Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2008, 23:06   #3
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Senat Galaktyczny

- I proszę pamiętać Ambasadorze i trzymać się tekstu, błagam... - attache' dyplomatyczny szeptał nerwowo do ucha starszego, chudego i wysokiego mężczyzny ubranego w czarny senatorski płaszcz, z wyszytym na piersi imperialnym godłem. Ten odgonił go tylko nerwowym ruchem, takim jakim odtrąca się brzęczącego, uprzykrzającego życie komara, po czym wstał, strzepnął z płaszcza wyimaginowany paproch, po czym energicznym ruchem wszedł na mównicę. Spojrzał lodowatym wzrokiem na imperatora a na jego cienkich wargach wykwitł pogardliwy uśmiech. Skłonił leciutko głowę w jego kierunku, po czym wyprostowany jak struna obrócił się w stronę zebranych.



- Szanowni reprezentanci i delegaci - zaczął. Jego głos był twardy i zdecydowany - Z rozkazu Jego Wysokości, Imperatora Jana XVI, ja, senator Mikołaj Kazimierz Styczyński zostałem mianowany jako Ambasador przy Senacie Galaktycznym, reprezentując Gwiezdne Imperium Polskie. W imieniu Jego Wysokości Imperatora, oraz Senatu Imperialnego pragnę przekazać czcigodnemu zgromadzeniu wyrazy uznania, oraz oczekiwania wzajemnej owocnej współpracy - ambasador zawiesił głos i odchrząknął - Nasze ojczyzny wiele przeszły w ciągu minionych stuleci. Każdy z was zdaje sobie sprawę, jak wielką daninę krwi zapłacili nasi przodkowie, byśmy mogli stać tutaj w tej sali i wspólnie obradować. Życzeniem naszym, jest abyśmy nigdy o tym nie zapomnieli, i aby pamięć o tym powodowała naszymi czynami. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z nadchodzących zmian. Imperium wyraża nadzieję, że zmiany te zachowają harmonijny i pokojowy charakter tej części galaktyki...


Polonia, Stolica Gwiezdnego Imperium Polskiego, układ Epsilon Eridani B.



- Że też się nie udławi tymi farmazonami - mruknął Kanclerz patrząc na transmitowane na żywo przemówienie Ambasadora.
- To w końcu jego praca - szef Departamentu Relacji Międzygwiezdnych siedzący koło kanclerza wzruszył ramionami. Zebranie Rządu Imperialnego trwało już dwudziestą drugą godzinę i wszyscy czuli się już lekko zmęczeni. Żeby jednak reformy nabrały w państwie tempa, trzeba było nadać im wpierw odpowiedni rozpęd.
- Za to jest niezłym aktorem - brwi Dymitra Sohaczewa, ministra propagandy uniosły się w wyrazie podziwu - Mógłbym z niego zrobić niezły użytek...
- No właśnie - Kanclerz powrócił na swoje siedzenie - Musisz przygotować jakąś ładną bajkę dla mas. Powiedzmy... "Wielki sukces międzygalaktycznej dyplomacji". Albo nie, lepsze byłoby: "Nowa era relacji międzygwiezdnych"; to się będzie lepiej kojarzyło z reformami.
- Się zrobi - Sohaczew wyszczerzył zęby w uśmiechu. Kto jak kto, ale ten człowiek był niezrównany gdy chodziło o kłamstwa, mataczenia i sztucznie wywołany optymizm.
- Właśnie, a co zrobimy z Imperatorem? - zapytał ktoś z sali. Gdy kanclerz obrócił głowę w jego kierunku wszyscy siedzieli już z kamiennymi twarzami. Sapieha ucieszył się w duchu że Minister Wojny został oddelegowany jako attache' wojskowy dla Styczyńskiego. Z Ministrami Wojny był zawsze kłopot jak cholera - było to bowiem jedyne ministerstwo powoływane przez Imperatora; naturalnie był więc to jego człowiek; jego uszy i oczy w obozie rządzącym.
- Tyle razy już wam mówiłem. Nic - warknął Kanclerz - Będziemy mieć tylko na niego oko. Żaden z was ma nie reagować na zaczepki dworu, a jeśli zobaczę jakąś trefną wypowiedź w mediach, wywalę was wszystkich na zbity pysk. Zrozumiano?
Pokiwali skwapliwie głowami.
Sapieha wstał od stołu i wyłączył nerwowym gestem holowizor.
- Dobra, wystarczy na dzisiaj. Dobranoc panom.
Ministrowie zaczęli składać niezgrabnie papiery leżące na stole i opuszczać salę. Sapieha podszedł do okna. Według miejscowego czasu była trzecia w nocy, ale na Polonii, stolicy Imperium nigdy nie zapadała ciemność. Cała planeta była jednym wielkim miastem, a Nowy Kraków, jej centralny ośrodek miał taką ilość neonów, że można go było bez problemu rozróżnić patrząc na planetę z wysokiej orbity.
- Zastanawiasz się, czy dobrze zrobiłeś? - Sapieha odwrócił się słysząc głos za sobą. To Sohaczew, ze swoim wilczym uśmiechem przypatrywał mu się stojąc w pustej sali obrad. Dymitr, jak już tu powiedziano był wrednym, nie wartym zaufania kłamcą i... przyjacielem kanclerza, więc wolno mu bylo sobie pozwolić na więcej niż komukolwiek innemu.
- Chyba raczysz żartować - pryhnął Sapieha - Gdybym się kiedykolwiek dwa razy zastanawiał, czy doszedłbym tak wysoko jak teraz jestem?
- Więc nad czym tak dumałeś?
- Po prostu żal mi się zrobiło na myśl o tych wszystkich pozaziemskich duszach które będziemy musieli wysłać do piekła - zaśmiał się kanclerz, ale po chwili spoważniał - Musimy coś zrobić z Pułaskim. Ministertwo Wojny nie może stać po przeciwnej do nas stronie.
- Precedensy i nieszczęśliwe wypadki nie leżą w zakresie moich obowiązków - mruknął Sohaczew - Ale znam kilka sposób...
- Skończ Dymitr, nie pomagasz - rozeźlił się Kanclerz - Jeśli coś mu się stanie, wybuchnie z tego taka afera, że nawet ty tego nie pozamiatasz...
- Daj z tym spokój na razie. Jest zdecydowanie za wcześnie żeby się tym zajmować.
- Może masz rację... - Sapieha wziął do ręki przyniesiony przed chwilą skrócony raport wywiadowczy z trwającego plenum Senatu Galaktycznego.
- Idź spać, Joachimie - powiedział Sohaczew wstając od stołu.
- A ty?
- A ja muszę napisać jeszcze pean dotyczący naszego "wielkiego sukcesu dyplomatycznego" - Minister Propagandy uśmiechnął się i zniknął w drzwiach.
Sapieha stanął w otwartym oknie i pozwolił sobie na krótką chwilę odpoczynku ekstatycznie wdychając zimne, orzeźwiające powietrze. Zdaje się, że nadchodził świt, bo zgasła już nad zachodnim miastem część krzykliwie oświetlonych neonów...

Polonia, Pałac Imperialny, Nowy Kraków.

Imperator siedział w półmroku swojego gabinetu zatopiony w swoim puchowym, aksamitnym fotelu. Przed nim stał czterystuletni dębowy stół, a na jego końcu siedział trzęsąc łydkami strwożony majordomus Szafrański.
- No i, Fryderyku, jak Ci się podoba nasz nowy kanclerz? - odezwał się Imperator podpierając brodę ręką w teatralnym geście. Dopiero teraz spadł na niego promień światła z wiszącej nad sufitem jarzycy ukazując jego młodą twarz.
- Jest bardzo jakty to powiedzieć... drapieżny, Najjaśniejszy Panie - odezwał się majordomus.
Imperator zaśmiał się cicho.
- Patrz Fryderyku, oto ironia losu... W każdym innym przypadku, w każdej innej chwili, cieszyłbym się, że to Imperium ma wreszcie silnego kanclerza. Ale teraz?
- Rozmawiałem też dzisiaj z generałem Pułaskim na kanale podprzestrzennym...
- Ah, i co słychać u naszego dobrego generała?
- Jego Ekscelencja Minister Wojny kazał przekazać uniżone pozdrowienia i...
- Do rzeczy.
- Melduje, że wszystko poszło zgodnie z planem i osiągnął nasz kontakt.
- Doskonale. Myślę że nasz drogi Kanclerz nie zorientuję się zbyt prędko, gdzie teraz naprawdę są nasze oczy i uszy, prawda? Swoją drogą ciekawy to był z jego strony pomysł z odesłaniem Pułaskiego z rządu do Senatu Galaktycznego i danie nam takiej oczywistej przewagi...
- W zamian uzyskał spokój w Rządzie, Najjaśniejszy Panie.
- Tak, ale musiał zań zapłacić. To też mówi coś o człowieku, w jaki sposób i jak chce płacić za swój święty spokój...
Ciszę która zapadła w pokoju zakłóciło tylko nerwowe przełknięcie śliny majordomusa.
- Czy wiesz jak nazywał się władca rządzący przede mną? - odezwał się w końcu Imperator.
- Naturalnie Wasza Wysokość. Był to Najjaśniejszy Pan, Zygmunt XIV Reformator.
- Ah, "reformator" - zachichotał ze swojego fotela cesarz. - A przed nim?
- Przed nim? Był ... No... Wybacz, Najjaśniejszy Panie, nie...
- Oczywiście że nie pamiętasz Fryderyku. Nikt już nie pamięta w całym Imperium o swoich władcach, którzy stali się dawno temu marionetkami, teatrum dla gawiedzi która chce wierzyć że przynależy jeszcze do jakiejś tradycji... Ale my to zmienimy, Fryderyku, pokażemy, że Imperator nie jest bezwolną kukiełką...
- Mój panie?
- Chcę żebyś zwołał na jutro posiedzenie senatu.
- Oczywiście Najjaśniejszy Panie.
- I jeszcze jedno.
- Najjasniejszy Panie?
- Dopilnuj żeby nasz kochany kanclerz siedział w pierwszym rzędzie.
- Wedle twojego życzenia, Najjaśniejszy Panie - majordomus zgiął się w ukłonie, po czym wyszedł z pokoju szeleszcząc długim ceremonialnym płaszczem. Imperator obejrzał się i nerwowym ruchem kazał wyjść gwardzistom stojącym po jego bokach. Przymknął oczy i przez chwilę bezgłośnie medytował.
- I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię; został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie... - Imperator uśmiechnął się do swoich myśli - Tylko który z nas jest tym smokiem, Kanclerzu? Mam nadzieję, że żeby się tego dowiedzieć nie będziemy musieli czekać na osąd historii...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 01-02-2008 o 00:51.
Chrapek jest offline