Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2007, 21:46   #6
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Florencja



Marco Visconti.

Droga do klasztoru minela ci dosc szybko. Pare razy tylko zaczepil cie jakis zebrak proszac wielmoznego pana o jalmuzne.
Przed furta klasztorna stal woz dwukolowy z zaprzagnietym do niego starym walachem czarnej barwy.


Na wozie w dosc dumnej pozie rozsiadl sie mezczyzna okolo trzydziestoletni w ciemnej todze kaplanskiej i z zaduma wpatrywal w slonce powoli chowajace sie za budynkami miasta.

Constancius Vinhentheim.


Slonce zachodzace nad piekna Florencja stanowilo doprawdy wspanialy widok, lecz ty zaglebiwszy sie w myslach o zadaniu jakie zlozono na twoje barki, pozostales nieczuly na piekno stworzone przez Pana zaledwie w siedem dni. Z zadumy wyrwaly cie dopiero kroki mezczyzny, ktory ewidentnie zmierzal w strone furty klasztornej. Dobrze odziany nie wygladal na zebraka potrzebujacego wsparcia braci zakonnych. To jednak czego potrzebowal, a czego nie nie interesowalo cie az tak bardzo aby nie zauwazyc, iz noc zblizala sie milowymi krokami, a ty wciaz stales w miejscu miast ruszac w droge.


Alessandro Ambrosini


-Alberto, mam coś ważnego, co musisz mi wyjaśnić. Chodzi o twojego pełnomocnika, Francisca Rozaliniego. Powiedz mi wszystko co o nim wiesz.-

Mezczyzna zaskoczony tak naglym wtargnieciem uniosl glowe znad ksiegi rachunkowej i przez chwile wpatrujac sie wciebie nie mowil nic. Pomieszczenie, w ktorym znajdowalo sie bioro nalezalo do dosc przestronnych choc niemal w calosci zapelnione pulkami, ktore z kolei uginaly sie pod stosami ksiag i woluminow, sprawialo dosc przytulne wrazenie. Alberto siedzial za eleganckim biorkiem umieszczonym tuz przy oknie tak iz zlociste promienie zachodzacego slonca tworzyly wokol jego glowy aureole upodabniajac go do swietego. Swietego z niezla smykalka do interesow.

- Francisco.... Coz, wiele mozna powiedziec o tym czlowieku. Posiada zone i dwoje dzieci w wieku bliskim doroslego. Syn pracuje u nas jako chlopiec na posykli. Rozalini pochodzi z dobrego, choc biednego domu. Zawsze spokojny i opanowany. Do interesow podchodzi z chlodna kalkulacja co czesto owocuje zwiekszonymi zyskami. Jeszcze mu sie nie zdarzylo stracic glowe w przypadku jakowych problemow dlatego darze go pelnym zaufaniem i nieraz wysylam z waznymi sprawami. W chwili obecnej nadzoruje dosc spory transport przypraw. Wlasciwie...

Zamilkl szybko wertujac stronnice ksiegi przed nim lezacej.

- Wlasciwie wkrotce powinien powrocic do Florencji.

Unioslwszy glowe znad pozolklych kart spojzal na ciebie uwaznie.

- Wybacz Alessandro lecz czymze ow czlowiek zasluzyl sobie na twe zainteresownie?



Santa Maddalana


Michał


- Co to za dziwny zamek, który góruje nad miastem?

Zakonnik spojzal na ciebie niby z przestrachem na twarzy. Szybko jednak odwrocil sie udajac iz pytania nie doslyszal.

- Wkrotce wieczerza mlody czlowieku, lecz nim przystapisz do posilku pasuje abys ogarnal sie nieco. Zaprowadze cie zatem do celi, ktora na noc dzisiejsza domem ci bedzie.

Nie czekajac az odpowiesz lub co gorsza ponownie zapytasz o zamek, ojczulek pospiesznym krokiem ruszyl przed siebie by po niedlugiej chwili otworzyc drzwi pokoju.
Wewnatrz znalazles lozko z prostym siennikiem, krzeslo oraz drewniana skrzynie, na ktorej stal dzban z woda, misa kamienna oraz czysty skrawek materialu. Nad lozkiem powieszono drewniany krzyz, znak Zbawiciela.

- Zostawie cie teraz samego.

I czmychnal nim zadac zdazyles pytanie.


Las gdzies pomiedzy Florencja, a Santa Maddalana



Carlos Aguirre


Podroz po Toskani przyniosla ci wiele dobrego. Popyt na uslugi byl dosc znaczny. Wasnie rodowe, spory kochankow, zdradzani mezowie.... Kazdy z nich slono placil za pozbycie sie rywala, a przeciez dla ciebie to nie byl wiekszy problem.
Dzien byl piekny i goracy. Magiczna aura lasu jaki cie otaczal sprawila iz melodia sama cisnela ci sie na usta, a rumak zwawiej stapal po trakcie. Zyc nie umierac.
Wtem, gdzies w poblizu rozbrzmial slodki ton fletu. Melodia niesc sie zaczela wsrod listowia wznoszac sie i opadajac. Wnet ptaki pochwycily ta piesn zgrywajac sie trelem z jej wykonawca tworzac pelen czaru muzyczny teatr.
Zaciekawiony, bo ktoz zaciekawiony by nie byl, ruszylas, acz ostroznie za dzwiekiem pragnac odkryc ktoz to w tej dziczy tak pieknie gra. Nie trwalo dlugo gdy nad woda, w ktorej promienie slonca taniec odprawialy ujzales postac wiotka i piekna, do nimfy podobna lecz z cala pewnoscia nia nie bedaca.
Elfka. gdyz nikim innym nie mogla byc zjawa, uniosla nagle glowe i wpierw sploszona zerwac sie chciala do ucieczki, lecz widocznie ciekawosc czy tez inny powod, nakazala jej pozostac i usmiechnawszy sie do ciebie rzec.

- Witaj wedrowcze. Dokad droga?
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline