Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2007, 17:10   #2
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Dziennik Pokładowy kapitana Javisa Dwarnera:
Kolejny dzień sztormu. Załoga z całych sił walczy o statek, lecz burzawydaje się silniejsza. Marynarze są zmęczeni i wyczerpani, lecz nie poddają się, a mnie żal jest ich wykorzystywać. Codziennie widze ogorzałe twarze spięte w bezgranicznej determinacji i postanowienia wydobycia "Farela" ze śmiertelnej paszczy wściekłych wód.
Ja też ledwo wytrzymuję, lecz nie mogę tego pokazać. Jeżeli złamie się kapitan, złamie załoga.
Nie pisałem już od dwóch dni, ponieważ pracy w bród na pokładzie, wśród szalejących wichrów oraz deszczu chłoszczącego wielkimi kroplami wszystko co stanęło mu na drodze.
Jak już wcześniej pisałem, na nasz okręt wsiadł dziwny mężczyzna, doświadczony wojownik. Początkowo nie chciałem na to przystać, ale później zgodziłem się, co miało się okazać jedną z trafniejszych decyzji...

Leohanidar leżał w swojej kajucie, wyglądając przez małe okienko. Widział przez nie ogromne czarne chmury, kłębiące się nieustannie i powiększające z minuty na minutę.
Szykuje się wielka burza-mruknął do siebie, po czym nie wiedząc czemu, zamknął oczy i zasnął.
Nagle wojownika obudził przerażający ryk wiatru, nie zwiastujący niczego dobrego, więc szybko wstał, założył zbroję wraz zinnymi elementami pancerza, przypiął miecz, oszczem, nałożył hełm oraz tarcze, po czym wyszedł na pokład, na którym powoli zaczęło tworzyć się piekło.
W czasie ubierania się Leohanidara, powietrze zaczął przecinać deszcz, zalewający statek całymi strumieniami.
Załoga krzątała się po pokładzie, wykonując polecenia kapitan, wykrzykującego rozkazy do podwładnych, a człowiek podszedł do niego.
-Kapitanie!-powiedział, przekrzykując ryk wiatru.
-Mogę się na coś przydać?!-po tych słowach kapitan spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale odrzekł:
-Zwinąć żagle!-obaj spojrzeli w kierunku masztu, przy którym stało dziesięciu ludzi, próbujących ściągnąć wielkie płótno, by nie łapało wiatru.
Leohanidar skinął głową, po czym popędził w tamtą stronę.
-Wy trzej! Ciągnąć z drugiej strony!-wrzasnął, kiedy był na miejscu, a trzej dobrze zbudowani oficerowie popatrzyli na niego jak na idiotę, lecz on nie przejmował się tym i odepchnął ich, chwytając dwie liny obiema rękami i obwiązując je wokół dłoni. Pociągnął za liny, lecz uzyskał tylko to, że oderwał się od ziem, ale nie zrażał się tym, rozejrzał się i zobaczył metalowy element, do którego przywiązuje się liny, więc wlożył tam nogi, sprawdził, czy się nie wyślizgują, a następnie podągnął żagiel z całej siły.
Podłoga zatrzeszczała złowieszczo, podczas gdy Wojownik ściągał płótno w dół. Co dziwniejsze, żagiel ściągał się nierównomiernie po ou stronach, a był wyżej po stronie Leohanidara.
-Co się tak gapicie?! Ciągnijcie z drugiej strony!-krzyknął na trzech oficerów, którzy natychmiast wspomogli pięciu marynarzy z innymi linami.
Już trzy minuty później żagiel był zwinięty i przywiązany solidnymi, mocnymi węzłami.
-Jeszcze dwa!-wrzasnął kapitan.Trójmasztowiec miał zwinięty tylko jeden, najwiekszy żagiel, a wiatr wzmagał się, grożąc złamaniem pozostałych dwóch masztów.
Wojownik popędził szybko, odbierając liny i ciągnąc linę tak, że drugie płótno zwineło się dużo szybciej, zaś najszybciej zwijany był trzeci, gdyż około trzydziestu mężczyzn ściągało go i wiązało.
-Jak się nazywasz?!-zapytał kapitan.
-Leohanidar, kapitanie! Jest jeszcze coś, co mogę zrobić?!-odrzekł.
-Idź zastąp sternika! Trzymaj ster mocno i nie pozwól go obracać-rozkazał, a Wojownik popędził tam gdie miał się okazać przydatny. Był chętny do pomocy, ponieważ gdyby statek zatonął, on nie miałby szans na uratowanie się.
-Mam cię zastąpić! Pokażmi jak trzymać ster!-polecił sternikowi, a ten bez słowa spojrzal na niego, po czym powiedział:
-Utrzymuj go w tej pozycji!-na te słowa Leohanidar skinął głową i złapał za kolo.
Nagle zaskoczył go fakt, że jest to tak ciężkie zadanie, poniewaz woda szarpie nim w różne strony, gwałtownie je zmieniając, lecz nie dał tego po sobie poznać, utrzymując ster nieruchomo, zaś jedyną oznaką wysiłku, były mięśnie napinające się pod skórą.
Sternik widząc, że człowiek radzi sobie, odszedł, do kapitana.

Koło wydawało się szarpać coraz mocniej i gwałtowniej, a niezłomny Wojownik po wielu godzinach nieruchomego stania, odczuł delikatne zmęczenie, ale oczywiście nie dał tego po sobie poznać, prowadząc okręt w tym samym kierunku.
Spojrzał w górę, na chmury, lecz niestety wydawały się jescze czarniejsze nie, gdy patrzył na nie po raz ostatni, ściągając żagle.
-Chcesz odpocząć?!-zapytał kapitan, pojawiający się znikąd.
-Dam sobie radę!-wrzasnął nie odrywając wzroku od punktu na horyzoncie, na co tamten wzruszył ramionami i odszedł.

Mijały godziny, a Leohanidar odczuwał coraz większe zmęczenie. Koło nie stało już tak idealnie nieruchomo, jak na początku swojej warty, lecz nie zamierzał prosić o zmianę. Postanowił wytrzymać, jeżeli nie przyjdzie go ktoś zmienić.
Na szczęście około kwadransu później przyszedł wyraźnie wypoczęty sternik.
-Mam cię zastąpić!-przekrzyczał wiatr i deszcz, po czym dodał, widząc, że tamten ani drgął w kierunku wykonania polecenia:
-To rozkaz kapitana!-dalej odzewu nie było.
-Kapitan kazał cię zmienić, gdyż jesteś potrzebny gdzie indziej!-na te słowa Leohanidar zareagował, przekazujac ster, po czym poszedł do kapitana.
-Miałem pójść do innego zadania!-odezwał się.
-Istotnie! Masziść się przespać, bo będziesz potrzebny przy wiosłach! przyślę do ciebie kogoś, by cię obudził, gdy nadejdzie twój czas!-rozkazał, a takie wytłumaczenie odpoczynku, Wojownk uznał, że są do zaakceptowania, więc skinął głową, oddalając się i otwierając drzwi na schody pod pokład, a następnie zamykając z pewną trudnością.
Szybko zbiegł do swojej kajuty, gdze zdjął z siebie ekwipunek, po czym położył się i zasnął.

Wydawało się, że po chwili do drzwi zastukał ktoś z marynarzy, a człowiek obudził się, wstając i otwierając drzwi.
-Chwila-mruknął do członka załogi, ponownie zakładając ekwipunek. Przez okno zobaczył jak burza znaczaco zelżała.
-Ile czasu spałem?-zapytał.
-Około dziesięciu godzin-odrzekł, lecz po chwili dodał.
-Znioslo nas zkursu. Potrzeba twojej pomocy przy wiosłach, by zdążyć na czas do portu. To rozkaz kapitana-powiedział, po czym wyszedł proszadząc Leohanidara na najniższy pokład, gdzie pracowała już duża część załogi, po czym usadł przy wiośle, zaczynając pracę. Szybko okazało się, że praca stron jest nierównomierna, więc ze strony Wojownika zeszło trzech ludzi, który mieli być w jego zastęstwie lub wtedy, gdy straci dużo sił.
Kilka godzin później wszyscyledwo ciągnęli, wysilając mięśnie w dużym wysiłku. Leohanidar również był zmęczony, co wzmacniał głód, ponieważ nie jadł od kilku dni, ale tylko o, jako jedyny nie dał tego po sobie poznać, dalej pracując w takim samym tempie.
Wszystkim marynarzom praca dała się we znaki, gdy nagle na najniższym pokładzie pojawił się kapitan.
-Schować wiosła!-rozkazał, a każdy wyjął swoje i wciągnął do środka. Załoga spojrzałana czarne niebo, przez otwory, które właśnie zamykali.
-To jeszcze nie koniec, sztorm się nie skończył, lecz dał wytchnienie. Odpocznijcie-powiedział.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
-Proszę-rzucił kapitan zamykając dziennik.
-Sztorm się wzmaga, kapitanie!-powiedział z rozpaczą marynarz, a kapitan pokręcił tylko głową i wyszedł na pokład.
Deszcz ponownie siekł niemiłosiernie po twarzy, a dowódca okrętu spojrzał na wykończoną załogę.
-Kiedy to się wreszcie skończy?-zapytał siebie, gdy niebo rozbłyzło, a z nieba uderzył grom, trafiając w najwyższy maszt, który złamał się i zapalił.
Jakby tego było mało, wyrzucił za burtę kilku marynarzy.
-LUDZIE ZA BURTĄ!-krzasnął ktoś na całe gardło, a zwalony maszt, a nawet ogień na pokładzie zeszły na dalszy plan. Ponad połowa załogi rzuciła się na pomoc tym, którzy wypadli, rzucając im koła ratunkowe, przywiązane linami, zaś za chwilę wszyscy złapali za owe liny, wciągając równocześnie.
W tym samym czasie Leohanidar próbował zgasić pożar. Błyskawicznym ruchem odciął żagiel od masztu, chwycił belkę, położył na niej nogę i pociągnął z całej siły. Kawał drewna zaskrzypiał, a następnie pękł z jęknięciem.
Odłamany kawał szybko wrzucił w płótno, które związał liną, a następnie wrzucił do morza, zaś gdy już tam się znalazło, wyciągnął je, odwiązując i wyrzucając kawał drewna, po czym narzucił mokrą płachtę na ogień, który natychmiast zgasł. Powrórzył to jeszcze dwa razy, opanowując ogień.
W tym czasie załoga była już w komplecie.
Na szczęście już kwadrans później okazało się, żesztorm właśnie wydaje ostatnie tchnienie, więc większa częśc załogi, wraz z Wojownikiem, udało się na spoczynek.
Następnego dnia, człowieka obudziło słońce śwecące prosto w oczy, dletego terz z niezmiennym wyrazem twarzy założył na siebie pancerz, a następnie wyszedł.
Na pokładzie zobaczył kapitana okrętu, siedzącego na dziobie i spoglądającego w dal.
-Za około trzy godziny zawiniemy do portu-stwierdził, dostrzegając Leohanidara kątem oka.
-Dobrze-odezwał się tylko, a następnie zamilkł.
-Czemu postanowiłeś nam pomóc?-zapytał nagle kapitan.
-Z powodów osobistych, kapitanie.
-A jakież to powody, jeżeli można wiedzieć?
-Gdyby okręt zatonął, nie poradziłbym sobie na pełnym morzu-powiedział, odchodząc.

Trzy godziny później, około południa, podniszczony statek zawinął do portu, a z niego szybko wysiadła zmęczona załoga, która wypełniła ostatni obowiązek rzucenia cum i tylko jeden człowiek w złotej zbroi wydawał się kompletnie nie poruszony i w pełni sił. Stanał on na lądzie, rozglądając się, po czym odetchnął głębiej.
 
Alaron Elessedil jest offline