Choć Warren siedział na kolejnych wykładach, niewiele z tego, co na nich było docierało do jego świadomości. Cały czas rozmyślał o tej dziewczynie... O śnie... O sobie... Ludzi ze swojego roku praktycznie nie znał. No, za wyjątkiem trzech czy czterech, ale i tych nie mógłby nazwać "przyjaciółmi" - ot, można było z nimi pograć w brydża czy pójść po zajęciach na piwo, ale nie byli to ludzie, którym mógł się zwierzyć - zwłaszcza z czegoś takiego. Miał wrażenie, że powoli zaczyna wariować, traci kontakt z rzeczywistością. Brakowało mu kogoś, z kim mógłby naprawdę szczerze porozmawiać.
- Cholera, muszę z kimś o tym pogadać... I ograniczyć kompa... Cóż, jak będę wolny, to przejdę się trochę po okolicy. Albo nie, zrobię zakupy i pojadę do Central Parku, dowietrzę się, przespaceruję, to mi przejdzie... - planował - Jezu Chryste... Co się ze mną dzieje...
Urwał się z ostatniego wykładu ("Co mi tam, i tak nie mogę się skupić."), wziął skuter i pojechał w kierunku Manhattanu. |