Kolejna parszywa noc za mną. - pomyślała Eva i ruszyła przed siebie. - A ja jak zwykle padam z nóg. Czy mój beznadziejny los się kiedyś odmieni? - westchneła ale zaraz zrugała sie za takie myśli – Cóż, jest jak jest i lepiej nie będzie. Chociaz czynsz za ten miesiąc zapłącę o czasie.
Drobna, niewysoka postać przemknęła pod oknami kamienicy. Zapaliła papierosa i mocniej otuliła sie kołnierzem kurtki w kolorze khaki. Nosiła jasne wytarte jeansy i ciężkie, wojskowe buty.
Eva próbowała poskładać rozbiegane myśli. Przetarła dłonią zmęczone oczy i stłumiła ziewnięcie.
Miasto zaczynało się budzić, pojedyncze światełka zapalały się w oknach, na ulice leniwie wypełzali ludzie śpiesznym krokiem sunąc przed siebie w wyścigu do pracy. Szare prochowce, garnitury, aktówki, puste oczy i puste twarze. “Każdy nosi swój krzyż codzienności” - pomyślała jeszcze z rezygnacją.
Niezauważyła nawet kiedy papieros wypalił sie do samego końca. Przystanęła i zaczęła szperać w wielkiej skórzanej torbie. Trwało to długą chwilę gdy wreszcie zaklęła na cały głos i z irytacją wywaliła zawartość torebki na chodnik. Starszy mężczyzna nerwowo obejrzał się za siebie i zmierzył kobietę podejrzliwym spojrzeniem. Przyspieszył kroku i zaraz zniknął za rogiem.
Eva bezradnie pochyliła sie nad stosem przedmiotów i powtórnie zaklęła paskudnie. Chwyciła lusterko i szminkę i pociągneła nią po ustach poprawiając ich karmazynowy odcień. Potem odnalazła paczkę papierosów i zapalniczkę. Przygryzła zębami filtr, odpaliła papierosa aż jego koniec zaskwierczał przyjemnie. Zgarnęła resztę rzeczy i wrzuciła niedbale z powrotem do torby.
Wyprostowała sie i zamarła przez moment w nieruchomej pozie. Stała przed witryną sklepową w której odbijała sie jej sylwetka. Każdy mężczyzna zobaczyłby zapewne atrakcyjną młodą kobietę o intrygującej, niepospolitej urodzie. Wąskie, drapiezne oczy, mały prosty nos i usta w kolorze krwistej czerwieni. Krótkie, ciemne włosy opadały delikatnie na kark a grzywka lekko zakrywała oczy. Wyciągnęła przed siebie rękę i opuszkami palców dotkęła swojego odbicia na szybie. Niewyrodny pomiot swojego ojca, gdybym mogła być do niego troche mniej podobna chętniej spoglądałabym w lustro... Ciekawe ile łajdakowi zostało lat odsiadki, oby już z tamtąd nigdy nie wyszedł. - pomyślała i ruszyła dalej w kierunku domu bezwolnie powłócząc nogami.
Dozorczyni już na nią czekała. Stara wiedźma, kiedy chodzi o pieniądze zawsze wyrasta wprost spod ziemi. - przemknęło jej po głowie. Bez słowa wyciągnęła z kieszeni plik baknotów i wręczyła tamtej. Żadna sie nie odezwała. Przez chwilę stały naprzeciw siebie i mierzyły sie nieprzyjemnymi spojrzeniami jakby w jakimś niemym pojedynku woli. Wreszcie stara, przygarbiona kobieta wycofała sie i zamaszystm ruchem zatrzasnęła za sobą drzwi. Eva dotarła do wejścia do swojego mieszkania i przykucnęła obok . Narzekając pod nosem grzebała w odmętach swojej torebki w poszukiwaniu kluczy.
W mieszkaniu panował półmrok. Rozsunęła ciężkie zasłony ale wnętrze niewiele się rozjaśniło. Mały klaustrofobiczy pokój zawalony był sprzętami, na łóżku zwinięta w kłębek pościel, na stole i meblach pełno jednorazowych kubków po kawie, brudnych szklanek i talerzy. Na podłodze sterty gazet i książek oraz porozrzucone ubrania.
Jasna cholera jaki burdel – wysyczała ze złością. Rozebrała się i poszła wziąść szybki prysznic. Woda zadziałała kojąco. Poczułą jak napięcie minionego dnia ją opuszcza. Wytarła się ręcznikiem, umyła zęby i z ulgą zwaliła się na łóżko. Włączyła jeszcze telewizor ale po wysłuchaniu kilku minut wiadomości z rozdrażnieniem cisnęła pilotem o ściane aż rozpadł się na kawałki. To nie był dobry pomysł. Teraz bedę musiała wstać zeby wyłączyć telewizor. Ten huk jest nie do wytrzymania... - pomyślała.Usnęła szybko, mimo drażniącego hałasu. Właśnie zaczynały sie poranne programy. |