Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2008, 18:40   #4
K.D.
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Aginion

Dum. Dum. Dum.
Puls. Serce pompujące krew do ciała, fale rozbijające się o brzeg, podmuchy wiatru. Puls to życie.
Dzięki niemu wiedział, że nie umarł. Leżał z zamknięty oczami, a w zaciśniętych pięściach czuł pulsowanie żył. Gdzieś daleko, na górze, zaskrzeczała mewa.
Błękit nieba. Pierwsza rzecz którą ujrzał. Najpierw ogień walki i krew, grymas umierającego demona. A potem nagle... błękit nieba.
Nie, to nie niebo. Białe grzywy... to nie chmury. Morze, ocean, woda.
Powoli podniósł się, usiadł. Niebo i morze zlały się dla niego w jedno i dopiero po chwili mógł odróżnić jedno od drugiego. Zastanowił się, na czym siedzi.
Piasek, plaża. Walka z demonem... czy to był sen? Ale przecież pamiętałby, gdzie kładł się spać. A może to teraz, może to jest sen?
Rozejrzał się. Kilka metrów od niego fale łagodnie napierały na piaszczysty brzeg. A na nim...
Ludzie. Nie, złe słowo. Postacie. Niski, wysoki, i potężny. Krasnolud, elf, ork. Znał ich. Ze snu o demonie.
Wstał chwiejnie, i zaraz padł na kolana, rozsypując żółte ziarenka. Ciemność przed oczami powoli ustępowała błękitowi. Odetchnął głęboko i na czworakach podpełzł do najbliższej postaci. Krasnolud. Spotkał go w obozie... obozie? Demon nie mógł być snem. Pamiętał wszystko tak wyraźnie... co się stało?
Krasnolud miał na imię Ferin. Aginion chwycił go za klapy i niemal panicznie nim potrząsnął. Czy on żyje? Musi żyć! Nie chcę być tu sam!
Na jego szczęście, Ferin szybko odzyskał przytomność. Jego pierwszą reakcją była odepchnięcie osłabionego Aginiona, który zatoczył się i padł twarzą w piasek. Mężczyzna poczuł nagły ból w boku. Przyłożył do źródła bólu dłoń, zauważając przy okazji, że ma na sobie pełną zbroję, i podniósł ją do twarzy. Na jego skórzanej rękawicy odznaczały się ciemniejsze plamki. Krew.
Pamiętał tę ranę, zadaną plugawym orężem demonicznej istoty. Na szczęście było to tylko draśnięcie - cios był wymierzony w innego żołnierza, którego przeciął niemal na pół, i to osłabiło impet uderzenia, zahaczając tylko Aginiona.
-Gdzie my, do diabła, jesteśmy?- Wycharczał krasnolud, trzymając w dłoniach swój topór. Aginion nie odpowiedział. Przypomniał sobie coś jeszcze.
Zaczął gorączkowo rozrzucać piasek rękami, jakby czegoś szukał. W końcu zobaczył Jej rękojeść, wystającą z piasku na stopę. Odetchnął z ulgą i z namaszczeniem wyciągnął Ją w piasku.
Ostatnie Słowo. Ona też miała swój puls. Gorące, dodające sił tchnienie.
Kat wstał, podpierając się swym toporem. Elf stał już o własnych siłach, opierając się o palmę. Krasnolud również krzątał się gdzieś wśród piaszczystych wydm, kierując się ku zielonym murze egzotycznych drzew, wyznaczającym koniec plaży.
Tylko ork znajdował się jeszcze w pozycji horyzontalnej. Aginion poczuł obawę, że może on być martwy, po chwili jednak zobaczył, że potężna pierś zielonoskórego unosi się i opada w rytm spokojnego, głębokiego oddechu. Czując mdłości, Kat na powrót usiadł na piasku. Ból w boku nasilał się. Chciał podbiec do elfa, nawiązać jakikolwiek kontakt z kimś żywym. Czuł się bardzo zagubiony, a reszta najwyraźniej lepiej sobie z tym radziła. Może wiedzieli, lub chociaż domyślali się?
Był taki zmęczony...
 
__________________
"Uproczywe[sic] niestosowanie się do zaleceń Obsługi"
K.D. jest offline