Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2007, 16:03   #2
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Interludium.

Wilk
Piotr Smoleński.

Nieprawdopodobnie smutna; drapieżna, wibrująca pieśń wzniosła się nad lasem i cały oddział zatrzymał się jak jeden mąż, konie zatańczyły rozległy się paniczne kwiknięcia, w oczach wierzchowców obłędny strach, jeźdźcy uspokoili je jakoś nieszczerze - ich oczy wyglądają tak samo.

– Johann,
- Tak.
- stary wiarus spokojnie pokiwał głową, w tym powolnym ruchu jakaś straszna ostateczność -Wilki.

Drugi ponury skowyt wzniósł się nad lasem gdzieś po prawej, dwugłos z tyłu, odpowiedź z prawej, nowy zew, cztery pięć odpowiedzi.
- Mein Gott... - młody dowódca rozejrzał się wokół. Otaczali go świetni żołnierze, uzbrojeni po zęby płyty na nogach i powgniatane po dzisiejszej utarczce napierśniki, świetne miecze i lance, każdy nawykły do walki z konia, każdy wypróbowany wielokroć nadstawiający gtowy dla Karla Franza. Każdy z jednakową paniką w oczach. Nowy zew blisko, z prawej. -Są głodne. Blisko.
-Wiem, Johann. Ooodział... cwał!!! Twierdzy dopadną za jakieś dwie klepsydry Może zdążą. Może...

Nikt nigdy nie jest przygotowany na spotkanie z wilkiem. Nikt - najtwardszy człowiek, który wszystko już widział, czy też tchórzliwy słabeusz -nie uniknie zimnego dotykupaniki, jeżącej włosy na karku, nikt nie otrząśnie się z potwornej, hipnotycznej więzi z oczami wilka, jedynego zwierzęcia, które potrafi nieulękle, nie odwracając spojrzenia patrzeć człowiekowi w oczy. W ciepłym lecie, gdy zwierzyny w bród, wilk odwróci wzrok i zniknie między drzewami tak cicho, jak się pojawił, zajęty własnymi sprawami, nie skołatanym strzępkiem nerwów, który za sobą pozostawił. Ciepłym latem w las pójdą łowy z nagonką, ludzie wielkimi watahami, gnani zewem rogu zabijać będą uciekające przed nimi najsłabsze zwierzęta i chlubić się ich ciałami.
Czemu nie spróbują tego w zimie?
Jeżeli zima jest spokojna, łagodna, wilki znajdą sobie zwierzynę i tylko sporadycznie usłyszysz historię o kimś, kto nieopatrznie wszedł do lasu w niewłaściwym momencie i już nie wrócił. Łagodną zimą wilki boją się zbrojnych orszaków, nie zbliżają się do ognia, można spokojnie podróżować. Nie taki chyba straszny...
Lecz gdy mróz skuje oddech w zawieszone kryształki lodu, gdy w lesie słychać huk eksplodujących konarów, gdy śniegu nawieje wyżej pasa, a świat cały zmieni się w lodową głuszę, absolutną martwotę, wtedy wilk nie ma co jeść. Przez pewien czas szuka drobniejszej zwierzyny, zadowala się czymkolwiek, upada nawet tak nisko, że próbuje jeść mech, jego nocny zew staje się szalony, rozpaczliwy. Wtedy jego oczy stają się czerwone, błyska w nich złowrogi obłęd, w gardle rodzi się niski przeciągły warkot, gdy do nozdrzy dojdzie zapach człowieka. Wtedy zaczynają się łowy. Łowy na dwunożną zwierzynę. Tylko szaleniec łub desperat wytknie w tym czasie nos za mury miasta, lub ściany swego domu, tylko obłąkany lub flagelant wyjdzie na gościniec. Wkrótce usłyszy wielokrotny zew, na drogę wypadnie mordercza wataha, dopadnie go i rozszarpie - choćby pod samymi murami miasta, choćby pod gradem strzał. W takim czasie wioski zamierają. Wieśniacy zakrywają okna, wierząc, iż brak światła zmyli wilka, siedzą, jedząc zgromadzone zapasy i czekają. Czasem nie doczekają się przez całą zimę - nie ma większych i bardziej zapamiętałych pijatyk, niż te dla uczczenia roztopów po ciężkiej zimie. Lecz gdy do roztopów jeszcze daleko, gdy władcy kniei powitają księżyce na niebie, wieśniacy kulą się przerażeni w swoich chatach, podpierają drzwi i okna drągami, siadają w cierrinym kącie z widłami lub cepem w dłoniach, mamrocząc modlitwy - tak, Sigmar idzie wtedy w zapomnienie - do Ulryka, żebrząc, błagając o zmiłowanie. I najczęściej noc kończy się strachem, ranek zaczyna modlitwą dziękczynną- ciężką zimą nie ma agnostyków. Lecz zdarza się, że na ścieżynach wioski pojawia się gość niechciany, lecz czujący się tu pewniej od człowieka w lecie. Sięgający człowiekowi wyżej pasa, ważący niemal tyle co on, potężny potwór, machina do zabijania rodem z koszmaru kroczy spokojnie pomiędzy chałupami, węsząc, wybierając według własnego widzimisię. A potem nadchodzą jego bracia. Wybrana przez nich chałupa zatrzęsie się nagle od koszmarnych ciosów, drzwi zatelepią w obsadach, drąg jęknie i sypnie drzazgami, wściekłe, potępieńcze wycie wzniesie ku niebu, gromowe ujadanie i warkot poniosą się na całą wioskę. W czasie, gdy drzwi nieszczęsnego wybrańca będą pękać pod potwornymi uderzeniami, gdy jego rodzina odmawiać będzie ostatnią modlitwę, we wszystkich innych chatach jego wrogowie, ludzie mu obojętni i jego najlepsi przyjaciele, jego mieszkająca z mężem córka - wszyscy będą płakać z wdzięczności, że to nie oni, będą śmiać się opętańczo i pić, bo to nie oni zostali wybrani. Gdy na krótko wycie mordowanego, pożeranego żywcem człowieka zagłuszy jazgot stada, inni będą obejmować się i w głos dziękować Ulrykowi. Aż do następnej nocy. Do następnego zewu. Słyszałeś opowieści o wioskach, które wiosną znaleziono całkiem puste, których chaty miały strzaskane drzwi i ściany wymalowane zakrzepłą krwią? Słyszałeś o opustoszałych miasteczkach, których słabe bramy zostały wyłamane jakąś nieludzką siłą? Śmiałeś się z nich może? Śmiej się dalej, ciężki kretynie. A gdy nastanie ostra zima - szczerze ci radzę - wyjdź na trakt i śmiej im się w oczy, gdy przyjdą po ciebie. Ale ty to wiesz. Pewnie nie raz obozowałeś pod gołym niebem w cieple lata śmiejąc się i weseląc przy ognisku, gdy nagle z lasu podniosła się samotna pieśń demona śmierci... i jak wszyscy wtedy ucichają, jak w oczach błyska obłęd, koszmarny strach i jak po chwili salwa głośnego, nienaturalnego śmiechu stara się pokryć ten moment prawdy, w którym okazuje się kim naprawdę jesteśmy. Może, kiedy natura jest łagodna potrafimy walczyć z wilkiem, jesteśmy pewni siebie, jesteśmy władcami. Ale mroźną zimą, w czasie wilka to on jest naszym panem, on wzbudza zwierzęcą grozę, on rządzi naszymi myślami. I przez cały następny rok staramy się zapomnieć to obrzydliwe, obce człowiekowi uczucie - uczucie bycia zwierzyną łowną. Łupem.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline