Ale Rudzielec się nie ruszył. Nie mógł. Szok, jaki przeżył, był zbyt wielki. To co zrobiła ta dziewczyna... wyłamywało się wszelkiemu zrozumieniu chłopca. Gdy wyjęła pistolet, Grom zamarł. Ale w duszy prosił, błagał, modlił się, by nie robiła tego, co miała zamiar. Nie był jednak w stanie przeciwdziałać. Zdjął go lęk. Lęk przed absurdem. Lęk przed tym, co się z nimi stało. Z młodych ludzi, niemal dzieci, radosnych i przepełnionych miłościa, do siebie, do przyjaciół, sympatii, ojczyzny, przemieniono ich wszystkich w monstra.
Śmierć stała się przyjaciółką. Nieodłącznym towarzyszem. I szła z nimi, a oni przestali widzieć inne rozwiązania. Po prostu... śmierć stała się tak oczywista, jak niegdyś smak lodów w parku, czy promienie słońca w piękny, wiosenny poranek.
I ta przemiana w śmiercionośne mostra przeraziła Groma. Więc zamiast pospieszyć za Basią, stał jak wryty, przyglądając się jak pod z ciała Junaka szybko wycieka życie wielką, czerwoną kałużą. - Raus! Raus! - dotarło do Groma zza mgły myśli. - Ein bandit! - Feuer! Rudzielec oprzytomniał i rzucił się za zasłonę. Pociski biły wokół, a on na czworaka, tak szybko jak umiał, pędził do reszty 'Wiernych'. |