Sid wysłuchał słów szeryfa z uniesionymi brwiami Trochę narwany gość... dziwaczny, ale kto nie jest dziwny i co możemy uznać za normalną w tym chorym, pomolochowym bagnie? . To co nastąpiło niedługo potem, lekko zdezorientowało go. Dwóch uzbrojonych gości wyszło z baru. Sid miał się właśnie o coś zapytać Michelle, ale względną ciszę naruszyły odgłos wystrzelanych pocisków, obejrzał się, a tam ich znajomek rozwalił opony czarnego coupe Och, Shit! Tylko nie wędrówka, już i tak tutaj szedłem na piechotę... Fuck! Tymczasem zdenerwowana do granic wytrzymałości latynoska wybiegła z baru, kiedy wróciła przedstawiała sytuację swojemu przyjacielowi. -No to, może się przedstawię, witaj, mów do mnie Sid- podszedłem do latynoski i wyciągnąłem rękę, patrząc na nią- Jeśli nie macie nic przeciwko, chętnie wam pomogę i zabiorę się z wami, oczywiście jeśli chodzi o oponę, to za dużo nie mogę zrobić, ale widać, że chyba sytuacja jest już ustawiona.... No, no, to na współpracę wojskowych marionetek nie ma co liczyć, cóż kobitka i naćpany staruszek... pięknie, nie ma co. Mam nadzieję, że to co mówiła to prawda, odnośnie jej uzdolnień i doświadczenia. -Mówisz, że musimy uzbierać 20 gambli- pogładził się po brodzie, zastanawiając się nad czymś, chwycił "kostkę" poszperał w niej wyjął koc i położył na stole: -Wybaczcie, nic innego oddać nie mogę- podrapał się w geście zakłopotania w potylicę, po czym sięgnął do jednej z kieszeni bocznej spodni wyjął jedną tabletkę z pojemniczka, łyknął i przechylił głowę, by łatwiej było przełknąć.
Spojrzał się na indianina, w nadziei, że może on coś więcej wyłoży.
Ostatnio edytowane przez Verax : 03-04-2008 o 16:50.
|