Ok, spróbuję zacząć.
Samo istnienie w ludzkim postrzeganiu takich pojęć jak dobro i zło, jest faktem. Jednakże gdzie jest granica, pomiędzy nimi? Być może jest to ten moment, w którym sumienie odzywa się do człowieka, że robi źle. Drugiego za to w nawet najgorszej sytuacji nie będzie nękało sumienie. Pokazuje to, że są to granice mocno relatywne - co innego jest dobrem dla jednego człowieka, a co innego dla drugiego. Zależne jest to od: jego religii, jego prywatnego kodeksu moralnego, środowiska w którym żyje, jego myśli i jego sumienia. Jakich zasad by nie narzucić z góry człowiekowi, i tak będzie postępował z tych własnych - osobistych, dążąc co najwyżej do przestrzegania tych na niego nałożonych. Tak jak kiedyś pokazywanie nogi kobiety w telewizji było nie do przyjęcia, tak teraz dzieci widzą wijące się na ekranie "ledwo" ubrane panienki. Pozostaje jeszcze imperatyw kategoryczny - w uproszczonej wersji - "nie czyń drugiemu co tobie nie miłe". Ale jest to także zasada relatywna, weźmy przykład masochisty. Jemu ból sprawia przyjemność - innym niekoniecznie.
Czy w takim razie dobro i zło istnieje? W ludzkim umyśle tak, ale jako płynne pojęcia, odgrodzone moralnym prywatnym murem. Ale czy zatem ludzkie postrzeganie może być wyznacznikiem tego absolutnego? Czy jest jedynym i koniecznie tym dobrym? Tego nie wiemy, choć uważam że niekoniecznie. |