Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2007, 19:36   #15
Sumar
 
Sumar's Avatar
 
Reputacja: 1 Sumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputację
Wiek: 16 - Tak, chyba należę do najliczniejszej grupy wiekowej zgłaszających się.

Problemy: Problemy sprawia mi poukładanie wszystkiego poklei "na papierze". W głowie coś tam jest, coś siedzi... ale czasem gubię się w zapisywaniu. Do tego chciałbym mieć wypowiedzi bardziej szczegółowe i pociągające. Ogólnie uważam siebie za średniego Storytelingowca, a chciałbym to robić lepiej.

Motyw przewodni Warsztatów: Świat typu Warhammer, Wiedźmin, D&D - Fantasy. Walka ze złem - przede wszystkim ze złem w sobie. (Trudno mi wytłuamczyć w dwóch słowach XD )

Opowiadanie:

Post z sesji "Inny Świat", który uważam za udany:

"Sumar Ghanbret bardzo zadowolony ze światła zaczął opowiadać jakąś historie z dzieciństwa, jak był jeszcze młody i wybrał się z Ojcem na jakieś stworki, coby zobaczył że świat "...to nie tylko macanie cycków i klepanie w rzyć, jeno także wiele wiencej...", jak to powiedział ojciec Sumara (który z resztą macanie i klepanie uważał za rzecz najistotniejszą w życiu Krasnala). No, w każdym razie historia traktowała o tym jak Sumar się zgubił i pierwszy raz musiał sobie poradzić bez światła... Opowiadając co jakiś czas sprawdzał, czy ma ze sobą swój topór.
W między czasie popatrzył na wilka... lubił wilki, bo jego przyjaciel był wielkim znawcą tych zwierząt, no to i on nieco o nich już wiedział...
Najogólniej rzecz biorąc Krasnoludowi język się rozplątał, jak po dobrych kilku piwach, chyba dlatego, że wszystko to, tak go przerosło, te sytuacje dziwne i niestworzone, że musiał po prostu odreagować. A że było do kogo gadać, to i gadał."

A to z sesji prowadzonej przeze mnie:

"- Nie żyją. Kate i Aranel nie żyją - te słowa uderzyły wasze umysły z takim łomotem, jak wielki kamienny golem zapadający z ogromnej góry, na każdym stopniu tracąc jakąś cześć swojego "ciała" powodując tym jeszcze większy łomot i przerażenie w umysłach.
- W stajni znalazłem ich ciała. Zostali zarżnięci jak świnie. - dokończył Bruno. Sami nie wiedzieliście co myśleć... Jak to? Czemu? O co w ogóle tu chodzi?
- O Boże... - wysapnęła córka karczmarza, po czym zemdlała.
Sam karczmarz nie wiedział co powiedzieć, jak z resztą większość z was.

Vintillian zaczął wychwytywać w myślach wszystko co mogło być z tym związane.
Było cicho... mijały wieki... "Wieki milczenia, które nie przestają drążyć w głowie pustki i przepełnienia..."

Nagle wasza trójka jednocześnie wyszeptała: "Vanessa". Dokładnie w tym samym momencie było słychać z zewnątrz czyjś krótki i głośny, ale bardzo przerażający krzyk. Wszyscy go usłyszeliście... jedynie karczmarz na to nie zareagował. Jednak wy go usłyszeliście dobrze... Nie był to zwykły krzyk. Taki krzyk od razu nasuwa na myśl ogromne cierpienie, ogromny ból i przerażenie.

Wszyscy wybiegliście z karczmy.
Było ciemno... jak w nocy, chociaż był ranek. Ogromne ciemne chmury zdawały się rozciągać aż do samej ziemi.

Wtedy zobaczyliście Vanessę. Trzymało ją za ramiona dwóch silnych mężczyzn, a trzeci patrzył się na was i trzymał przy szyi pólefki sztylet. Patrzył na was i śmiał się... śmiał się, ale nie wiedzieliście sami, czy śmiał się naprawdę, czy tylko wam się tak wydawało. Ale był to śmiech donośny i bardzo dobitny.
Ciemność nie pozwalała przyjrzeć się jego twarzy. Staliście 20 kroków od nich.
- Hie, hie... i co teraz? Dalej chcecie się dowiedzieć czegoś więcej o CZARNYM? - No tak! To był On! Teraz go rozpoznaliście... Mężczyzna, który teraz trzymał sztylet przy szyi waszej, bądź co bądź, towarzyszki, to był ten mężczyzna w czarnym płaszczu... ten sam co w wiosce.
- Wykruszacie się... Ona, już odwaliła za mnie robotę i dwóch waszych zabiła... hehe. Oddajcie kamyczki... naprawdę... Będzie łatwiej. Chyba że chcecie się pobawić. Ja się lubię bawić... - powiedział "czarny" a jego sztylet, rozjaśniał.

Vanessa:
Wyszłaś z koniem... podjechałaś zaledwie kawałek, gdy nagle coś cisnęło Tobą mocno o ziemię. Dwóch mężczyzn chwyciło cię mocno za ramiona i szarpnęło do góry. Pozornie nie było szans się wyrwać. Zaczęłaś się zastanawiać jakim cudem dałaś się tak łatwo złapać? Jak ktokolwiek mógł Cię zrzucić z konia?! To nie możliwe.

Za chwilę podszedł do Ciebie mężczyzna w czarnym długim płaszczu, z szaleńczym, wręcz nienormalnym uśmiechem. Podszedł do Ciebie, po czym wyciągnął sztylet. Twój sztylet! Jednak nawet Ciebie nie dotknął, posłużył się magią... To tak Cię zrzucił z konia... co jednak również było dziwne.
Nie krzyknęłaś.

Za chwile zobaczyłaś swoich "towarzyszy".

-Hie, hie... i co teraz? Dalej chce się dowiedzieć czegoś więcej o CZARNYM? - powiedział Ci koło ucha. Gdybyś mogła od razu byś oberżnęła mu ucho, ale nie mogłaś się nawet ruszyć. Nie mogłaś się nawet szarpnąć.
- Wykruszacie się... Ona, już odwaliła za mnie robotę i dwóch waszych zabiła... hehe. Oddajcie kamyczki... naprawdę... Będzie łatwiej. Chyba że chcecie się pobawić. Ja się lubię bawić... - Ten gość za dużo wiedział.

Mogłabyś spróbować szybko wyciągnąć nóż, albo rapier... jeżeli tylko uda ci się ruszyć. Dwóch mężczyzn, którzy trzymali Cię za ramiona nie było problemem... Tu trzymała Cię jeszcze jakaś siła... "


I może coś krótkiego ode mnie napisanego teraz tak po prostu. Bo niestety dziś dopiero zauważyłem tą rekrutację, a chciałbym bardzo wziąć udział, więc muszę wszystko na szybko. No to:

"Dellin popatrzył jeszcze raz na ta dziewczynę. "Kurcze, to rzeczywiście ona" pomyślał. Była to ta sama dziewczyna, którą poznał pewnego razu na obozie. Właściwie ona go chyba nie widziała, ale Dellin przyglądał jej się kiedy tylko i mógł i kiedy tylko ona nie widziała. Ale to było dobre 12 miesięcy temu. To kupa czasu, szczególnie dla 17-nastoletniego chłopaka. Wtedy nie miał w ogóle śmiałości podejść, jednak po tym roku który minął, zmieniło się trochę w jego życiu i po prostu podszedł do grupki dziewczyn, gdzie stała ta dziewczyna.
- Hej, nie wiecie może gdzie jest Ben? Taki wyższy ode mnie chłopak z blond włosami i taki w ogóle dziwny? - zapytał uśmiechając się do nich.
- Hej! To nie ty w zeszłym roku na obozie non stop wpatrywałeś się we mnie? - wypaliła owa dziewczyna.
- Jja? Heh... - zaśmiał się jakby niezręcznie Dellin - No może... Czekaj! Alicja, tak?
- Tak! Ha jednak pamiętasz? - uśmiechnęła się do niego dziewczyna nazwana Alicją.
- No Ciebie to pamiętam. - mówił chłopak drapiąc się po głowie probując udawać że nie pamięta wszystkiego. Jednocześnie spojrzał na biust dziewczyny, bądź co bądź całkiem spory."


Tylko tyle, bo czas nie pozwala.


Pozdrawiam, pa.
 
__________________
Question everything.
Sumar jest offline