Wszyscy
Spaliście spokojnie w celi, gdy obudził was zgrzyt klucza otwierającego stare dębowe drzwi. Zmrużyliście oczy by światło padające z korytarza tak was nie oślepiało. Strażnik, którego dojrzeliście po chwili rozkazał wam wyjść pojedynczo. W jego ręce dostrzegliście pałkę okręconą rzemieniami, identyczną z tymi, którymi ogłusza się zwierzęta w rzeźni. Sam fakt jej posiadania nie wzbudził w was podejrzeń, bardziej niepokoiła was ta nocna pobudka. Jednak wszelkie myśli o stawieniu oporu skutecznie wybił wam z głów widok kolejnych trzech strażników stojących za plecami tego, który otwierał drzwi. Lekko zaspani opuściliście celę i ruszyliście korytarzem zgodnie z poleceniem strażnika. Najwyraźniej sprawa była pilna, co i rusz byliście popędzani ostrym słowem lub szturchnięciem co tylko wzmagało w was złość. W końcu opuściliście budynek więzienia i wyszliście na niewielki placyk, gdzie stał nakryty wóz, na koźle którego siedziało dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn. Trzeci, ubrany w ciemne szaty mnicha stał nieopodal rozmawiając z kapitanem straży. Z tej odległości nie było możliwe zrozumieć o czym mówiąc, jednak zaczynaliście nabierać coraz to gorszych podejrzeń. Nawet nie zorientowaliście się kiedy spadły ciosy, początkowe zaskoczenie i wściekłość ustąpiły miejsca wszechogarniającej ciemności i zapomnieniu.
Obudził was dzwon pobliskiego klasztoru, tylko czemu brzmiał on tak głośno? Kiedy rozejrzeliście się po pomieszczeniu ze zdziwieniem zauważyliście, że znajdujecie się w sporej komnacie.
Łącznie było was siedmiu, spoglądaliście na siebie z podejrzliwością. Wszystko to wydawało wam się nierealne i groźne zarazem. Teraz nie tylko nie wiedzieliście co się dzieje ale nawet gdzie jesteście.
Był już ranek a przez okratowane okna mogliście dostrzec jakiś plac. Kiedy tak zastanawialiście się nad swoim losem do pomieszczenia niepostrzeżenie wszedł mnich, którego poprzedniej nocy zauważyliście obok wozu.
Zanim którykolwiek z was zdążył się odezwać ten uniósł ręce w uciszającym geście.
-
Spokojnie, nie wszyscy na raz. Zapewne teraz zastawiacie się co tu do diaska robicie i co ja mam z tym wspólnego? Właśnie po to przyszedłem, żeby wam to wyjaśnić. Jak dobrze wiecie wszyscy jeszcze wczoraj siedzieliście w więzieniu czekając na przyjazd sędziego, no przynajmniej niektórzy z was.-
Spojrzał na was nieprzyjaznym wzrokiem po czym kontynuował przerwaną mowę.
–
Nie ukrywam, ze wasza obecność tutaj jest według mnie zbędna ale cóż nie mi o tym decydować. Ale przejdźmy do sedna sprawy. Zostaliście tu, czyli do klasztoru jak zapewne część z was zdążyła już sobie uświadomić w konkretnym celu. Mianowicie macie odnaleźć i schwytać pewnego człowieka. My sami nie możemy się tym zająć, nasz klasztor należy do kontemplacyjnych i jedynie ja mam przyznane prawo do kontaktów z ludźmi z zewnątrz.- Przy wymawianiu ostatniego słowa mnich skrzywił się nieznacznie jakby samo wspomnienie ludzi, którzy nie są w stanie wyrzec się wszystkiego w imię wiary było bolesne.
–
Tak więc jak widzicie musimy się zdać na pomoc ludzi waszego pokroju. Osoba, której będziecie szukać ośmieliła się podnieść rękę na opata naszego zakonu, otruwając go! Niestety nie wiemy o nim praktycznie nic i możemy jedynie przypuszczać, że nadal przebywa w mieście. Tak czy siak musicie odnaleźć oprócz mordercy także miejsce, gdzie się przygotowywał. Zarówno truciznę jak i odtrutkę przygotowuje się z zasuszonych łodyg pewnej rośliny, która jednak rośnie tylko i wyłącznie w pewnym odległym od Imperium miejscu. Mam pewność, że ktoś kto ośmielił udać się w tamto przeklęte miejsce by zdobyć tą roślinę ma jej zapas. Za okazaną pomoc umiemy się odwdzięczyć, wasze występki zostaną zapomniane a ponadto otrzymacie zapłatę. To jest zadatek.- Po tych słowach u waszych stóp wylądowało z brzękiem kilka sakiewek, po jednej dla każdego, pospieszne sprawdzenie ujawniło, że w każdej znajduje się 15 złotych koron. –
Swoje rzeczy znajdziecie w nieużywanym magazynie znajdującym się przy południowych murach miasta. Tu macie klucz. A tak i jeszcze jedno, mimo iż nie podoba mi się wasza obecność życzę wam sukcesu, więc dla waszego własnego dobra odradzam ucieczkę z miasta. Pamiętajcie, że są rzeczy, przed którymi uciec nie można.-
Mnich zamilkł na chwilę a wy nie byliście pewni czy była to groźba czy też porada. –
Z pewnością macie mnóstwo wątpliwości więc pytajcie, póki mam czas i chęci.-
Mnich skrzyżował ręce na piersiach czekając na pytania i szykując się do odpowiedzenia na nie. Jego postawa i wcześniejsze słowa wyraźnie mówiły wam, że uważa was za jednostki marnujące jego czas i chce jak najszybciej skończyc z tym wszystkich i powrócić do zajęć.