"Mały" Otto Życie małego, bezdomnego chłopca w małej mieścinie nie jest usłane różami. Dzień w dzień dziecko zmuszone było do walki z przeciwnościami losu, dzień w dzień wiatr wiał mu w twarz. Jak nie kradzież, to błagalne oczka przed jakąś kobietą, tak czy inaczej jedzenie miał prawie zawsze. Dziś niestety o jakikolwiek kawałek suchego chleba było trudno. Jakiś mężczyzna, najprawdopodobniej piekarz żałował mu starej bułki, która i tak zostanie zjedzona jak nie przez kury to myszy. Świat był zły... Tak przynajmniej myślał Otto.
- Wracaj tu gnojku! - słyszał za sobą krzyki mężczyzny.
- Temu panu coś dziś na głowę pało, jeśli myśli że tam wrócę. Pffi - skomentował w myślach słowa wieśniaka.
Pędził ile sił w małych, krótkich nóżkach przez jakieś uliczki, nie patrząc czy wdepnął w jakieś pomyje czy też w inne świństwo. W pewnym momencie zaczęło braknąć mu tchu, zwolnił i po chwili dopiero zauważył, że nikt go już nie goni. Przystanął, oparł ręce na kolanach i zgarbił się, oddychając głęboko.
- Trudno ostatnio o jedzenie... - pomyślał smutno.
Ruszył powoli przed siebie z zamiarem ukrycia sie w swojej kochanej samotni, w starym domku, który kilka lat temu spłonął prawie doszczętnie. Zachowała sie tam małe pomieszczenie pod schodami. Jeszcze nikt go tam nie znalazł i dla tego tak bardzo kochał to miejsce.
Uradowany tym, że go nie złapali szedł sobie spokojnie, zastanawiając się jak zdobyć jedzenie. W pewnym momencie ujrzał pewne ogłoszenie. Podszedł do niego i zaczął czytać. Trochę minęło nim skończył lekturę bowiem sylabizując naprawdę trudno się czyta a nauki tej czynności to on nie pobierał.
- Jest nadzieja... Spotkanie w karczmie, może będzie jedzenie? Najem się, napije a potem ucieknę. - przeszło chłopaczkowi przez myśl a usta wykrzywiły się w szyderczym uśmiechu.
Po krótkim marszu doszedł do gospody, o której mowa była w ogłoszeniu. Otworzył powoli drzwi i rozejrzał się. Ludzie zebrani w przybytku dostrzegli małego, zaledwie 130cm wzrostu, chłopca ubranego w jakiś stary kaftanik skórzany i spodnie, równie stare jak sama kurtka dziecka. Nogi obute w jakieś stare, brązowe łapcie. Na głowie nosił skórzaną czapeczkę, z pod której wystawały blond włoski. Z pod grzywki opadającej na czoło dziecka można było ujrzeć duże, fioletowe oczy. Klajniak w ręku trzymał dziwny kij niewiadomego pochodzenia.
Otto rozejrzał się po przybytku i ujrzał kobietę przy jednym ze stołów. Podszedł do niej i wgramolił się na krzesło niedaleko Niej.
W tym momencie zaburczało mu w brzuchu i spuścił wzrok, spoglądając na blat przed sobą.
- Ej, wszystko w porządku? - usłyszał kobiecy głos.
Szybko poderwał głowę do góry tak, że czapeczka spadła z niej na ziemię. Uśmiechnął się głupkowato i podniósł swoje nakrycie głowy
- Nie, proszę Pani. - uśmiechnął się jeszcze szerzej - Nic mi nie jest.
Po chwili dotarła reszta ludzi, który pewnikiem tak jak on przyszli na kolację. Jakiś mężczyzna zabrał głos lecz mało to obchodziło chłopca, który wpatrywał się w dziewczynę jak w obrazek. Kogoś mu przypominała, te szpiczaste uszy, jak by kiedyś je widział.
Gdy mężczyzna skończył i zabrał się do wyjścia Otto stanął na krześle ze zdziwioną miną i spojrzał za nim.
- A darmowa kolacja?! - spytał, podnosząc głos. |