Michał rozejrzał się po celi. Zakonnik powiedział mu aby doprowadził się do porządku, więc usiadł na krześle i przejrzał się w tafli wody, znajdującej się w dzbanie. Faktycznie nie wyglądał najlepiej. Twarz miał osmoloną, a w potarganych włosach wyczuł ziarnka piasku. Bandaż na głowie był w marnym stanie. Widocznie gdzieś się zruszył.
„Mam nadzieje że nie dostanę gangreny” - pomyślał, po czym wziął się do ściągania opatrunku.
Następnie umył twarz, uważając przy tym na ranę i owinął głowę leżącym na stole skrawkiem materiału. Potem klęknął pod krzyżem i zaczął się modlić. To zazwyczaj dodawało mu sił. Tak było i tym razem. Po kilkunastominutowej kontemplacji przeżegnał się i zaczął rozmyślać. Przypomniał mu się dom rodzinny, oraz ojczyzna. Trochę tęsknił. Później przywołał przed oczy podróż, napad. Nadal nie wiedział kim były zakapturzone postacie, ani co się stało z jego towarzyszami. Znów poczuł na sobie ów koszmarny wzrok. Następnie na myśl przyszedł zamek, razem z tym radosnym, acz dziwnym miastem. Miecznik zaczął się zastanawiać nad zachowaniem duchownego.
"Dlaczego tak szybko wyszedł?” - po chwili zastanowienia odpowiedz stała się jasna, a na miejscu tego pytania stanęło inne – Dlaczego na wspomnienie o opuszczonej twierdzy przestraszył się?" Oprócz tego młodzieńca intrygowało jeszcze jedno. Dlaczego nie próbuje wrócić do kraju, tylko siedzi w tym zupełnie obcym mieście? Skończywszy rozmyślania Michał wstał i wyszedł z celi.
„Rozejrzę się po klasztorze” - pomyślał |