Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2007, 19:36   #14
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Jak to mówią, raz się żyje. Spróbuję.
Wiek: 17
Problemy: Chaotyczne pisanie, problemy z jakimś większym opisywaniem świata widzianego oczami mojego bohatera. Mam nadzieje, że nauczę się barwniej opisywać osoby, miejsca, charakter postaci itp.
Motyw przewodni: Mafia lub inaczej: zorganizowana grupa przęstępcza. Historia osadzone może nie w czasach współczesnych byle tylko z zachowaniem hierarchii: don, cappo, consigliere itd. Porachunki między rodzinami(organizacjami) mafijnymi. Zdrada, kłamstwa, przemoc, brutalność. Postacie to zwykli żołnierze(soldatti) mający swoje kłopoty. Możliwość awansu na wyższe stanowiska oprócz dona. Interesy "rodziny" zaczynają ingerować co raz bardziej w życie rodzin każdego z żołnierzy.
Opowiadanie:
Nowy York rok 1933r.
Edward Braham prosto po służbie udał się do swojego ulubionego klubu "Maddy Day". Wyszedł z posterunku już dobrze po ósmej. Na szczęście, dla niego, nie miał do kogo wracać do domu. Przez ostatnie dni Braham cieszył się jak dziecko. Powodem tej wielkiej radości było zniesienie dokładnie trzy dni wcześniej prohibicji w całych Stanach Zjednoczonych. Policjant bardzo cieszył się z odzyskania swobody picia swojego ulubionego trunku. Jako policjant nie mógł w sumie narzekać na brak alkoholu. Praktycznie codziennie konfiskowali nielegalny transport whisky. Wystarczyło tylko ukradkiem zabrać flaszeczkę i delektować się. Ale teraz można było to robić bez zbytniego krycia się.

Gdy wyszedł z posterunku, zatrzymał się na chwile by zapalić papierosa. Wiatr był silny więc, zmarnował kilka zapałek. Okrył się bardziej płaszczem i ruszył przed siebie. Starał sie omijać kałurze, w końcu założył dzisiaj nowe buty.

Klub był niedaleko posterunku. Czerwony neon "Maddy Day" wiszący nad drzwiami oświetlał wygoloną twarz bramkarza, przez co wyglądał on dosyć groźnie. Edward zgasił peta i udał się w kierunku wejścia. -Stój chłopcze! Za wejście się płaci.- powiedział niezbyt miło ochroniarz. -Chłopcze! TY chyba nie wiesz do kogo mówisz!- odpowiedział lekko poddenerwowany policjant. Ta góra mięśni zatrzymuje go, przez co traci on swój cenny czas. Wyciągnął z kieszeni odznakę i pokazał ją bramkarzowi. -Najmocniej przepraszam. Proszę niech pan wejdzie.- powiedział lekko przestraszony bramkarz i wskazał ręką wejście. Edward wszedł szybko do lokalu. Od wejścia uderzył go ostry zapach papierosów. Zostawił płaszcz w szatni i udał się do głównej sali. Od razu podszedł do niego kelner i wskazał wolny stolik. Policjant poszedł za nim i usiadł na wyznaczonym miejscu. W sali było dosyć ciemno, delikatne lampki palące się na każdym ze stolików dawały trochę światła. Na mocno oświetlonej scenie z przodu sali śpiewała jakaś młoda dziewczyna. Śpiewała delikatnie przy dźwiękach jazzu. To wszystko nadawało knajpce niesamowitego uroku. Braham zapalił kolejnego papierosa i zamówił butelkę whisky. To był jego ulubiony sposób spędzania wolnego czasu. Szklaneczka dobrej whisky i jazz. Podziwiając urodę piosenkarki Braham zauważył, że blisko sceny jest wolny stolik na cztery osoby. *Dziwne*- pomyślał - *wieczorem zawsze było dużo osób.* Nagle wyjaśnienie tej dziwnej sytuacji weszło do lokalu. Byli to czterej mężczyźni. Jeden, pokaźnie zbudowany, idący z przodu, tuż za nim mniejszy i trochę grubszy człowiek w drogim garniturze. Braham rozpoznał tego człowieka natychmiast. Był to szef świata podziemnego, sam don Giovanni Baltore. Pozostałej dwójki osób policjant nie znał. Wiedział tylko, że jeżeli spotykają się tutaj, to musi tu chodzić o jakieś lewe interesy. Podeszli do tego wolnego stolika blisko sceny. Ochroniarz dona omiótł wzrokiem całą salę i usiadł. Brahamowi wydawało się, że na nim zatrzymał się chwilkę. Ale może było to tylko złudzenie. Na razie wrócił do picia whisky.

Minęło pół godziny. Braham wypił całkiem niedużo. Nie chciał tak szybko się upić. Od czasu do czasu zyrkał na stolik gangsterów. Może to właśnie będzie sytuacja, która zmieni jego życie. Jakby to wyglądało na pierwszych stronach gazet: "Dzielny oficer policji aresztuje najgroźniejszego mafioso." Ile to przyjemności by sie z tym wiązało: awans, większe pieniądze, kobiety i najważniejsze, więcej alkoholu. *Może mi się udać, muszę ich tylko złapać na gorącym uczynku.* - pomyślał Edward. Nagle nadażyła się okazja. Czterej mężczyźnie wstali i zaczęli się kierować ku wyjściu. Braham wiedział, że jeżeli teraz zamarnuje szansę, to druga taka okazja już się nie zdarzy. *Jest ich czterech, bułka z masłem.*- pomyślał policjant. Wstał, rzucił zapłatę z napiwkiem na stół i powoli ruszył za grupką osób. Odebrał swój płaszcz i wyszedł na zewnątrz. Zauważył, że mężczyźni weszli w uliczkę miedzy blokami. Braham skulił się i ruszył szybkim krokiem w stronę uliczki. Oparł się o ścianę i i nadstawił ucha. -A więc myślę, że możemy od razu teraz sfinalizować naszą tranzakcję.- Braham rozpoznał głos. Należał on do samego dona. *Teraz jest moja szansa!*- pomyślał zadowolony Braham i wyskoczył zza ściany z bronią w ręku. -Ręcę do góry panowie! Macie się nie ...- nagle poczuł ostre ukłucie w brzuchu. Jak mógł popełnić taki straszny błąd. Był zbyt pewny, że gangsterów jest rzeczywiście czwórka. Niestety stały tam dwa samochody, jeden za drugim. Przy jednym stał don i osoby, które były z nim w restauracji. Przy drugim samochodzie stało czterech, bardzo dobrze zbudowanych ochroniarzy dona. -Proszę, proszę kogo my tu widzimy. Kolejny dzielny policjant.- powiedział spokojnie Giovanni - Jednak miałeś rację co do niego.- teraz zwrócił się do swojego ochroniarza z którym był w barze. -Słuchaj człowieczku nie możesz mi nic zrobić. Moi ludzie załatwią cię w pięć sekund. A z resztą sam zobacz.- powiedział. Braham zauważył jak pięciu ochroniarzy wyciąga swoje pistolety. Wiedział, że nie ma szans. Nawet jak zabije jednego to i tak zostanie reszta, która trafi w niego bez problemu. Braham opuścił broń. Giovanni skinął ręką na jednego z goryli a ten podszedł do policjanta i zabrał pistolet. -My pojedziemy do domu, załatwić resztę formalności a wy zajmijcie się naszym policjancikiem.- powiedział don Giovanni i wsiadł do samochodu razem z resztą towarzyszy. Ochroniarz stojący przy Edwardzie uderzył go w brzuch tak mocno, że ten stracił przytomność.

Gdy Braham obudził, dalej bolał go brzuch. Wiedział, że to jego koniec. Bał się śmierci. Powoli otworzył oczy. Było ciemno. On leżał na czymś miękkim. Nie wiedział za bardzo co to. Po chwili zapaliły się światła reflektorów samochodu. Światło oświetliło drzewa. Edward wiedział. Są w lesie. A więc tu przyjdzie mu zginąć. Starał się poruszyć. Niestety miał związane ręce i nogi. Podszedł do niego jeden z ochroniarzy. -Nie martw się, załatwimy to szybko.- powiedział chłodnym głosem. Podniósł nie co Brahama. -Klękaj!- krzyknał gangster. Policjant posłuchał. Za chwilę będzie po wszystkim. Bandzior przystawił mu lufę do skroni. Po chwili Braham zauważył jasne światło. Nie czuł już nic. Jasność ogarnęła go całego. Już nie żył.
 
Morfik jest offline