Jacek przybliżył wzrok do kartki w nadziei odczytania podpisu zapisanego drobnym maczkiem. Nie udało mu się i szczerze mówiąc wątpił, by komukolwiek udała się ta sztuka. Podpis na beżowej kartce należał to tajemniczej osoby która zaprosiła go do swojego domu. Zadawał sobie w myślach pytanie: Skąd zna moje imię? I skąd wiedział, że wezmę akurat tą książkę?
Włożył karteczkę do koperty, a kopertę do kieszeni i wyszedł z biblioteki. Miał jeszcze jeden wykład, chyba o prawie unijnym, ale postanowił go opuścić. Zamyślony szedł w kierunku wyjścia mijając studentów z podkrążonymi oczami snującymi się po ciemnych korytarzach z termosem kawy i różnymi książkami w dłoniach. Bufet i zapach kawy nęcił. Wypić sobie filiżankę kawy i pozbyć się dręczącego uczucia snu. Jednak czwarta filiżanka kawy w ciągu dwóch godzin to raczej za dużo. Trzecia zachlapana nią książka w tym miesiącu to też zbyt wiele. Oddalił się jak najszybciej bufetu by nie ulec pokusie i ponownie zaczął rozmyślać o tajemniczym zaproszeniu. Odebrał swoją kurtkę i plecak z szatni i wszedł do olbrzymiego holu. Przechodząc przez futrynę dużych drzwi wejściowych uniwersytetu dopiął do końca kurtkę i nałożył czapkę. Styczeń nie przypominał stycznia z poprzednich lat. Z ciemnego nieba sączył deszcz, na ulicach błyszczały kałuże. I do tego sesja. Nawet on, uważany za wesołka poddał się powszechnemu wśród studentów przygnębienia. Powoli zbliżał się do akademika. Odebrał z recepcji klucz do pokoju i wszedł do niego. W pokoju stało jedno łóżko, biurko a na nim lampka i laptop, lodówka i stos książek. Jacek usiadł na łóżko odgarniając z niego notatki z prawa rzymskiego. Ostatnio na nich usnął. Wyciągnął z kieszeni zaproszenie i sprawdził czy treść się nie zmieniła. Nie rozmyślał długo. Zrobię sobie wakacje i podszlifuje angielski. Mam nadzieję, że wrócę przed sesją .
Otworzył szufladę i wyciągnął zwitek banknotów. Miał go na czarną godzinę. Rozwinął go i policzył pieniądze. Na bilet starczy. Chwycił za telefon i zapytał się o najbliższe odloty do Aberdeen. Zarezerwował bilet na 16:00 więc miał tylko godzinę na spakowanie się i wyjście. Włożył do torby książki o prawie, jakieś ciuchy i przybory kosmetyczne. Zaproszenie razem z pieniędzmi wsadził do portfela. Wyszedł z akademika i wsiadł do taksówki. Na lotnisku znalazł się po 10 minutach. Przeszedł przez odprawę i wsiadł do samolotu. Zasnął. Obudził go głos proszący o zapięcie pasów. Już będąc przed lotniskiem wsiadł do jednej z koczujących taksówek. Powiedział taksówkarzowi nazwę wioski blisko owej rezydencji. Podróż trwała około półtorej godziny. Wioska była mała, jednak miała całkiem miłą restauracyjkę. Zjadł kiełbaskę z ziemniaczkami. Ściemniało się już więc przełożył wyprawę do rezydencji na jutro rano. Wioska miała na szczęście mały hotelik. Rano powitała go paskudna pogoda za oknem. Nie zdziwił się. W końcu to Szkocja. Kupił w spożywczym jakieś jedzenie, zawinął w torebkę i włożył do torby. Udał się w kierunku lasu szutrową dróżką która potem zmieniła się w błotnistą ścieżkę. W lesie było ciemno. Błądził po nim dobre dwie godziny, ale w końcu zobaczył rezydencję. Na chwilę stanął jak wryty. Po krótkim zdziwieniu przyśpieszył. Miał już dość deszczu i lasu. Zastukał lekko kołatką w drzwi.
Ostatnio edytowane przez sheey : 23-01-2008 o 22:09.
|