Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2008, 00:21   #7
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
W istocie, elf w ciągu wielu lat podróży zdołał poznać całą masę ludzkich i nie tylko charakterów. Żywo w pamięci rysowały mu się postacie, z którymi wspólnie walczył z chaosem jeszcze dawno temu gdy w początkach swej podróży zawędrował do klasztoru Sigmarytów.

Elf miał smukłą sylwetkę, gdyby mu się dokładnie przyjrzeć to wręcz chudą. Działo się tak niezależnie od tego ile jadł. Nie potrafił już nic z tym zrobić. Jednak długi płaszcz, z kapturem luźno zwieszonym na plecach nie pozwalał za dobrze przyjrzeć się budowie ciała elfa. Co więcej wytrawni obserwatorzy mogliby dostrzec iż cień wokół elfa zdaje się ściągać do niego, utrudniając tym bardziej szczegółowe przyjrzenie się efowi.

Lilawander miał długie siwe włosy, jechał na rumaku stworzonym za pomocą zaklęcia. Dzięki temu nie przejmował się o byt wierzchowca, znikał gdy skończyło się długie działanie czaru lub na życzenie maga. Przy boku miał miecz i łuk, były bardziej dla niepoznaki, taki samotny podróżnik musi się przecież czymś bronić, jeśli nie miałby miecza i łuku, to byłby elfem dziwolągiem z góry podejrzanym o uprawianie magii lub innego paskudztwa.

Lilawander nie był jednak osamotniony w podróży, towarzystwa dotrzymywał mu jego wierny sokół – Chowaniec Agram, którego życie z pomocą magii było nad zwyczaj wydłużone. Nawet w nocy choć przy świetle gwiazd i księżyca potrafił z oddali wykryć zagrożenie, sam bezpiecznie unosząc się w powietrzu.

Suddenfolk tak nazywała się wieś do której przyszło mu zajechać. Ogon ryby radośnie powiewał na szyldzie, złowróżbnie wieszcząc wszelkim pływającym rybim stworzeniom. Jako elf morski smakował w rybach, tym chętniej wszedł do wnętrza. Koń chwilowo został na zewnątrz, na wypadek gdyby szybko trzeba było uciekać.

Wszedł do środka, rozglądając się po wnętrzu nim domknął drzwi. Jak zwykle od razu ściągał spojrzenia, co jest naturalne w gospodach, a przy jego wyglądzie i sokole na ramieniu tym bardziej. Podszedł do karczmarza przyglądając się kolejnej mozaice nietypowych postaci. Czuł mrowienie na plecach, jak zwykle gdy w dziwny sposób napotykał zróżnicowaną bandę która w krótkim czasie zacisnęła więzy i ratowała świat w ten czy inny sposób. Czasem heroicko a czasem całkiem przyziemnie.

- Witaj karczmarzu, proszę o strawę rybną, przyrządź to z czego jesteś najbardziej dumny, to w czym z chęcią się chwalisz swoimi kulinarnymi umiejętnościami. Życzyłbym jednak sobie by było to coś z ryb lub innych morskich przysmaków, dawno nie jadłem takiej strawy i dorzucę coś ekstra jeśli się postarasz.


Na zachętę na stole wylądowała srebrna moneta , którą wyszukał z sakwy zapełnionej w większości miedzią. Cenne pieniądze miał dobrze ukryte w ubraniu i innych schowkach.


- Nalej mi jeszcze na spróbowanie najlepsze wino i piwo jakie masz. To co bardziej mi zasmakuje zamówię w większej ilości.


W zależności od gatunku i smaku, ilość ta wahała się między jednym kuflem a bukłakiem, o czym już karczmarz wiedzieć nie musiał.

- Chciałbym też kilka surowych ryb, dla mojego sokoła. Oraz pokój lub chociaż łóżko na nocleg.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 04-02-2008 o 11:43.
Eliasz jest offline