Wątek: [Sesja]JetBlack
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2007, 00:03   #2
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
“on a long and lonely highway east of omaha
you can listen to the engine, moanin out as one long song...”


Białe strużki niepotrzebnej farby spływają po mojej klatce piersiowej wraz z gorącymi strumieniami sączącymi się leniwie z prysznica. Barwnik skapuje również z moich dłoni zbierając się na chwile u mych stóp, by po sekundzie zniknąć chaotycznym wirem w odpływie kabiny. Ciśnienie wody masuje i rozluźnia spięte mięśnie; delikatny, kojący szum zagłusza jedną, jedyną piosenką ulubionego zespołu Juniora.

Woda spływa mi po twarzy nabierając nieznacznie słonego posmaku.

Wyłączam prysznic jedną myślą i nieznacznym ruchem dłoni, którą już chwilę potem wycieram ciało za pomocą - o dziwo - świeżo wypranego ręcznika.
Przy okazji spoglądam w lustro na jedyne oblicze, którego zdarzało mi się szczerze nienawidzić. Szybko omijam oczy i sprawdzam odświeżony image, porównując go ze zdjęciem z jakiejś witryny, na którą przypadkiem wpadłem.
Może następnym razem zostawię pare rudych pasemek…

Owinięty ręcznikiem wychodzę do kuchni, omiatając wzrokiem posprzątany z nudów pokój, i jeszcze raz odczytuje ostatniego maila. Zaplatając warkocz na brodzie ponownie wczytuje wszystkie dane o „Infinity”. Uśmiechnięty, gładkolicy asystent podaje mi informacje wraz ze zdjęciami, oraz przypomina o spotkaniu o 21:00.
Mam jeszcze czas. Dojem pizze, wysuszę włosy i szybko się ubiorę.

„…and your thoughts will soon be wandering the way they always do
when you're riding sixteen hours and there's nothing much to do
you don't feel much like travelin', you just wish the trip was through...”


Czy w ogóle można mówić o ciemności w Seattle? Masy neonów zalewające ulice swoim blichtrowym blaskiem wypaczyły ze świadomości przechodniów ciemność.
Spoglądam na siebie jeszcze raz w poblasku reklam. Czarne, wypastowane skórzane buty, ciemnoniebieskie jeansy i czarna koszula zapięta pod szyją i włożona w spodnie. Na niej rozpięta brązowa kurtka ze sporymi kieszeniami, skrojona trochę na wojskowy styl; w jednej z kieszeń nieodzowna paczka fajek. Brodę i włosy staranie zaplotłem w warkocze jeszcze przed lustrem - nie ma co już sprawdzać. Zresztą zamówiona taksówka podjechała już, by zabrać mnie w na spotkanie.

Miasto mija mnie rozkrzyczanym, napalonym i naćpanym tłumem. Ze wszystkich stron atakuje mnie spam i neonowe miliardy nujenów wydane na kampanie marketingowe. Większość to i tak niewart splunięcia kicz…
Życie niewarte splunięcia… ciało nie warte złamanego jena… z awatarem jest już inaczej…
Uśmiecham się sam do siebie, zaciągając się papierosem w przytulnym zaciszu taryfy.

„…you walk into a restaraunt, strung out from the road
and you feel the eyes upon you, as you're shaking off the cold
you pretend it doesn't bother you, but you just want to explode
sometimes you can here 'em talk, other times you can't...”


Stoję przed dawnym Domem Bożym. Jak większość większość przebrzmiałych bogów tak i ten przegrał z nauką, popędem i kasą. Teraz ustawiają się tutaj kolejki. Przed kilkunastoma latami, zapewne stałych klientów tego przybytku można było zliczyć na palcach u rąk, a średnia ich wieku dawno już sięgnęła granic przydatności do spożycia. Śmiać mi się chcę, bo niektórzy z tych, co tu czekają nawet nie wiedzą jeszcze, co to spożycie.

Tak, oto ja: samotny krasnolud; dołączam do cudownego ogonka szczurzego pędu i zapalając kolejna fajkę powoli dreptam do przodu, spoglądając co jakiś czas na zegarek. Sprawdzam maila, potem menu baru, aktualności, archiwum newsów, jeszcze raz menu, potem oficjalne rekordy policyjne o napadach w okolicy i cholernie się cieszę, że sprawdziłem wcześniej, że są tu kolejki.
Mógłbym oczywiście podejść do ochroniarzy - tych wyższych dwa razy ode mnie orków o inteligencji główki kapusty - wetknąć im kredchip między oczy, albo gdzieś i wejść szybciej. Nie lubię jednak robić wokół siebie szumu. W rozpychaniu łokciami zawsze lepszy był ode mnie Junior. Sęk w tym, że Trolle mają w tym naturalne predyspozycje i warunki fizyczne. Krasnoludy już niekoniecznie. Uśmiecham się sam do siebie.


„…all the same 'ole cliches: is that a woman or a man?
and you always seem outnumbered, you dare not make a stand...”


Dźwięk, zapach perfum i potu ogłuszają mnie na progu, lecz to chyba naturalna aura każdej knajpy. Prostuję plecy i napinam wyćwiczone mięsnie przybierając pozę numer cztery – umiarkowany macho. Następnie dziarskim krokiem ruszam w stronę baru, odrzucając wstępną ofertę zakupu drinka.

Dobrze zaopatrzony bar rozpościera przede mną swoje ramiona jak niegdyś w tym miejscu duchowni przed wiernymi. Miejsc przy barze oczywiście nie ma; dopycham się więc jak tylko mogę i oparty piersią o kontuar wołam pierwszą lepszą osobę pracującą za barem.
Adrenalina uderza w nerwy subtelna nuta zdenerwowania zmieszanego z podnieceniem. Wracam do biznesu…

- Szukam Sarissy – słyszę swój własny lekko zachrypły głos.

„…out there in the spotlight, your a million miles away
every ounce of energy, you try to give away
and the sweat pours from your body, like the music that you play...
there I go, turn the page...”
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline