaci na PW.
Na pytania odpowiem. Oczywiście. Tu.
Zapraszam serdecznie
Mariusz