| Queen’s Park Aleister Crowley Aleister stał przez chwilę, rozglądając się. Pierwszym, instynktownym działaniem było zebranie fragmentów zwęglonych zwłok wampira. Musiał być stosunkowo młody… ~stosunkowo młody~ pomyślał mężczyzna. -…i tak powiesz mi kim byłeś… kolego – szepnął, niby do siebie, powoli się rozglądając. Przez chwilę zastanawiał się nad możliwościami… Chcąc, nie chcąc – z tym będzie potrzebował pomocy. Był już wystarczająco wyszkolony, by być niezależnym nawet od jakiejkolwiek Kabały, ale to wymagało pomocy kogoś z miasta. Mimo, że miał masę pomysłów, to przestudiowanie resztek wampira nie będzie możliwe tylko i wyłącznie przy użyciu własnych środków. Nagle, nie wiedzieć czemu Aleister poczuł lekkie zawirowanie energii gdzieś za sobą. Wieloletnie doświadczenie wojskowe odbiło się nie tylko na jego życiu, lecz także na ciele. Jego ciało zareagowało samo. Instynktowny zwrot w tył z jednoczesnym uskokiem w bok pozwoliło mu się znaleźć między niewielkim pniem młodego drzewa a miejscem, z którego poczuł przepływ kwintesencji. Nieświadomie przesunął ręką w stronę serca a palce lekko wsunęły się pod połę płaszcza, muskając nieznacznie metalowy przedmiot. Crowley obserwował przez kilka sekund miejsce, z którego dochodziły do niego kolejne, niewielkie cząsteczki energii. Po chwili niczym z powietrza wysunęła się dłoń i poczęła rozsuwać delikatnie zasłonę rzeczywistości, niczym zasłony okna w mrocznym pokoju. Były wojskowy w sekundę ocenił tą dłoń. Silna, duża i zdrowa dłoń rozsupływała gobelin delikatnie, nić po nici, jakby nie chciała zadrapać choćby najmniejszej nitki. Po chwili kurtyna rozchyliła się delikatnie i z ciemnego pomieszczenia poza nią cicho, powoli wyszedł mężczyzna. Mózg Aleistera szybko ocenił przybysza, mimo, że wzrok nie mógł dostrzec w ciemności wszelkich szczegółów. Mężczyzna, który właśnie pojawił się w parku był dobrze zbudowanym, wysokim mężczyzną. Mimo chłodu nocy miał na sobie rozpiętą skórzaną kurtkę, pod którą nosił nie wiele więcej poza dobrze dolegającą do ciała koszulką. ~Z pewnością byłby doskonałym dodatkiem do specjalnych sił wojskowych~ - pomyślał ukryty mag. W tej samej chwili stało się coś, co zaskoczyło Crowleya, mimo jego doświadczenia nie tylko wojskowego, mimo jego magicznego przygotowania także… Mężczyzna niczym w odpowiedzi na myśli Crowleya spojrzał dokładnie w stronę maga. ~Potrzebuję Twojej pomocy kolego~ - Aleister usłyszał w swej głowie myśl – nie mamy duzo czasu, proszę – usłyszał teraz donośny, tubalny głos przybysza.
[ukryj=uzziah]
Uzziah - Jestem Spencer Compton – odezwał się mężczyzna. Wiem, że to źle wygląda. - Widziałem wszystko i wiem, że nie jesteś stąd – potok słów wypełniał okolicę, a nieprzerwany potok słów nie pozwolił Crowleyowi na przerwanie tej wypowiedzi nawet słowem. – Wiem, że nie należysz do żadnej kabały w tym mieście i dlatego proszę Cię o pomoc. Wyświadcz mi przysługę kolego a wynagrodzę Cię sowicie. Jestem Magiem Kabały „Znaku” i wplątałem się w coś, czego nie mogę teraz zostawić a ktoś potrzebuje mojej opieki. Musisz iść do mojej podopiecznej i zabrać ją w bezpieczne miejsce. Niech nie dzwoni do mnie, niech nie szuka w moim mieszkaniu ani na Uniwersytecie. Odnajdę was możliwie najszybciej. Powiedz jej wszystko, co będzie chciała wiedzieć o ile będziesz mógł udzielić jej jakichkolwiek odpowiedzi. Znajdziesz ją tam – po czym rzucił w stronę Aleistera zgniecioną kartkę papieru. W tym samym momencie mężczyzna szybko się odwrócił, jakby coś usłyszał i przez sekundę wpatrywał się gdzieś w tył. Aleister usłyszał lekkie skrzypienie – jakby poruszania nienaoliwionych trybików jakiejś maszyny. Spencer zwrócił ponownie wzrok w kierunku Crowleya ~pospiesz się – to ważne dla nas obu~ - usłyszał w swoich myślach. Po chwili mężczyzna znikł tak szybko, jak się pojawił. Aleister podszedł do miejsca, w którym upadła zgnieciona kartka papieru i szybkim ruchem podniósł ją, nadal się rozglądając.
- Balathie Close 3, Sarah Addington.
Ps. Zdeklaruj szybko swoją akcję na GG lub na e-mail.
[/ukryj] Queen’s Park Robert Dali - Na pomoooc!!! – Krzyczał Robert coraz głośniej. Wydawało mu się , że dźwięk jego głosu rozchodzi się daleko a mimo wszystko nigdzie nie dociera. Jakby był na jakimś ogromnym pustkowiu. Kilka minut, które zdawały się wiecznością dla młodzieńca, niemalże odebrało mu głos. Nie mógł dalej krzyczeć i chyba był bardziej przerażony, niż kiedykolwiek. Jak to możliwe, że wszystko zniknęło? Komórka, zwęglone ciało. Jak to możliwe, że nikt nie słyszy? Było późno w nocy – owszem, ale przecież wydzierał się tak, że zmarłego mógłby zbudzić. ~Zmarłego~ – ta myśl zamarła w jego umyśle, gdy klęcząc, wpatrywał się w ścieżkę, prowadzącą w kierunku miasta. Ścieżką powoli podążał mężczyzna w długiej sutannie z kapturem głęboko nasuniętym na twarz. Z rękawów sutanny wystawały tylko palce dłoni. ~Palce?~ - pomyślał Robert. Nie! ~O mój Boże~ - myśl zamarła w jego umyśle i znów powrócił do myśli o budzeniu zmarłych. To nie były palce – lecz kości palców, a sam przybysz wyglądał niczym „Śmierć” przedstawiana w historycznych rycinach. Robert powoli przesunął się do leżącego policjanta i przykucnął za nim, chcąc się skryć przed przybyszem. Trwało to może minutę, może dwie. Robert nigdy nie czuł tak wolnego upływu czasu a sparaliżowany – nie wiedział, co ma zrobić. Zakapturzona postać przystanęła niedaleko niego, przykucnęła, potem znowu wstała. Rozglądała się wokół, ale jakimś dziwnym trafem – nie dostrzegła ani jego, ani leżącego policjanta. Po chwili z powietrza pojawiła się nowa postać. Postać? – Nie! To był jakiś potwór. Ogromny, na wpół mechaniczny, na wpół żywy – cielesny – pająk!. Wyglądało to jakby istota z filmów Science-Fiction, które kiedyś oglądał Robert. Pająk, powiększony do ogromnych rozmiarów z ogromną ilością przewodów – żyłek, łączących jego stawy. Pająk lśnił lekko metaliczną i lekko zielonkawą poświatą. Młodzieniec skulił się za ciałem policjanta, przerażony już nie na żarty. Co tworzył jego mózg? Co to za iluzje? Co się ze mną dzieje? Rozum Roberta podpowiadał mu miliony możliwych wyjaśnień… Możliwych? Nie! Żadne z wyjaśnień nie było możliwe! Robert spojrzał na ciało policjanta. Czy wzrok go aż tak bardzo zawodzi? Przyglądał się w czasie płynących minut ciału. Mężczyzna nie był ubrany w mundur – był niemalże nagi, gdyby nie opaska biodrowa rodem z Conana Barbarzyńcy, którym kiedyś zachwycał się, gdy był mały, a rodzice pozwalali mu do późna oglądać telewizję. Co dziwniejsze – był pewny, że mężczyzna krwawił – a teraz, rany po głębokich cięciach, jakie mogły pozostawić tylko pazury jakiejś bestii – były zasklepione stężałą krwią. Czy to możliwe, żeby tak się stało? Żadna rana nie goi się tak szybko. Robert spojrzał na twarz mężczyzny. Wyglądała jakby zastygła twarz posągu. Mimo tego na tejże twarzy widoczny był grymas jakiegoś niezwykłego wysiłku – mocno zaciśnięte powieki i szczęki. Młody podróżnik spojrzał znów przed siebie. Nie było już pająka. Mroczna postać „Śmierci” właśnie odchodziła w nieznanym mu kierunku. [ukryj=Silwilin]
Silwilin Po chwili Robert poczuł silny chwyt dłoni policjanta na swoim ramieniu. No młodzieńcze – pomóż mi – musimy dojść do rzeki i sprowadzić pomoc – usłyszał donośny głos mężczyzny. – Wiem, jak to wygląda i wiem, że nie powinienem był tego robić w ten sposób. Wszystko wyjaśnię Ci po drodze – Uśmiechnął się lekko do Roberta wstając. – Świat nie jest taki jak ci się zdawało co? – Zamknął oczy i westchnął głęboko. – Chcąc nie chcąc wplątałem Cię w coś, co może nam obu zaszkodzić ale z pewnością otworzy twoje uśpione powieki. Jestem Johnatan ale przyjaciele zwą mnie Tańcząca ryba. Ruszajmy bracie – powiedziawszy to ruszył w kierunku, z którego wcześniej przyszła zakapturzona postać. Po kilku krokach odwrócił się nieznacznie – No choć że mały. Wszystko opowiem po drodze. Pytaj o co zechcesz. Twoja akcja nie rozegra się na forum poza pierwszą częścią tego posta. Jeśli chcesz wiedzieć coś konkretnego – tzn. spytać o coś lub coś zrobić – wyślij mi e-maila lub ukryj wiadomość dla użytkownika forum w poscie – tj. tak, jak pisałem w komentarzach. [/ukryj]
[ukryj=rasgan]
Rasgan Centrum miasta
Adam
Przechadzasz się ulicami miasta. Nie zaobserwowałeś niczego nadzwyczajnego, ani żadnych śladów bytności ze swojej przeszłości. Gdy dochodzisz do Queen’s Park – widzisz park pogrążony w mroku i znajdujesz zwęglone ciało wampira – nic poza tym. Zdeklaruj, czy tak masz zamiar spędzić resztę nocy, to wówczas napiszę co się dzieje (jeśli cokolwiek).
[/ukryj]
[ukryj=Efcia]
Efcia Ballathie Close
Sarah Addington Kładziesz się spać. W międzyczasie w domu i poza nim zapalają się światła, co świadczy o tym, że przywrócono prąd w okolicy. Jeśli nie deklarujesz żadnej akcji to po prostu zasypiasz i Ew. czekasz na interakcję lub mój kolejny opis.
[/ukryj] De Grey Street 28
Szon Borowski i Deidre O’Neill
- Kim jesteście i skąd ja się tu wziąłem? – rzucił szybko i gniewnie młody Garou. Nagle poczuł, jak słabnie a kolana ma jak z waty. Nagły ból w okolicach krzyża dał mu znać, że jego ciało nie leczy się tak szybko, jakby tego oczekiwał. Zwalił się ciężko na kanapę, zaciskając mocno szczęki z bólu. Nie miał pojęcia gdzie jest a nie przywykł do tego, by ktoś mu pomagał w ten sposób. - Wybacz, że się nie przedstawiłam. Nazywam się Deidre. Deidre O'Neill. Jestem lekarzem. A to mój brat Reilly. Zaufaj nam. Zrobimy wszystko abyś z tego wyszedł. - Trochę to za mało, chciałbym usłyszeć duszą wersję. No imię wam mogę podać jestem Szon . – chłopak cały czas wypatrywał możliwości ucieczki, wiedział, iż jest osłabiony jadem Żmija, ale nie mógł pozostać na łasce tych dziwnych ludzi. Szon za wszelką cenę chciałby się wybrać, jednakże wiedział, że w takim stanie nie zajdzie daleko. Wiedział, że musi szybko wrócić i sprawdzić, czy wszystko w początku u Dany. Szon zawsze taki był – najpierw troszczył się o innych, o bliskie mu osoby a dopiero w drugiej kolejności o siebie. Deidre zamieniła kilka słów ze swym bratem i ponownie zwróciła się do Szona. Była zaniepokojona daremnymi próbami Szona, by wstać. Chłopak najwyraźniej jej nie ufał i chciał się zapewne szybko wydostać z jej domu. Cóż – nie mogła go za to winić. Nie pierwszy raz widziała taką właśnie reakcję. Garou nigdy od razu nie darzą nikogo zaufaniem. Prawdopodobnie znów czekały ją długie wyjaśnienia, by oswoić chłopaka z myślą o tym, gdzie jest i… kim ona jest.
[ukryj=Cedryk]
Cedryku! Nie podejmujesz żadnej akcji do czasu interakcji z Deidre. Pozostawiam Ci wolną rękę co do interakcji/konfrontacji, jednakże Twój stan jest dość poważny. Nawet wilcza natura nie jest w stanie wyleczyć cię szybko. Masz jakiś uraz kręgosłupa i twój organizm potrzebuje kilku godzin, byś mógł się swobodnie i bez bólu poruszać. Dodatkowo czujesz w swoim krwioobiegu resztki jadu, wsączonego wraz z zadrapaniami Tancerzy. W razie wątpliwości – kontaktuj się ze mną.
[/ukryj]
[ukryj=liliel]
Liliel Możesz podjąć interakcję z Szonem. Prawdopodobnie potrwa to jeszcze kilka godzin, zanim chłopak będzie mógł się swobodnie poruszać. Ty zaczynasz interakcję – oczywiście jeśli tego chcesz. W trakcie waszej prawdopodobnej rozmowy do mieszkania przychodzi Twój drugi brat, by pomóc w usunięciu trucizny z organizmu chłopaka, co jednak okaże się zbędne. W razie jakichkolwiek pytań – kontaktuj się ze mną.
[/ukryj]
__________________ Projektant wie, że osiągnął doskonałość nie wtedy, gdy nie ma już nic więcej do dodania, lecz wówczas, gdy nie ma już nic więcej do odjęcia...
Ostatnio edytowane przez Cedryk : 25-03-2008 o 21:39.
|