Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2008, 09:10   #231
Tahu-tahu
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Sae przez dłuższy czas siedziała ze wzrokiem utkwionym w jednym punkcie... i choć punkt ten znajdował się gdzieś w Azylu, jej myśli błądziły zupełnie gdzie indziej. Obecna-nieobecna... każdemu się zdarza, szczególnie jeśli w sposób niespodziewany pojawiają się 'wspomnienia nie do przypomnienia' związane z tą dziwną gospodą.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk własnego imienia padającego z ust szczuropodobnego, chudego człowieka... który najwyraźniej nazywał się Rahab


Czegoś takiego musiała wysłuchać z uwagą.
Nie pamiętała żadnego z wydarzeń, które opisywał ten człowiek - nie znała Istahra, nie była nigdy wcześniej w Azylu... O kim - bo z pewnością nie o niej - mówił Rahab?

Odpowiedź na to pytanie była nieosiągalna... więc Sae przestała się nad nią zastanawiać... jaki bowiem przyniosłoby to pożytek? Zamiast tego całą sobą wsłuchała się w opowieść więźnia - zaczynała bowiem rozumieć, jak dramatycznie zawarte w niej wiadomości mogą zmienić ich pozycję w tym oszalałym miejscu.

" Prawa ręka władcy? Kalecząca uczy swoją muzyką?? Tajemnicza, groźna, może i bezwzględna???
Świetnie."


***


Niziołka podczas dyskusji o dalszych losach grupy snuła własne plany... zanim jednak się rozstali przekazała każdemu z towarzyszy - a za takiego wciąż nie zgadzała się uznać Rahaba - krótką prośbę:
- Dowiedz się jak najwięcej o moim wcześniejszym pobycie w tym miejscu.

Być może respekt, jaki nieoczekiwanie budziła w mieszkańcach Azylu był jednym z ich najsilniejszych sojuszników...?

***

Saenna Tink była skrzypaczką, pochodziła jednak z rodziny zarówno majętnej jak i znamienitej... przede wszystkim zaś po ucieczce z domu wiele czasu spędziła u boku ukochanego na wędrówkach umilanych drobnymi oszustwami, kradzieżami i walką. Daeron odszedł, ale idąc uliczkami Azylu Sae po raz pierwszy od tamtych czasów poczuła jak krew krąży w jej żyłach szybciej. Plecy same jej się prostowały, uniosła głowę a opadające na oczy kosmyki włosów odrzuciła energicznym ruchem głowy. Zaczynała się naprawdę ekscytująca gra...
Niziołka uznała, że dobrym jej początkiem będzie milczenie - nie znała postaci, którą teraz miała się stać. Ze słów Rahaba wynikało, że była to osoba tajemnicza, potężna, groźna, okrutna... podła? Póki co dumna postawa, stalowe spojrzenia spod grzywki i oszczędne wypowiedzi wystarczą - później się zobaczy.

Pierwszą okazja do sprawdzenia nowego sposobu bycia trafiła się dość szybko - a stworzył ją gnący się w ukłonach sprzedawca masek. Sae stanowczym ruchem dłoni odsunęła go na bok i podążyła za towarzyszami... z satysfakcją zauważając w oczach Marika przestrach.
Ze spotkanymi później osobami konieczna była znacznie większa ostrożność... być może ktoś z nich znał dobrze 'starą Sae'? Oferowali wielką pomoc, ale w zamian żądali utrącenia władzy Isthara - czy zbieranina wygnańców z własnych światów (a tym bez wątpienia byli) mogła dokonać czegoś takiego? Odpowiedziała ostrożnie:

- Witajcie i Wy - ukłoniła się zgromadzonym, na jej twarzy jednak pojawił się wystudiowany, ironiczny uśmiech - Czemu zawdzięczam Waszą ufność w moje siły? Czym zasłużyłam sobie na takie wyróżnienie? Powiem więcej - czemu sądzicie, że pomoc jaką możecie nam zaoferować jest warta strącenia przeze mnie władcy Azylu? Czy wiecie, czego zażądam w zamian? Wiecie, kim jesteśmy ja i moi towarzysze?
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline