Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2007, 01:41   #113
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Akt I Starówka
Scena 5 Odejście
Stare Miasto, barykada na ul. Długiej 1 IX 1944 20.40 – 2 IX 1944 3.45

23 sierpnia 1944
Będziemy się ewakuować. Nie mogę napisać skąd i gdzie, kapral mówił, żeby unikać takich informacji w pamiętnikach. Mój to ledwie kilka kartek, ale go rozumiem.
A co do tej ewakuacji to mam problem, przecież Junak nie da rady przejść... jak my przechodzimy. Muszę popytać, kiedy będą przewozy rannych. Nie wiem jak oni chcą się przebić, ale pewnie mają jakiś bezpieczny zakątek. Koniecznie muszę się dowiedzieć!
Nie wiem tylko czy mówić teraz o tym Junakowi. Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy mieć tajemnic, ale... nie chcę, żeby się martwił. Ta rana naprawdę mi się nie podoba, szczególnie boje się o płuca...
Muszę iść.
Zapis z 23 sierpnia 1944, Pamiętnik Anyżkowej Panienki („Basi”)

[media]http://schlaufox.googlepages.com/kolumb1.mp3[/media] Odeszli. Ucichł nawet rumor silników czołgowych. Ustał ostrzał artyleryjskich. Upragniony wieczór, a potem noc. Ciemności zapadły jakąś godzinę wcześniej, dym zasnuł kompletnie niebo. Teraz to, co zostało z plutonu „Wiernego” odpoczywało na kwaterze w kamienicy, nieopodal barykady na Długiej. Niewiele było rozmów. Tego dnia stracili sześciu towarzyszy. „Niusia” zabita przez odłamek, „Krzysztof” rozerwany pociskiem artyleryjskim. Potem „Dyzio” spalony przez miotacz, „Drągal” skoszony z kaemu, „Antoś” wykrwawiający się przez wielką ranę w piersi. I wreszcie „Kruk”, który żył nikomu nie wadząc i umarł tak, że nikt nie spostrzegł. W ciągu dnia sześciu. Hekatomba. Zostało ich ośmioro, dziewięcioro z nieprzytomnym „Junakiem”. Dlaczego właśnie „Junaka” mieli wlec ze sobą. W szpitalu na Długiej było jeszcze kilkudziesięciu „wigierczyków”. Dlaczego on? Bo to chłopak „Basi”? A inni nie mieli dziewczyn? Żon? Matek? „Wierny” wpatrywał się w niebo, na próżno wypatrując gwiazd. Nawet nie wiedział, kiedy pojawił się obok niego „Daniel”. Snajper przysiadł bez słowa obok swego dowódcy i kolegi jeszcze sprzed wojny. Tu nie trzeba było słów.


„Junak” przebudził się z niespokojnego snu. Oblizał spierzchnięte usta i delikatnie poruszył głową, próbując przebić wzrokiem panujące wokół ciemności. Usłyszał czyjeś chrapanie. Kto to mógł być? „Drągal”? Może „Jastrząb”? Oni tak chrapali? Gdzie on jest? To nie szpital, brakowało tego odoru śmierci, umierania. Nie słyszał jęków. Za to czuł jej obecność:
- „Basiu”, „Basiu”… - suchy, cichy szept poniósł się w pomieszczeniu. Sanitariuszka momentalnie otworzyła oczy. Oczy „Junaka” niezdrowo lśniły w ciemnościach. On żył, odzyskał przytomność! Wyjdzie z tego! „Basia” wciąż nie mogła zapomnieć twarzy umierającego „Antosia” w nocnych majakach zmieniał się ona raz to w oblicze „junaka”, innym razem sanitariuszka widziała własną twarz z krwią na ustach.


„Chmura” wreszcie uspokoił się, ale wciąż w nozdrzach czuł swąd dymu, prochu, trupów. Oparł się o ścianę kamienicy posiekaną odłamkami. W bezsilnym gniewie uderzył pięścią w mur. Raz, drugi, trzeci. Ból nieco go otrzeźwił. Dłonią otarł rodzące się łzy. Teraz dopiero poczuł jak trzęsą mu się nogi. Tak samo się czuł wtedy, gdy sprzedał tę rodzinę żydowską. Miał ochotę zwiać najdalej stąd, ale nie, nie czas. Nie miejsce. Jeszcze nie. Wyprostował się i przywołał ów cwaniacki uśmieszek na twarz i ruszył w stronę barykady. Widział „Wiernego” i siedzącego obok niego „Daniela”. Snajper coś pogwizdywał. „Chmura” poczuł falę mimowolnej sympatii do tego bubka z dobrej rodziny. Rzecz jasna nawet przed sobą było mu się ciężko do tego przyznać, a co dopiero przy innych. Podszedł bliżej:
- O i nasz strzelec zlazł na dół. Zimno się na górze bratku zrobiło czy samotność zaczęła doskwierać?
„Daniel” tylko wzruszył ramionami, nawet nie spojrzał na kaprala, który znów poczuł zimną wściekłość. I nie wiedział czy do kolegi z oddziału, „Wiernego”, czy całego tego burdelu, który ich otaczał.


„Jonasz” szybko zasnął, jak zawsze. I szybko się wyspał. Im starszy był, tym krócej spał. Tak przynajmniej to sobie tłumaczył, bo trudno by było mu przyznać przed samym sobą, że to sny mu nie dają spokoju. Po raz pierwszy nie śnił o mężczyźnie, który przed śmiercią chciał coś rzec, odpowiedzieć, być może wytłumaczyć się. Kula z parabelki „Jonasza” nie dała mu tej szansy. Tym razem nie jego widział w nocnych majaczeniach. „Jonasz” zobaczył po raz kolejny małego „Dyzia” jak pędzi przez kościelną nawą , ciągnąc pióropusz ognia. Słyszał jego piskliwy krzyk. Widział „Wiernego” jak dobija chłopaka z peemu. Sierżant przeciągnął się i wstał. Niedługo zejdą do kanałów. Może faktycznie lepiej wziąć pistolet maszynowy? Zostały dwa - po „Kruku” i po „Antosiu”. Z innej strony emgie powinien wejść w kanały. PIATa też żal się pozbywać. Został MG-42 po „Drągalu”, lepszy od MG-34. I pewnie kilka bębnów amunicją.
W tej samej chwili usłyszał czyjeś kroki od strony powstańczej. Podrzucił erkaem, ale okazało się, że to łączniczka ze sztabu od „Wachnowskiego”. Przybyła z rozkazami do „Wiernego” i „Kmicica”. Sierżant zaprowadził ją do swojego dowódcy. Porucznik wziął zwitek papieru i rozwinął. Rozkaz ewakuacji do kanałów. Pierwszy rusza „Kmicic”, o 3.30. Drugi „Wierny” ze swoimi ludźmi. Gdzieś kwadrans później. Prawdopodobnie będą ostatnim oddziałem powstańczym, jaki opuści Starówkę.


Od strony Placu Krasińskich nagle dosłyszeli krzyki. Pewnie znów wybuchła kłótnia o kolejność ewakuacji. Nawet stad, w nocy widzieli mrowie cywilów i powstańców tłoczących się przy włazie, którego strzegli żandarmi „Barry’ego”.


„Grom” nie mógł zasnąć. Ale nie był jedyny. Obok „Czarny” postękiwał z bólu. Widać rana ręki zaczęła mu poważnie doskwierać. Chłopak się nie skarżył, co rusz jedna sprawdzał opatrunek, poprawiał go, licząc być może, że to choć trochę przyniesie mu ulgę. „Grom” obserwował kompana. Wreszcie podniósł się i poszedł na zewnątrz opróżnić pęcherz. Ne zewnątrz było chłodniej. Poczuł nagły dreszcz. Poruszył ramionami, starając się zabić zimno. Gdzieś z południa usłyszał jazgot cekaemu. Powstrzymał chęć padnięcia za najbliższą osłonę. Zastanawiał się nie nad tym, ile jeszcze wytrzyma, ale kiedy przyjdzie jego kolej, bo właśnie w tej chwili zrozumiał z niezwykłą pewnością siebie, że przyjdzie i to prędzej niż później.


„Olga” czuła się mimo wszystko lepiej. Widać rana była czysta. Fakt, nie dałaby rady biec, ale mogła poruszać się, kulejąc. Zrobiłaby w tej chwili wszystko, byleby być przydatną. Ona, najlepsza łączniczka w batalionie.


***


Mijały godziny. Po północy odgłosy ewakuacji wpierw ścichły, a potem kompletnie ustały. Mimo to „Wierny” czekał. Jego ludzie odpoczywali na zmianę, starając się przespać przed ciężką przeprawą przez kanały.


Po godzinie drugiej mogli usłyszeć śpiewy z niemieckich pozycji, czy sporadyczne wystrzały od strony Żoliborza czy Śródmieścia. Na Starówce zapanowała kompletna cisza. Do czasu. Kwadrans po trzeciej od północy znów dały się słyszeć odgłosy walki. Najpierw pojedyncze wystrzały, potem tak dobrze znany im chaos nagłej, nieopanowanej strzelaniny, kontrapunktowanej wybuchami granatów. Ledwie dziesięć minut później wszystko ucichło.


Wreszcie o 3.30 z ruin kościoła św. Ducha wyłonili się jak duchy właśnie żołnierze „Kmicica”, ledwie dwunastu. Niemal wszyscy ranni. „Kmicic” podszedł do „Wiernego” i podał mu rękę:
- Bywaj, Tadek. Do zobaczenia po drugiej stronie. – Poklepał „Wiernego” po ramieniu. – Gorzej już być nie może. Pamiętaj. Aha, nie zgubcie się, gdzieś tam w Śródmieściu wolałbym ciebie mieć blisko siebie.
Chłopcy i dziewczęta „Kmicica” żegnali się z żołnierzami „Wiernego”, przechodząc obok barykady. „Jonasz” kiwnął kilku z nim dłonią. „Grom” obserwował ich, czując potworną zazdrość, że oni pierwsi, że przed nim, ze on musi tu jeszcze tu gnić, choćby kwadrans dłużej, ale zawsze. „Chmura” zamachał od niechcenia, a potem poszedł do "Czarnego”, sprawdzić, czy z przyjacielem wszystko w porządku. „Basia” przebywała z „junakiem”, który choć co jakiś czas zasypiał niespokojnym, niezdrowym snem, to zawsze powracał, by wpatrywać się w swoją ukochaną. „Olga” wiedziała, że nadchodzi jej czas. To ona miała opinię tej, która znała kanały i trasę do Śródmieścia jak własną kieszeń. Musi się zmobilizować. Musi.


Oddział „Kmicica” zniknął w mrokach nocy, pośród oceanu ruin.


Minął kwadrans.



Ruszyli.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu



Ostatnio edytowane przez kitsune : 15-11-2007 o 23:31.
kitsune jest offline