Kacper Liebmayer
Popatrzył w świńskie oczka łysego, znamionujące okrucieństwo i przeszedł go dreszcz. Choć sam się z czymś takim ( chwała Sigmarowi ) nie zetknął, słyszał wiele opowieści o sadystycznych komendantach w małych miasteczkach, czy wsiach. Potrafili zamknąć i zamęczyć niewinnego wędrowca, czy drobnego handlarza pod fałszywymi zarzutami, albo nawet i bez nich.
Ot tak.
Dla zabawy.
Świat parszywieje - pomyślał.
Kartka schowana w ręce paliła go żywym ogniem, daremnie starał się też uspokoić drżące dłonie. Poprawił na plecach nosidło z towarami, przygarbił (choć nie było to proste - był dość wysoki i dobrze zbudowany) i starał wyglądać jak najniepozorniej.
Na myśl o zatrzymaniu aż go mdliło - pomimo, że ubrany był w znoszoną ( ale dobrego gatunku ) koszulę, zwykły, skórzany kubrak i wełniane spodnie, tak popularne wśród podróżników, to w bucie miał ukryte ponad 20 koron zabranych jeszcze z domu Topferna. Nie byle jaki łup dla komendanta, czy jego pomocników.
Nie wiedział też, czy przypadkiem nie szukają go ludzie wysłani przez braci jego byłej kochanki Katarzyny, a nawet jego własna rodzina.
W każdym razie na zwiedzanie tutejszej ciemnicy nie miał najmniejszej ochoty.
Nie patrząc w oczy łysielcowi usunął się na bok i powłócząc nogami jak człek bardzo zmęczony i po długiej podróży powlekł się w stronę najbliższej karczmy. Musiał coś się napić i spokojnie pomyśleć, miasteczko było stanowcze za "wesołe" jak na jego gust.