Jondhen podniósł się, opierając łokcie na piasku. Nie pamiętał niczego poza tym, że wypadł za burtę podczas sztormu. Pierwszy raz doświadczał czegoś takiego i potęga, jaką reprezentował sobą żywioł, zaintrygowała go. Teraz żałował, że nie uciekł do ładowni. Chwile potem zdał sobie sprawę, ze może własnie to go uratowało. W każdym razie żył.
Był średniego wzrostu, chudym, zupełnie łysym człowiekiem o bladej cerze i czarnych brwiach. Odruchowo sprawdził, czy w jego lewym uchu nadal tkwi kolczyk - niebieski kamień. Ubrany nietuzinkowo. Brązowa, skórzana kamizelka, pod którą jest ciemnoczerwona, nieco pobrudzona już koszula. Czarne spodnie są raczej obcisłe, niekrępujące ruchów. Po bokach, przy udach widać pochwy, w których są sztylety Przy pasie zawsze jest co najmniej jeden woreczek z prochem. Po bokach dwa umieszczone w pokrowcach, srebrne rewolwery. Jednak największe wrażenie robi srebrna, o zdobionej ornamentami drewnianej kolbie, jednolufowa strzelba. Idealna do strzałów na dalszą odległość.
Wstał, otrzepał się z piasku i począł się rozglądać. Ilu przeżyło? Gdzie w ogóle wylądowali? Początek zapowiadał się nieciekawie i Jondhen zaczynał żałować, że wsiadł na statek.
__________________ W takich sytuacjach, gdy warstwa nakłada się na warstwę, gdy wszystko jest fasadą, wplecioną w sieci oszustwa, prawdą jest to, co z nią uczynisz. - Artemis Entreri |