Wątek: Oddech śmierci
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2007, 19:07   #1
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Oddech śmierci

Averland, wczesna jesień…

Gdzieś pod Branshaf, blisko gór krańca świata. Wszystko, co robiliście do tej pory było zaledwie przedsionkiem tego, co wasz czeka… ale na razie tego nie wiecie, nikt z was nie mógł przewidzieć co się stanie, ale to było nieuniknione. Gdybyście wiedzieli, z pewnością zdążylibyście uratować waszą misję i swoje karki.

ale stało się. Zawiedliście. Konfitury, które mielicie dowieść na czas zwyczajnie się potłukły na tej cholernej drodze. Prawie połowa starannie zakręconych słoików się potłukła, koło zwyczajnie się rozpadło, z braku żelaznej obręczy, która została w kawałkach gdzieś za wami. Jedno było pewne, truskawkowe były najlepsze, a wiśniowe smakowały jak... w ogóle nie smakowały, ale kto bym się tym przejmował. Macie spory problem na głowie, gdyż mieliście je dowieść przed nocą, a słońce powoli kończyło swój odwieczny kurs i powoli ustępowała pola swojemu mniejszemu bratu, księżycowi.

Zdecydowaliście się przyjąć tą nadzwyczaj nudną misję od pewnego niziołka w krainie zgromadzenia. Mieliście dostarczyć te rzeczy pewnemu kupcowi, Alfredowi Guttmanowi, który właśnie miał czekać na was w Branshaf. Nieszczęśliwy rzut monetą Ranalda przeszkodził wam w tym zadaniu, a nagroda mogła być całkiem spora. Nie wiecie sami, czemu tak dużo osób miało uczestniczyć w tym konwoju, i tak podczas tej drogi napadła was zaledwie banda zwierzoludzi, która natychmiast prysła, gdy tylko wkurzony krasnolud dał łupnia najbrzydszemu z nich. Nazywał się Grimm Gustavson, i był jednym z niewielu zabójców potworów, jakich w życiu mieliście okazję widzieć. Woźnicą został Skarbimir, człowiek, którego przeznaczeniem było zbierać ciężko zarobione grosze od podatników. Obok powozu na karym koniu stał Cohen, a z prawej strony na takim samym, Felix Fiegler, zielarz. Spotkaliście się podczas jakiejś burdy, gdy komuś nie spodobała się zapita morda krasnoluda. Sami nie wiedzieliście dokładnie, co się stało. Nagle napastnicy zaczęli padać jeden za drugim, a ostatnią rzeczą, jaką pamiętaliście była płonąca karczma na trakcie, oraz wasza czwórka gapiąca się, jak płomienie radośnie przeskakiwały na sąsiednie zabudowania. Nie mając tam nic do roboty, udaliście się w stronę krainy niziołków.

Tam w Lisiej norze zdecydowaliście się wspólnie zawieść towar ludzkiemu kupcowi, mimo, iż misja nie ciekawa, płacił 28 złotych monet i 9 srebrników od głowy, oraz zwrot kosztów, ubezpieczenie na wypadek śmierci i zapewniał prowiant. Jako zaliczkę dostaliście 2 złote monety od osoby i średnią sakwę miedziaków* na nieoczekiwane wydatki. Teraz jednak, gdy towar uległ uszkodzeniu, zastanawialiście się, czy moglibyście dostać chociaż połowę z tego, wszakże całkiem długo byliście już w podróży, a im bardziej jechaliście na wschód, tym mniej spotykaliście ludzkich osad. Ostatnia jaką minęliście była jakieś 4 staje** temu, a nie wiecie, co może być przed wami.

Las wokół was świszczał złowrogo, a droga, którą jechaliście wyglądała, jakby była oddana do użytku sto lat temu i zapomniana. Strasznie wyboista, z pewnością nie nadawała się na jazdę powozem. Przy drodze rosły gęsto różne krzewy, w większości iglaste, podobnie jak drzewa, chociaż zdarzały się wyjątki, o czym świadczył ogromny, zwalisty dąb, który królował po lewej stronie. Ani śladu życia. Cicho, jak u Morra, nie widzieliście po drodze nawet żadnych zwierząt, a ostatnie wycie wilków słyszeliście w krainie zgromadzenia, czyli spory kawał drogi stąd.

* około 60 monet
** - staj = 1.728 m
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 28-11-2007 o 14:21.
Revan jest offline