Harry stanął w szeregu i słuchał dość krótkiego, acz treściwego przemówienia kapitana:
- Jak już dopłyniemy, biegnijcie pod zasieki ile sił w nogach!
Kapral dostrzegł zwiększającą się częstotliwość pocisków trafiających wodę w okół nich. Ścisnął mocniej swojego Garanda.
Nagle Harry był cały oblany wodą, co było spowodowane pociskiem, który trafił wyjątkowo blisko statku.
- Nie dajcie się skurwielom trafić! Biegajcie pojedynczo!
W następnej sekundzie słyszał już świsty karabinów maszynowych. Schylił się, żeby być trudniejszym celem. Trzymał teraz swoją broń w jednej ręce, żeby łatwiej było mu biec.
*Hmm... ciekawe o ile procent mnie trudniej teraz trafić...*, pomyślał.
Chwilę później wylądowali, a kapitan wydał komendę do biegu. Kapral bez zbędnego opóźniania skoczył do wody i... prawie się cały zamoczył bowiem woda sięgała mu do szyi.
*Cholera jasna* zaklął w myślach. *Chociaż z drugiej strony teraz jeszcze trudniej mnie trafić... chyba.*
Ruszył mozolnie, wraz z resztą swojej ekipy. Niedługo potem poziom wody pozwalał mu już szybciej iść, i wreszcie biec. Cały czas starał się być tak skulony jak to tylko możliwe, bowiem świszczące w okół kule karabinów maszynowych przypominały mu jak niewiele brakuje do zakończenia jego wędrówki.
Wreszcie wbiegł na plażę. Harry jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak źle jak w tamtej chwili, lecz nie zatrzymał się. Biegł bardzo skulony z bronią wciąż trzymaną w jednej ręce, a jego plecy były prawie równoległe z podłożem. Obserwatorzy mogliby stwierdzić że wykonuje szarżę. Szarżę do schronienia.
Patrzył przed siebie. Zapora przeciwczołgowa była już niedaleko, a trochę dalej majaczyły dwa bunkry niemieckie.
Skoczył pokonując ostatnie kilka metrów dzielących go od względnego bezpieczeństwa. Sapał teraz ciężko i nie ważył się wyjrzeć nad zaporę w obawie o swoje życie.
*Ile może być do tych bunkrów?* pomyślał przywołując widok niemieckich bunkrów majaczących w oddali, we mgle. *Hmm... chyba z tysiąc metrów. Chociaż...*.
Świst kuli niemieckiego MG-42 wyrwał go z zamyślenia. Postanowił już nie "myśleć" i poczekać na resztę jego oddziału, o ile dotrą... |