Frregor zdecydował się szybko. Walka ze strażnikami na dzień dobry nie była najlepszym pomysłem. Szczególnie jeśli nie chce się zwracać na siebie uwagi strażników. Odwrócił się na pięcie i rzucił w stronę z której dobiegał krzyk. Biegnąc schylił się i nabrał w lewą dłoń piasku z pobocza drogi. Druga dłonią wysunął sztylet z rękawa. Kilku oprychów nie powinno być problemem a ten kogo napadli ma pieniądze. I odda je z wdzięczności albo pod przymusem. Idealne rozwiązanie problemu sforsowania bram samo wpadało mu w ręce. Uśmiechnął się pod nosem i skoncentrował na znalezieniu miejsca walki.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |