Joseph z wolna otwierał oczy, nie do końca wiedząc, czy na pewno chce to zrobić. Ostatnie, co pamiętał, to jazda przez las...
Usiadł i rozejrzał się.
Wpadające przez duże okna i odbijające się w marmurowej posadzce światło pozwalało bez problemów dostrzec wszystkie szczegóły bogatych zdobień ścian. To pewnie sprawka tej dziwnej mgły - pomyślał, przypominając sobie nagle rozpaczliwą ucieczkę przed ścigającym go obłokiem.
Sądząc po wystroju sali i po sposobie przeprowadzenia akcji nie porwali go zwykli rozbójnicy. Świadczyły o tym również wszystkie leżące obok niego rzeczy - na oko w komplecie.
Mimo wszystko sytuacja nie wyglądała najlepiej, o czym świadczyły miny kilku osób, znajdujących się na takich samych łóżkach. Widać nie ja sam nie wiem, skąd się tu wziąłem - a myśl ta w dziwny sposób go pocieszyła.
Wstał i przeciągnął się, by rozprostować nieco zdrętwiałe kości. Wtedy można było zauważyć, że jest wysoki i szczupły. Długie blond włosy opadały mu na ramiona. Na lewym policzku widoczna była niewielka blizna.
Pomieszczenie, w jakim się znajdował, było mu całkowicie nieznane.
Jego wzrok przyciągnął dość niezwykle wyglądający człowiek, z zaciekawieniem oglądający salę.
Zanim zdążył kogokolwiek o cokolwiek spytać bogato zdobione drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem. Byłoby co najmniej dziwne, gdyby nie spojrzał w tamtą stronę.
Starannie ukrył zaskoczenie, jakie go ogarnęło na widok trójki dostojnych elfów wkraczających do sali. Uważnie wysłuchał tego, co miały do powiedzenia, a gdy Abrahim skończył mówić powiedział: - Joseph Barnett, najemnik.
O mały włos dodałby "o czystej tarczy", co z pewnością wywołałoby zdziwienie.
- Człowiek - dodał zgoła niepotrzebnie.
Spojrzał na elfy, jakby zastanawiając się, co dalej powiedzieć.
- Sądząc po sposobie, w jaki nas, mnie przynajmniej - poprawił się - sprowadzono, to raczej nie wyglądacie na takich, którzy potrzebują pomocy. Ale jeśli to prawda i przyda wam się ktoś w miarę sprawnie władający orężem, to jestem do dyspozycji. W końcu od czego są poszukiwacze przygód i bogactw.
Uśmiechnął się.
- Pod warunkiem - dodał - że nie chodzi jakieś zabójstwo na zlecenie. Coś takiego mnie nie interesuje.
Nie sądził co prawda, że elfy mogłyby mieć na myśli zwykłe morderstwo, ale wolał się upewnić.
- Jeszcze jedno... - kontynuował. - Wjechałem do Lasu w poszukiwaniu mego towarzysza. Wiecie może coś o nim? |