Mablung przed położeniem ręki na palmie kątem oka spojrzał na orka.
Szaman. Przynajmniej jedna osoba która mnie zrozumie.
Duid nie mógł uporządkować wizji pokazanych mu przez drzewo. Poczuł złowrogą energię. Oderwał rękę od drzewa i zaczął oddychać ciężko. Podziękował drzewu, w jezyku elfów, za pomoc i odwrócił się w stronę towarzyszy niedoli. Wyspa. Patrząc po rosnącej tutaj roślinności oddalona o wiele strzał wystrzelonych z łuku od Kalimdoru a co dopiero od Świętej Góry. Eh. Takie moje szczęście. Musimy znaleźć jakąś cywilizację, która umożliwiła by nam powrót.
- No panowie, sytuacja nie jest ciekawa. Znajdujemy się na jakieś tropikalnej wyspie, pełnej nieznanych wcześniej stworzeń. Ktoś ma jakiś plan działania?
__________________ you will never walk alone |