Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2008, 17:37   #13
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Tłumaczenie łopatologiczne :

Redone:
W normalnej grze powergaming to maksymalne staciarstwo i levelowanie. W storytelling to będzie zachowanie typu:" Co to nie ja! ".

Przykład :

Na wąskiej drodze prowadzącej do willi, rozległ się ryk kolejnych silników. Po chwili na majdan wjechały z dużą prędkością dwa Hammery z otwartymi pakami i kaemami zamocowanymi na dachach, prowadzone przez quada. Kierowcy postanowili chyba się pokazać. Na najwyższych obrotach, z dużą prędkością, urządzili sobie slalom pomiędzy ustawionymi pojazdami, przy czym quad nie wszystkie omijał, niektóre po prostu przeskakiwał. Zdawać by się mogło, że to jakiś wesoły gang. Jednak kiedy zatrzymali się tuż przed wejściem do budynku, dało się zauważyć oznaczenia Posterunku.

Dobrze wyregulowane silniki pogasły. Z quada najpierw zeskoczył dość duży, ciemno szary wilk, który dotąd, bardzo zadowolony, siedział oparty przednimi łapami na ramionach kierowcy - silnie zbudowanego, wysokiego Indiańca. Ten był ubrany w skórzaną kurtkę i spodnie z lekkiego płótna. Na głowie miał zawiązaną czerwoną opaskę, przytrzymującą długie, czarne włosy. Podobna opaska na lewym ramieniu, przytrzymywała krótkofalówkę. Czerwonoskóry zszedł z pojazdu, poprawił na plecach karabin, jakąś dziwną wersję Baretta M82, potoczył nic nie wyrażającym wzrokiem po ludziach wyłażących z dziur i zakamarków, w których się pochowali przed potrąceniem, po czym spojrzał na samochody. Zaczęła z nich wysiadać przybyła drużyna. Wszyscy podobnie ubrani, w mocne spodnie, wzmacniane skórzane kurtki a na nich oporządzenie Alice, jednak na pierwszy rzut oka dało się poznać, że pochodzą z całych dawnych Stanów i diabli wiedzą jak to się stało, że jeżdżą razem. Zapewne połączyła ich ze sobą wojna.

Pierwszy wysiadł kierowca prowadzącego Hammera. Niewysoki, raczej szczupły koleś, blondyn, w okularkach typu lennonki na nosie, w spodniach ubrudzonych smarami. Przerzucił przez plecy M-czwórkę i podszedł do maski wozu, nie zwracając najmniejszej uwagi na zebranych ludzi. Otworzył maskę, rozpędził dłonią nieco pary, która uniosła się znad chłodnicy i zagłębił się w sprawdzaniu silnika, mimo że jeszcze nie wystygł. Nie było trudno zauważyć, że połowę oporządzenia ma wypełnioną narzędziami. Z siedzenia pasażera tego samego wozu wysiadł silnie zbudowany Mex, wyglądający niezbyt inteligentnie, ale za to uzbrojony po zęby. Ciemna karnacja, czarne, krótko przycięte włosy, ponure spojrzenie ciemnych oczu, kilkudniowy zarost... Bandito z Hegemonii, jak w pysk strzelił. Splunął na ziemię, oparł się o samochód, wsparł na udzie Stonera i zapalił skręta. W tej czynności dołączył do niego średniego wzrostu szatyn, również uzbrojony w M4, o całkiem przyjemnych rysach, których sympatyczny wygląd nieco psuły oczy. Oczy wariata. Stanął obok Mexa i natychmiast zaczął coś do niego mówić. Widać było, że jest nerwowy. Wciąż rozglądał się wokół siebie, przyglądał się wszystkim zebranym podejrzliwie, jakby spodziewał się, że zaraz ktoś zacznie do nich strzelać.

- Loco, gdzie zgubiliśmy Breakera? Jakiś czas temu został z tyłu, i ni ma go tu... Cholera, czy mu się coś nie stało? Kurwa, wolałbym nie, bo mam mało stimpaków, a wiesz ile tego trzeba na niego zużyć...
- Nie martw się o niego - odezwał się zza samochodu kobiecy głos - Raczej nic mu nie będzie, co Loco?

Dziewczyna która wysiadła przed chwilą z drugiego wozu, naprawdę przyciągała spojrzenie. Wysoka, smukła, czarnowłosa, tak samo jak Loco pochodząca z Hegemonii. Miała dosyć ostre, ale bardzo ładne rysy, a dzięki temu, że kurtkę trzymała na ramieniu, widać było że mimo muskulatury biustu też jej nie brakuje. Zwracał uwagę też bicz, na którym opierała dłoń. Czarny, zapewne kilkumetrowy, zwinięty przy pasie, ładnie wyglądający przy bardzo kobiecym, płaskim, ozdobionym niewielkim sześciopakiem mięśni brzuchu, którego nie zasłaniała zawiązana pod biustem czerwona koszula. W drugiej dłoni niosła kałasznikowa z bocznym montażem i kolimatorem. Stanowczo, ta osóbka stanowiła ozdobę całej ekipy. Obok niej, podszedł do kumpli facet, którego pochodzenia nie dało się określić na podstawie wyglądu. Jako jedyny, zamiast kurtki miał na sobie trencz, sięgający trochę za kolana, a pod nim oporządzenie. Długowłosy szatyn, o aryjskich rysach, zielonych, spokojnych oczach, w czarnym, kowbojskim kapeluszu, uzbrojony w klasycznie amerykańską M-16 z granatnikiem i Colta 1911.

Stanęli wszyscy razem, podszedł do nich Indianin, a po chwili również mechanik. Przez jakiś czas rozmawiali ze sobą nie zwracając uwagi na obserwatorów, przy czym najczęściej można było usłyszeć głos owego nerwowego gościa, a czerwonoskóry nie odezwał się w ogóle, najwyżej kiwał albo kręcił głową. Raz jeden się uśmiechnął. Wilk siedział przy jego nodze i jako jedyny członek ekipy, obserwował otaczające ich osoby. Trudno było zgadnąć czy po prostu się przygląda, czy wyszukuje obiad... Sądząc po wzroku, raczej to drugie. Rozmowę przerwał dźwięk silnika dobiegający z drogi. Mechanik nadstawił ucha i uśmiechnął się.

- Conchita, rozstawiaj łóżko. Breaker jedzie.
Towarzystwo roześmiało się złośliwie, a Meksykanka spojrzała brzydko na blondyna.
- Slide, pierdol się, jeśli łaska. Zazdrościsz mu i tyle.
- Czego? Ciebie czy mięśni?
- Przede wszystkim mnie, robaczku – wsparła dłoń na biczu – Ale możemy to zmienić, jeśli się nie boisz...
- Jego też tym traktujesz? – spytał Slide wskazując na bat
- Niestety, nie lubi tego. A fajnie byłoby sprawdzić, czy potrafiłabym zmusić go, żeby uklęknął.

W tym momencie spomiędzy drzew wyjechał ogromny trójkołowiec, wyglądający na całkowitą samoróbkę jakiegoś szaleńca z Detroit. Chyba żadna część tej maszyny nie pochodziła z żadnego motocykla. Były po prostu zbyt wielkie. Motor podjechał do grupki a jego pasażer, który dotąd pół leżał za kierownicą, zgasił silnik, wywalił z tylnej kanapy na ziemię plecak i zsiadł. Czy to ludzie i samochody wokoło się zmniejszyły? Niee... Okazało się, że Indianin wcale nie jest taki wysoki, a Mex wcale nie ma szczególnie szerokich barków. Gość który zsiadł z trójkołowca, miał prawie dwa i pół metra wzrostu, a obwód barków chyba podobny. Po prostu gigant, ubrany w jeansy zszywane z wielu kawałków materiału, skórzaną kamizelę, ozdobioną nieprzyzwoitą ilością ćwieków i buty ze skóry aligatora. Jedno spojrzenie na ręce tego faceta, tłumaczyło jego wygląd. Na samym ramieniu dwa dodatkowe mięśnie, których normalni ludzie po prostu nie mają. Ciekawe, czy zmutował w ciągu życia, czy tez taki się urodził? Jeśli to drugie, to chyba lepiej nie wiedzieć, ile ważył noworodek i co zostało z jego matki po porodzie... Mimo ogromnego ciała, miał proporcjonalną głowę, obwiązaną czarną chustą w czaszki. Spod niej spadały mu na plecy ciemne włosy. Jego karnacja wskazywała że długo wałęsa się po Pustyni. Spalona słońcem, wysmagana wiatrami, kiedyś jasna, teraz niewiele różniąca się od karnacji Mexa. Z olstra przy siodle wydobył M60 i przerzucił przez plecy, jakby to był jakiś peem. Odwrócił się do towarzystwa stojącego przy Hammerach.

- Co jest kompania? – odezwał się zachrypłym basem – Wiecie już co i gdzie tu jest?
- Nie, bo nas Conchita gwałciła – odpowiedział facet w płaszczu
- Na chwilę nie można was zostawić. Shmitd, ustaw wozy. Telcontar, rozejrzyj się za wodą i żarciem. Slide, posprawdzaj pojazdy. Wiem że to robiłeś. Zrób jeszcze raz. Zszywacz, inwentaryzacja gotowa? – nerwus pokiwał głową – Bardzo dobrze. Znajdź sobie zajęcie. Loco, posprawdzaj i przeczyść całą broń. Conchita, idziesz ze mną do komendanta. Trzeba się zameldować.

Cała drużyna natychmiast zabrała się za wykonywanie rozkazów giganta. On sam rzucił kluczyki motocykla mechanikowi i razem z Meksykanką ruszył w kierunku willi. Deski werandy ugięły się i zaskrzypiały pod jego ciężarem. Ledwo zmieścił się w drzwiach na szerokość. Musiał się dobrze schylić.

Źródło: sesja "Merchendise is my life, gun is my God." prowadzona prze Czezwego, zaś post autorstwa Sheola.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline