Niewątpliwie Kacper miał do czynienia z typową dziewką służącą w karczmie. Nie wymagano od niej wielkiego rozumu, natomiast mile widziany był duży biust, na którym mogło spocząć oko strudzonego przybysza. Biust zresztą wcale, wcale jak skonkludował po dłuższej obserwacji, do czego został zresztą niejako zachęcony przez Hani, która trwała oparta o blat w pozycji, która jak najbardziej go uwypuklała.
Zamyślił się, wspominając piersi Katarzyny, kształtne i zgrabne. Ocknął się, służąca coś do niego mówiła.
Skinął niezobowiązująco głową i odmruknął. Ta biorąc to widać za potaknięcie przetarła szmatą stół i odeszła kołysząc zalotnie biodrami.
Wyprostował nogi jedną rękę zamknął na kuflu, drugą oparł na brzuchu. Kurczył i prostował palce u nóg chcąc przywrócić im krążenie.
Znowu popadł w stan półsnu wszystko wokół działo się jakby za zasłoną, wytłumione. Przypomniały mu się oczy kochanki tak samo zielone jak złapanej elfki, zapewne tak samo błyszczące w blasku księżyca świecącym przez otwarte okiennice.
Nagły brzęk poderwał go na równe nogi. Zydel na którym położył nogi przewrócił się na bok. Rozejrzał się czujnie wokół.
Karczmarz - niski łysiejący jegomość z lisim uśmiechem i brzuchem jak beka piwa przyjrzał mu się ciekawie. Na jego ciemieniu sino w świetle płomieni z lamp lśniła podłużna blizna. Schylił sie po parę miedziaków jakie widać spadły mu za kontuar podczas liczenia. Kacper odetchnął, ale pensy przypomniały mu żebraka jaki chciał go wskazać łysoniowi. Znów poczuł ciarki na plecach. Miał dziwne wrażenie, że pcha się w jakąś awanturę która skończy się spotkaniem ze strażą. No i jeszcze ten żebrak - przesunął dłonią po czuprynie - niedobrze, naprawdę niedobrze.
Powinien co prędzej stąd zniknąć, ale po pierwsze był zbyt zmęczony, po drugie miał dość na razie uciekania no i po trzecie... Po trzecie było niesformułowane, raczej tkwiło na skraju świadomości, rodzaj wrażenia, jakie na razie nie dało się oblec w kształt konkretnej myśli.
Podniósł zydel, pozbierał swoje manatki i podszedł do szynkwasu.
- Pokój na dwa - trzy dni - rzucił karczmarzowi.
- Ile ??? Toż to można gdzie indziej przespać tydzień !
- No dobrze, dobrze - machnął ręką - tam były dwa piwa i jedna wódka. 2 i pół szylinga ? Sięgnął ręką do sakiewki, gdy przypomniał sobie że dzwoni w niej jedynie kilkanaście srebrnych monet, a nie miał zamiaru ze skrytki w bucie wyciągać rulonu z koronami.
- Zapłacę za pokój pózniej - mruknął, rzucił na blat 3 ss i odprowadzany ciekawskim wzrokiem właściciela "Pod Śledziem" pomaszerował do swego pokoju na pierwszym pietrze. Na drzwiach widniał niezdarnie wydrapany rysunek jakiegoś morskiego potwora, pewnie krakena, może oberżysta był w młodości żeglarzem, na drzwiach innych widniały bowiem symbole syren, ryb różnego kształtu, okrętów pod żaglami. Nie myśląc o tym więcej pchnął drzwi.
Gdy po pół godzinie schodził na salę, tę zapełniało już kilkanaście osób, po których jednak tylko przesunął wzrokiem bacząc czy nie zalśni gdzieś złowrogo łysina. Mam już obsesję - pomyślał.
Za barem tkwiła Hani z bezmyślnym wyrazem twarzy wpatrzona w okna zaciągnięte błoną. Ucieszył się, musiał dowiedzieć się jak dojść na to piekielne Uber Strasse, a karczmarz wyglądał na cwaniaka i co najważniejsze zapewne donosił straży. Miał zamiar zadać głupiej dziewusze parę nieistotnych pytań i niby mimochodem spytać o drogę na interesującą go ulicę.
Ostatnio edytowane przez Arango : 07-12-2007 o 12:26.
|