Celedine Daewien
Niewysoka a sylwetka stała nieruchomo pozwalając alby otoczenie zgrało się w całość. Jej długi czarny płaszcz mocno kontrastował się z otoczeniem, nieustannie miała zakrytą twarz wielkim kapturem. Na plecach przewieszony miała łuk i kołczan ze strzałami. Pod grubym płaszczem nie widac było żadnej innej broni.
Szok i smutek po stoczonej bitwie w dalszym ciągu jej towarzyszył. Zrobiła kilka chwiejnych kroków w stronę północy. Po czym przykucnęła zatapiając dłonie w śniegu. Lodowate zimno zmroziło jej skórę i otrzeźwiło myśli. Było jej niedobrze ale udało jej się nie dopuścić do wymiotowania. Wstała powoli chowając dłonie w fałdy płaszcza. Rozejrzała się po zgromadzonych. Niektórych znała z widzenia a niektórych widziała po raz pierwszy.
~ dlaczego ja ?~ powiedziała sama do siebie zerkając na wymiotującego kolegę, a następnie na strażnika
Następnie rozejrzała się po okolicy korony drzew pokryte śniegiem, gdzieś w oddali wysokie wierzchołki spoglądające uważnie na skąpaną w śniegu dolinę.
-Widzisz tego rysia O tam na skraju lasy przed nami. PamiÄ™tasz co mówiÅ‚ nam Arcymag Nurod przed wyrzuszeniem ,,Strzeszcie siÄ™ wszelakich zwierzÄ…t bowiem mogÄ… to być szpiedzy Mrocznych Mistrzów'' być może to jeden z nich. Mam dziwne przeczucie. – usÅ‚yszaÅ‚a czyjÅ› gÅ‚os za plecami
Celedine chciała odpowiedzieć, że nekromaci nie mogli tak szybko dowiedzieć się o ich położeniu kiedy to osoba mówiąca zaczęła biec w stronę lasu po czym zniknęła gdzieś w jego głębi.
- ruszajmy już... – powiedziaÅ‚a cicho i melodyjnie, po czym opatuliÅ‚a siÄ™ szczelnie pÅ‚aszczem i nie czekajÄ…c na odpowiedz towarzyszy ruszyÅ‚a w stronÄ™ lasu. ByÅ‚o jej coraz zimniej nie mogÅ‚a dÅ‚użej stać w miejscu.
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia... |