Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2008, 14:52   #3
sheey
 
Reputacja: 1 sheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwusheey jest godny podziwu
Jacek przybliżył wzrok do kartki w nadziei odczytania podpisu zapisanego drobnym maczkiem. Nie udało mu się i szczerze mówiąc wątpił, by komukolwiek udała się ta sztuka. Podpis na beżowej kartce należał to tajemniczej osoby która zaprosiła go do swojego domu. Zadawał sobie w myślach pytanie:

Skąd zna moje imię? I skąd wiedział, że wezmę akurat tą książkę?

Włożył karteczkę do koperty, a kopertę do kieszeni i wyszedł z biblioteki. Miał jeszcze jeden wykład, chyba o prawie unijnym, ale postanowił go opuścić. Zamyślony szedł w kierunku wyjścia mijając studentów z podkrążonymi oczami snującymi się po ciemnych korytarzach z termosem kawy i różnymi książkami w dłoniach. Bufet i zapach kawy nęcił. Wypić sobie filiżankę kawy i pozbyć się dręczącego uczucia snu. Jednak czwarta filiżanka kawy w ciągu dwóch godzin to raczej za dużo. Trzecia zachlapana nią książka w tym miesiącu to też zbyt wiele. Oddalił się jak najszybciej bufetu by nie ulec pokusie i ponownie zaczął rozmyślać o tajemniczym zaproszeniu. Odebrał swoją kurtkę i plecak z szatni i wszedł do olbrzymiego holu. Przechodząc przez futrynę dużych drzwi wejściowych uniwersytetu dopiął do końca kurtkę i nałożył czapkę. Styczeń nie przypominał stycznia z poprzednich lat. Z ciemnego nieba sączył deszcz, na ulicach błyszczały kałuże. I do tego sesja. Nawet on, uważany za wesołka poddał się powszechnemu wśród studentów przygnębienia. Powoli zbliżał się do akademika. Odebrał z recepcji klucz do pokoju i wszedł do niego. W pokoju stało jedno łóżko, biurko a na nim lampka i laptop, lodówka i stos książek. Jacek usiadł na łóżko odgarniając z niego notatki z prawa rzymskiego. Ostatnio na nich usnął. Wyciągnął z kieszeni zaproszenie i sprawdził czy treść się nie zmieniła. Nie rozmyślał długo.

Zrobię sobie wakacje i podszlifuje angielski. Mam nadzieję, że wrócę przed sesją .

Otworzył szufladę i wyciągnął zwitek banknotów. Miał go na czarną godzinę. Rozwinął go i policzył pieniądze. Na bilet starczy. Chwycił za telefon i zapytał się o najbliższe odloty do Aberdeen. Zarezerwował bilet na 16:00 więc miał tylko godzinę na spakowanie się i wyjście. Włożył do torby książki o prawie, jakieś ciuchy i przybory kosmetyczne. Zaproszenie razem z pieniędzmi wsadził do portfela. Wyszedł z akademika i wsiadł do taksówki. Na lotnisku znalazł się po 10 minutach. Przeszedł przez odprawę i wsiadł do samolotu. Zasnął. Obudził go głos proszący o zapięcie pasów. Już będąc przed lotniskiem wsiadł do jednej z koczujących taksówek. Powiedział taksówkarzowi nazwę wioski blisko owej rezydencji. Podróż trwała około półtorej godziny. Wioska była mała, jednak miała całkiem miłą restauracyjkę. Zjadł kiełbaskę z ziemniaczkami. Ściemniało się już więc przełożył wyprawę do rezydencji na jutro rano. Wioska miała na szczęście mały hotelik. Rano powitała go paskudna pogoda za oknem. Nie zdziwił się. W końcu to Szkocja. Kupił w spożywczym jakieś jedzenie, zawinął w torebkę i włożył do torby. Udał się w kierunku lasu szutrową dróżką która potem zmieniła się w błotnistą ścieżkę. W lesie było ciemno. Błądził po nim dobre dwie godziny, ale w końcu zobaczył rezydencję. Na chwilę stanął jak wryty. Po krótkim zdziwieniu przyśpieszył. Miał już dość deszczu i lasu. Zastukał lekko kołatką w drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez sheey : 23-01-2008 o 22:09.
sheey jest offline