Stan Hamilton
Co... nie no, cholerna utopia akurat wtedy, kiedy jej nie potrzebujÄ…...
- Czło... Panie szeryfie. Mamy rok któryś tam po wojnie. Ludzie zabijają się o dawkę lekarstwa, mordują się, gangi jeżdżą po ulicach... Codziennie umiera kilkadziesiąt ludzi, co przy populacji, która przetrwała oznacza, że wkrótce wyginiemy. A w tym waszym Freśnie, czy jak to się odmienia, największym problemem są bójki w barze?- prychnął Stan i również wstał od biurka.
- W normalnej osadzie dali się pokroić za chemika, który potrafi wytwarzać medykamenty, a tu nie jestem w ogóle potrzebny? No dobrze, bez łaski panie Davids...- Stan podszedł do drzwi. Ma nadzieję, że szeryfa ruszy wyrzut sumienia i da im jakąś robotę... Ale to płonna nadzieja.
- To co robimy Killian?- zapytał się Stan za drzwiami, jeśli szeryf po prostu ich pożegna.- Może szpital? Tam mogą potrzebować chemika... Ach, pieprzone Fresno, taka sielanka, że żal... |