Człowiek, który wkroczył do pomieszczenia nie rzucał się w oczy… Może to celowy zabieg, a może po prostu natura właściciela – Być kolejną twarzą pośród tłumu.
Jednak gdyby ktoś przetrzymał na nim dłużej wzrok ujrzałby rumianego, niezbyt wysokiego mężczyznę z gęstą, splątaną brodą i szpecącą blizną na nosie, który jakby nie mając wiele sił podpierał się ciężko na krętym kosturze.
Spowity był w szarą, luźną szatę, która swobodnie opadała na jego krągły brzuch i dalej ku stopą odsłaniając jedynie spiczaste czubki jego zabrudzonych butów. Po jego szerokich ramionach spływał pofatygowany i wyblakły zielony płaszcz spięty pod szyją mosiężną i zaśniedziałą broszą w kształcie koła.
Mężczyzna wszedł niepewnie do pomieszczenia podpierając się na kosturze i zerknął na siedzącego człowieka... Pokiwał ledwo dostrzegalnie głową i uśmiechnął się głupkowato. Dobrze, dobrze… Nie tylko ja się zgłosim. Głupich nie sieją Arhmaranie! Skoro inni się stawili to i zadanie będzie konkret. Chociaż… Ino jeden? Może jeszcze przyjdą… Krzeseł co nie lada – Pomyślał nie zmywając z twarzy uśmiechu, poczym usiadł ostrożnie na krześle naprzeciwko drugiego „śmiałka”. |