Wątek: Loquor Latine
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2005, 11:07   #3
Rębajło
 
Rębajło's Avatar
 
Reputacja: 1 Rębajło jest po prostu świetnyRębajło jest po prostu świetnyRębajło jest po prostu świetnyRębajło jest po prostu świetnyRębajło jest po prostu świetnyRębajło jest po prostu świetnyRębajło jest po prostu świetnyRębajło jest po prostu świetnyRębajło jest po prostu świetnyRębajło jest po prostu świetnyRębajło jest po prostu świetny
Trzej szlachcice reprezentowali sobą raczej typowych swawolników, ludzi jakich pełno kręciło się ostatnimi czasy na traktach Rzeczypospolitej. Twarze poznaczone bliznami, przy bokach szablice w wytartych już pochwach, żupany poobdzierane ale zawsze się u nich w sakiewkach znalazło jakieś grosiwo na trunek. Persony takowe nie raz wszczynały burdy w karczmach, napadały na podróżnych, wyzyskiwały innych słowem psuły krew spokojnym mieszkańcom. Takie to właśnie osoby weszły do karczmy i bacznie rozglądały się po niej, spostrzegli Hrehorowicza ale myśląc ze śpi siadali przy jednej z ław. Hubert nie miał wątpliwości, że gdyby nie udawał śpiącego to zapewno by go wyrzucili z karczmy. Znać było po nich, że chcą o czymś pogadać ale bez nieproszonych słuchaczy.
Jeden z szlachciców, z czarnym wąsem i kilkoma bliznami na twarzy przyglądał się przez chwil kilka Hubertowi.
- Śpi... – rzekł cicho i dodał gładząc się po wąsie- Możem gadać Mopankowie...
- A karczmarz? – spytał drugi swawolnik, z krótka brodą i uciętym, zapewne w pojedynku kawałkiem ucha.
Czarnowąsy splunął i podnióśł szablę wyżej.
- A co, boisz się Acan chama? A szerpentyne od czego przy boku nosisz, hę?
- Ja się mam bać? Wypluj te słowa kpie! - syknął ten z uciętym uchem wstając i broni do połowy z pochwy dobywając.
Pierwszy też powstał, trzymając dłoń na rękojeści i mierząc wrogim spojrzeniem przeciwnika. W powietrzu czuć było napięcie, zrobiło się Hubertowi bardzo gorąco.
- Cicho! – warknął głośno siedzący pośrodku, trzeci z nich i uderzył pięścią o stół.
Hubert baczniej przyjrzał się postaci siedzącej pośrodku. Do tej pory skrywał się ona w cieniu karczmy jednak teraz przechyliła się do przodu ukazując swą potężna posturę. Szlachcic ten był wysoki, bardzo wysoki i barczysty jako mało ludzi na świecie, gdy uderzył pięścią o stół to aż lekki trzask dało się słyszeć, jakby zrazu się złamać stół miał. Lekka kurzawa uniosła się z podłogi. Szlachcic miał wysoko podgolony łeb, wąs równo przycięty na modłę szwedzką ku górze zaczesywany. Lat już zapewne ponad 40 białe nitki bowiem wykwitły na wąsiskach i między włosami. Pięść ogromna zdolna do podków łamania. Głos donośny, który nawykły był do wydawania rozkazów i nie znosił czegoś takiego jak sprzeciw. Oczy ciemne, zmrużone lekko patrzyły bystrze po dwóch szlachcicach.
- Sam bądź cicho! Bo tego szerepetke obudzisz! - rzekł pierwszy jednak bez hardości i usiadł od razu, szable opuszczając. Drugi uczynił to samo z równym spokojem.
Herszt owej kompaniji spojrzał w tym momencie na Huberta. Hrechorowiczowi zrobiło się bardzo zimno i nieswojo. Szlachcic wciąż patrzył na niego bacznie aż wreszcie wyciągnął zza pasa półhaka i z niebywałą lekkością położył ciężki pistolet na stole mówiąc:
- Śpi... – powiedział ale dodał powoli stukając po lufie półhaka – Wszelako to na wypadek gdyby się on nam tu w złym momencie obudził. Rozumiecie Waszmościowie? A teraz nie siekajcie mi się tu po łbach pustych lecz gadajcie i to żwawo bo ochoty do siedzenia w tej chałupie nie mam, bo tu łacno się spalić można gdy piorun uderzy.
Jakby na potwierdzenie jego słów coś błysnęło niedaleko a po chwili dało się słyszeć głośny huk i trzask, zapewne jakieś drzewo złamało się niedaleko przez uderzenie błyskawicy.
- Czortem mi tu pachnie... - zauważył ten bez kawałka ucha – No mniejsza z tym, radźmy tedy... I wynośmy się stąd u licha...
Szlachcic siedzący pośrodku skłonił lekko głowę na znak zgody, skrzyżował potężne ręce i zaczął mówić głosem powolnym lecz pewnym:
- Mości Jaworski – zwrócił się do pierwszego – Wiesz zapewne o jaką sprawę się rozchodzi ale Waść Mości Piwnicki możesz materyeje, dal której tu jesteśmy nie znać. – powiedział do drugiego szlachcica - No cóż tak już jest gdy zamiast z kompaniją nowin słuchać Acan woli dziewkę francowatą na sianku za karczmą jakąś przycisnąć.
Jaworski parsknął śmiechem natomiast Piwnicki warknął lekko, tak samo jak kundel warczy niepewnie na psa większego, krzywiąc się niemiłosiernie rzekł:
- Mości Żychliński lepiej chyba dziewkę niźli owcę, prawda? Pewność masz przynajmniej, że się z sodomitą nie zadajesz! Dość na tym, mówcie om co się rozchodzi a nie gadajcie głupot, jak baby na jarmarku w Krakowie...
- No, Jędrzejku nie denerwuj gotowiśmy pomyśleć, że krotochwil nie lubisz! – rzekł Żychliński klepiąc go po plecach swą szeroką dłonią. Dodał jednak z razu poważniejąc – Koniec jednak, teraz Acan siedź i słuchaj co będę mówił a później decyzje razem podejmiem!
Hubert nastawił uszu jeszcze baczniej, serce łomotało mu tak głośno, że aż się obawiał czy swawolnicy owi nie zaczną na niego bardziej zwracać uwagi. Z pod półprzymkniętych powiek spojrzał na półhak leżący na ławie. Wystarczyło aby go położyć na miejscu. Prawda, tez miał broń ale co mógł zdziałać przeciw trzem, zapewne zaprawionym w bojach, szlachciurom? Najbardziej obawiał się tego Żelichowskiego, toż to monstrum było nie człowiek. Hrechorwicz nie był słaby ale tez nie sądził aby udało mu się oprzeć sile kogoś takiego. Liczył wie cna swe szczęście, wciąż udawał że śpi.

***

Zamieściłem z nudów, ot tak może komus się jeszcze spodoba a ja wciąz szkolę swoję umięjętnosći (z trudem bom kiep ale jakoś idzie powoli)
 
__________________
Ze szlachtą, mości panowie, trzeba po ojcowsku, nie po dragońsku... Powiesz mu: "Panie bracie, a bądź łaskaw, a idź", rozczulisz go, na ojczyznę i sławę wspomniawszy, to ci dalej pójdzie niż dragon, który dla lafy służy. - Jan Onufry Zagłoba
Rębajło jest offline