Arthur jakoś dobrnął razem z Alanem do brzegu. Medyk spojrzał na niego i rzekł:
-Chyba już ok
To gdzie dostałeś ?
-Mam nadzieje. W nogę, pod udem- uśmiechnął się Arthur do młodego szeregowca. Dobrze że mamy medyka... .
Gdy już został opatrzony młodzieniec powiedział:
-Teraz dołączymy do innych , wesprzyj sie na mnie i strzelaj , ja mogę cie ponieść ale nie wymagaj bym strzelał... ja , ja po prostu nie wiem czy bym potrafił...
-Jesli uda ci sie donieść mnie do drugiej linii to będzie dobrze... ale nie musisz. Będziesz łatwym celem. Może uda mi sie poczołgać. W każdym razie ty idź sam do przodu- ktoś jeszcze może cie potrzebować... a ja chyba sobie poradzę- mówił jak najszybciej porucznik. Potem położył się w jak największym zagłębieniu za jak najlepsza osłoną i szukał wzrokiem kapitana. Gdyby ostrzłą ucichł lub żołnierze doszli głębiej małymi "skokami" czołga sie do przodu- chyba ze mogę i jest blisko to biegnę. |