Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2008, 15:57   #1
Mortarel
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
[warhammer] Proroczy Sen



Leonard Constantine

Wędrując od osady do osady, najmując się do najróżniejszych zadań, mając za towarzysza swój miecz rozmyślałeś długo nad tym, dokąd tym razem zaniosą cie twoje nogi. Gościniec ciągnął się przed tobą, nadając kierunek twojej podróży. Nie wiedziałeś zbyt dobrze gdzie się znajdujesz. Ostatnią osadę zostawiłeś dwa dni marszu za swoimi plecami. Liczyłeś tylko na to, że niedługo ujrzysz nowe miejsce, w którym za twoje umiejętności, ktoś byłby skłonny Ci zapłacić.
Pogoda była piękna. Słońce świeciło wysoko na niebie, które usiane było puchatymi chmurkami. Okolica stawała się coraz bardziej zalesiona, aż w końcu gościniec całkowicie został otoczony drzewami. Przez ich korony prześwitywały wesoło promienie słońca, rozświetlając korony drzew swoim blaskiem. Wśród gałęzi wesoło szczebiotały ptaki.
Obydwie strony traktu obrośnięte były leśnym zielem i krzewami.
Podążałeś owym leśnym traktem, zastanawiając się jak długo potrwa podróż. Był właśnie środek dnia, stanowiłeś zatrzymać się na krótki popas, aby dać odpoczynek strudzonym nogom oraz przekąsić coś, by nabrać sił ku dalszej wędrówce. Siedziałeś właśnie na polanie, mając po swoje lewej stronie drogę, oparłszy plecy o pień sędziwego dębu, przyglądałeś się leśnej przyrodzie.
Kiedy właśnie zacząłeś uciekać wzrokiem ku koronom drzew, by przyjrzeć się ptactwu, które rozśpiewywało się nad tobą poczułeś silne uderzenie w głowę. Było ono na tyle mocne, ze natychmiast cię zamroczyło. Jednocześnie poczułeś silne szarpnięcie. Byłeś ogłuszony, jednak dochodził do ciebie bardzo głośny odgłos przypominający pisk. Twoje ciało było szarpane na różne strony, czułeś się jakbyś wirował w powietrzu. W pewnej chwili ciemność przysłoniła twoje oczy i niczego więcej nie pamiętasz.

Santiago Vasquez


Dorożka mknęła z dużą prędkością leśną drogą. Jej cel: Nuln, był jeszcze odległy o wiele dni jazdy. W duchu przeklinałeś, że nająłeś się do roboty. Kurczowo trzymając się elementów dorożki, tkwiłeś usytuowany na specjalnym podeście z tylu pojazdu. Twoje położenie było o tyle niewygodne, że na każdej nierówności pojazd podskakiwał a ty musiałeś jeszcze mocniej się go trzymać, aby z niego nie spaść. Po kilkugodzinnej jeździe ręce tak ci zdrętwiały, że niemal ich nie czułeś. –Jeśli tak ma wyglądać ochrona tego przeklętego wozu, to ja dziękuje za takie coś!- denerwowałeś się w głębi ducha, ale wiedziałeś jednocześnie, że jest to najszybsza droga do Imperium. Kiedy tak mijał Ci czas na podróży, ustawicznie uprzykrzany nierównością leśnej drogi, poczułeś, że twoje ciało ogarnia przyjemne ciepło. –Czyżby to słońce tak przyjemnie grzało mnie swoimi promieniami?- zadawałeś sobie pytanie. Po chwili jednak ciepło ogarnęło cię jeszcze bardziej, niemal w tej samej chwili uczułeś ogromną senność, której nie byłeś w stanie się oprzeć. Nie zdając sobie sprawy zasnąłeś, osnuty tajemniczą, przyjemną aurą. Miałeś sen, śniło ci się, że lecisz ponad lasem, unoszony jakby wiatrem. Zasnąłeś jeszcze głębiej i na tym kończą się wydarzenia, które pamiętasz.

Giles de Relian z Couronne

Noc minęła spokojnie, była piękna i pogodna, a księżyc jasno rozświetlał polanę, na której rozbiłeś obóz. Fiona- wnuczka wójta, która uratowałeś spała głębokim snem. Jednak ty postanowiłeś czuwać przy niej, na wypadek, gdyby jakiś mutant postanowił zawędrować do twojego obozu. Nie mogłeś pozwolić się zaskoczyć. Jednak noc minęła bez niechcianych niespodzianek. Nad ranem dziewczynka zbudziła się, początkowo przerażona twoim widokiem uświadomiła sobie, że chcesz jej pomóc. Wyruszyliście drogą przez las, w stronę Cormck. Dzień był niezwykle słoneczny, podróżowało się przyjemnie. Jednak nieprzespana noc dawała się we znaki. Odbiło się to na czujności i uwadze Błędnego Rycerza. Zbliżało się już południe, słońce prażyło niemiłosiernie, jednak cień rzucany przez korony drzew, dawał przyjazne schronienie, wszystkim, którzy chcieli pod nimi przysiąść. Tak też uczynił Giles z Fioną. Znaleźli całkiem przyjemną polankę, na której mogli odpocząć. Giles odwrócił na chwile wzrok w kierunku sakwy, w której znajdował się prowiant. Pochylił nad nią głowę, a kiedy odniósł ja znowu niemal upadł na ziemię ze zdziwienia. W odległości 3 metrów od niego ujrzał dwóch elfów, z łukami wycelowanymi prosto w jego pierś. Odruchowo chwycił za broń, jednak w tej chwili elfie głosy dobiegły go zewsząd. Rozejrzał się dookoła. Został otoczony przez spory oddział łuczników, każdy elf trzymał łuk gotowy do wystrzału. – Rzuć swój miecz człowieku, a ani Tobie, ani temu dziecku nie stanie się krzywda- Usłyszał wyraźny głos. Nie chcąc ryzykować i widząc swoje desperackie położenie Giles odłożył miecz. W tej samej chwili, wysoki, przyodziany w zwiewne szaty elf podszedł do niego wyciągając rękę ku nie mu.- A teraz śpij- rzekł dotykając ręką jego głowy, niemal natychmiastowo Giles padł na ziemie zmorzony głębokim snem.


Joseph Barnett

Zachodziłeś w głowę co takiego mogło się stać, że twój towarzysz podróży opuścił cię bez słowa. Miałeś tylko nadzieje, że nie spotkało go nic złego. Pośpiesznie ruszyłeś w kierunku wschodnim, myślałeś bowiem, że może uda ci się dogonić Gordona. W milczeniu poganiałeś konie do coraz to szybszej jazdy. Jednak po pewnym czasie zwierzę zaczęło odczuwać zmęczenie i musiałeś zwolnic. Gordona jednak wciąż nie było widać. Zaczynałeś tracić nadzieję , że uda ci się z nim zrównać. Twoje położenie nie wydawało ci się ciekawe. Będąc samemu otoczonym zewsząd przez las odczuwałeś pewien niepokój. Ile to bowiem słyszy się ostatnio o zbójcach grasujących na gościńcach i dzikich zwierzach. Podobno w głębinach lasu żyją również straszne stworzenia, które nieraz zapuszczają się ku uczęszczanym traktom, z nadzieją na łatwą zdobycz. No i nie wspominając już o elfach. Te to potrafią zajść człowieka w najmniej spodziewanym momencie. Kiedy tak rozmyślałeś nad tym, postanowiłeś baczniej przyglądać się temu, co znajduje się dookoła. Teraz każdy nawet najdrobniejszy ruch w poszyciu leśnym przyciągał twoją uwagę. Po pewnym czasie ze zdziwieniem zaobserwowałeś, że po jednej stronie drogi pojawiła się dziwna mgła, to co było w niej niezwykłego, to fakt, że okrywała niewielki obszar, nie większy niż powierzchnia niedużej izby. Po chwili zorientowałeś się ze owa mgła przemieszcza się. Byłeś bardzo zszokowany tym faktem, popędziłeś więc konia drogą z chęcią jak najszybszego oddalenia się od owego dziwnego zjawiska. Obejrzawszy się, ze zgrozą ujrzałeś, że mgła podąża za tobą i jest coraz bliżej. Nie mogłeś już szybciej jechać. Ostatnią rzeczą jaka pamiętasz jest to, iż mgła dogoniła cie i spowiła swoją nieprzeniknioną struktura. To była ostatnia rzecz, którą kojarzysz.

Abrahim Abn’Jazzir

Prześladowany przez zabobonną, chłopska tłuszczę schroniłeś się w Lesie Loren. Fakt, twój wygląd skłania ciemnotę do łapania za widły i gonitwy za Toba, jednak ciemnota ta nie jest aż tak głupia, aby zapuszczać się do puszczy, w której żyją elfy. Znalazłeś wreszcie spokój i wytchnienie. Mogłeś przestać uciekać i się skrywać. Ponieważ aktualnie jesteś niezależnym wędrowcem postanowiłeś udać się gościńcem w nadziei dotarcia do miejsca, w którym twoje umiejętności okażą się w cenie. Rozmyślałeś po drodze o wielu sprawach, jednak skupiłeś się głownie na myśli powrotu do ojczyzny. Na wspomnienia rodzinnego kraju pogrążyłeś się w marzeniach. Jak miło byłoby teraz przemierzać kraje południa, zamiast błąkać się po nieznanym kraju. Jednak cóż czynić, jeśli innego wyjścia nie ma. Jednak było wiele rzeczy, które w tym kraju zachwycały Abrahima. Szczególnie tutejsza przyroda i zwierzęta rozbudziły w nim ciekawość. A obserwacje nieba, dokonywane nocami wprawiały cię w zachwyt. Wszystko było tu odmienne niż w rodzinnych stronach. Wędrowałeś tak już od kilku godzin, a towarzyszące Ci myśli nie pozwalały Ci popaść w nudę. W pewnym momencie las przerzedził się, a nad twoją głową ukazało się błękitne niebo. Zapatrzony w nie w pewnym momencie poczułeś gwałtowne szarpnięcie, które całkowicie cię zaskoczyło. W mgnieniu oka wystrzeliłeś w powietrze jak z procy, widząc pod sobą oddalającą się drogę wpadłeś w osłupienie i przerażenie. Nagle silne uderzenie w głowę sprawiło, że była to ostatnia rzecz która pamiętałeś.

Garmir

Przemoczony, brudny i zziębnięty wyczołgałeś się z rowu na drogę. Nie pamiętasz w jaki sposób znalazłeś się w tym miejscu. Całkowicie opadłeś z sił, nie jadłeś od wielu dni, a twoje nogi odmówiły ci posłuszeństwa. Miałeś nadzieję, że twoje męki nie potrwają już długo. Przerażony sama Myśla tego co widziałeś dostawałeś drgawek. Majaczyłeś, wymachując rękoma nad sobą jakbyś próbował odganiać coś od siebie, wykrzykiwałeś najróżniejsze rzeczy. Opadły z sił i skrajnie wyczerpany zemdlałeś. Obdarty, w zniszczonym ubraniu leżąc tak na drodze czekałeś na śmierć, która być może przyniosłaby Ci ukojenie. Miałeś już dość uciekania. Leżąc tak nieprzytomny, usłyszałeś jakieś głowy. Zdawało ci się, ze to był sen. Jakieś fragmenty rozmów, przytłumione echem głosy, jakby zza ściany. Nie rozróżniłeś wiele z nich. Jednak głosy wypowiadające słowa wydały ci się bardzo piękne i szlachetne.
- …spójrz… biedak leży… tak na drodze… Patrz! Spójrz!... Wielkie nieba!... ten znak…ten amulet… to symbol Karak Norn.. musimy go zabrać… do siedziby.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Mamy już wszystkich, możemy ich rozbudzić… - głos rozległ się echem po komnatach.


Zbudziliście się wszyscy w przestronnym pomieszczeniu. Początkowo chwilowo zdezorientowani, powoli dochodziliście do siebie. Wszyscy leżeliście na takich samych łóżkach, zaś wasze ekwipunki i rzeczy podręczne leżały przy was. Pomieszczenie, w którym się znajdowaliście było sporych rozmiarów. Posadzka wykonana była z marmuru, a ściany z alabastru, zdobionego ornamentyką roślinną i zwierzęcą. Strop wsparty był na sześciu kolumnach. Przez duże, łukowate okna promienie światła wpadały do wnętrza komnaty, rozświetlając ją wesołym światłem. Z zewnątrz dobiegały was śpiewy ptaków, szum wiatru, szemranie wody. Drzewa przyjaźnie chyliły gałęzie ku oknom, zaglądając przez nie do środka sali.
Na końcu sali znajdowały się potężnych rozmiarów drzwi. były one dwuskrzydłowe, wykonane z drewna. Całe pokryte zdobieniami i płaskorzeźbami, głownie motywowane roślinnością i naturą.
Łóżka wasze znajdowały się przy ścianach naokoło sali, nie pamiętaliście, jak to się stało, że wyładowaliście w tym pomieszczeniu. Przecież to niemal istna komnata pałacu, a wy zwykli zjadacze chleba, położeni w tak istnie królewskim miejscu, zastanawialiście się, kto was tak ugościł. Rożne pytania przychodziły wam do głowy. Najważniejsze chyba to: Co ja tu robię? Jak się tu znalazłem? Kim są ci pozostali? I gdzie do cholery w ogóle jestem?.

W pewnej chwili w oddali dało się słyszeć kroki, które z każdą chwilą zbliżały się coraz bardziej. Było niemal pewne, że postać ta zmierza w waszą stronę. Echo niosło odgłosy jej kroków wśród marmurów.

Nagle kroki ucichły. Jednak cisza nie trwała długo. Ogromne drzwi komnaty delikatnie drgnęły. Powoli uchylając się wydawały charakterystyczne skrzypienie. Wreszcie otwarły się całkowicie, a po ich drugiej stronie znajdowały się trzy postacie. Wysokie, szczupłe, misternie odziane, niezwykłej urody. Ku waszemu zdumieniu były to elfy.




-Witajcie, cieszę się, że możemy się widzieć. Nie bójcie się niczego, gdyż jesteśmy dla was przyjaciółmi, a dom w którym jesteście jest do waszej dyspozycji. Wybaczcie także sposób w jaki zostaliście tu sprowadzeni. Mam nadzieje, że żaden z was nie ucierpiał przy tym.- Postać znajdująca się pośrodku swoich towarzyszy rzekła do was te słowa, z przyjaznym uśmiechem na twarzy.

Moje imię to Shalannan-, przedstawił się elf- Natomiast to jest Prulynn– wskazał na elfa po swojej prawej stronie- A to jest Elroar - wskazał na elfa znajdującego się z jego lewej strony.

Sprowadziliśmy was tu, ponieważ potrzebujemy waszych mieczy i umiejętności. Jeśli jesteście zainteresowani to wprowadzę was w szczegóły. Wybaczcie, że tak niespodziewanie i od razu mówię o tym, ale czas nas nagli. Proszę dlatego też, abyście natychmiast odpowiedzieli czy zamierzacie przyjąć naszą propozycje i nam służyć. Bądźcie pewni, że czeka was za to sowite wynagrodzenie, rzecz jasna mówię tu o złocie. Proponuję abyście od razu przedstawili się i powiedzieli coś os sobie, jednocześnie zaznaczając, czy godzicie się na moja propozycje jeśli macie jakieś pytania zadawajcie je teraz. Natomiast co do waszej roli, powiem wam wszystko, jeśli wyrazicie swoją zgodę.
– Rzekł to w kierunku ludzi, w bardzo miły i uprzejmy sposób, po czym zwrócił się do jedynego krasnoluda w towarzystwie.

Ty zaś nie masz wyboru, pozostaniesz tutaj, gdyż jesteś nam niezbędny, pod żadnym pozorem nie możesz opuścić tego miejsca bez naszej zgody.- tym razem jego głos był chłodny i pozbawiony emocji.

Teraz oczy elfów utkwiły się w waszych osobach, wyraźnie oczekiwali na odpowiedź.



[MEDIA]http://www.trpg.pl/dane/downolad/trpg_temat4.mp3[/MEDIA]
 
Mortarel jest offline