Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2008, 13:01   #2
Odyseja
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
***


Isabell leżała w ciemnej pustce. Była całkiem naga. Wokół nie było nic oprócz dużej ilości wpatrzonych w nią par ludzkich oczu. Nie mogła się poruszyć, nic powiedzieć, tylko leżała przerażona na plecach. Nagle ujrzała jego. Michael podszedł do niej z troską wymalowaną na twarzy i okrył ją płaszczem. Łzy pociekły po policzkach Isabell, gdy ją przytulił. Michael nie mówił nic, ona nic wyrzec nie mogła. Oczy zniknęły. Pozostali sami, a Isabell nigdy od śmierci ukochanego nie czuła się tak bezpieczna. „Nie odchodź… Nigdy więcej mnie nie zostawiaj…” chciała wyszeptać, ale nie mogła poruszyć spierzchniętymi wargami. Łzy zaczęły kapać po jej ciemnej twarzy. Tylko dlaczego te łzy miały tak szkarłatną barwę? Jedna spadła na dłoń Michaela. W tym miejscu które musnęła szkarłatna łza, jego skóra ściemniała. Po chwili zaczęła czernieć jeszcze bardziej i promieniowo rozchodzić się po całej ręce. Po paru sekundach cała ciemna skóra zaczęła gnić. Powoli zaraza rozchodziła się po całym ciele. Coraz więcej łez spływało z niemej twarzy Isabell, a każda, która dotknęła Michaela, przyspieszała działanie choroby. Kobieta nie była w stanie nic zrobić. Mogła się tylko przyglądać, jak w cierpieniu umiera.

- To wszystko przez ciebie, Zarazo - wyszeptał ostatkiem sił i upadł wpółzgniły w ciemność.


***


Sen skończył się, lecz Isabell wydawało się, że nic się nie zmieniło. Leżała na twardej, zimnej posadzce, a łzy dalej płynęły z jej oczu. Ciemność również się nie rozjaśniła. Przez zaciśnięte powieki nie przepływały żadne wiązki słonecznego światła. Brunatne, lekko pofalowane włosy delikatnie opływały jej ciemną, nieco tyko od nich jaśniejszą, twarz. Duże, spierzchnięte usta poruszały się w bezgłośnym szepcie. Tylko czy ktoś mógł wiedzieć, że dziewczyna o tak niezmąconej niczym, poza łzami cerą, bezwiednie szepta jedno imię? Imię tak jej bliskie, a jednocześnie tak odległe i bolesne? Pod wpływem nieregularnego oddechu całe jej nagie ciało delikatnie falowało. Isabell nie była wysoka, ale nie można było jej nazwać drobną.
Żałowała w duchu, że musi zacząć działać, że nie może reszty być może nie za długiego życia przeleżeć w tym pokoju. Powoli uniosła ciężkie jak żelazo powieki. Światłość jaka wtedy nastąpiła, zmusiła Isabell do ponownego ich zamknięcia. Na twarzy czuła jeszcze zaschnięte łzy. Pewnie popłakała się śniąc. Zwykle ludzie nie pamiętają swoich snów, więc dlaczego ona jest wyjątkiem? Wiele by oddała, by zapomnieć o wszystkim. Nie tylko o nawiedzających ją co noc marach. Ponownie otworzyła oczy, lecz tym razem nie zamknęła ich tak gwałtownie, tylko poczekała, aż jej wzrok przyzwyczai się do tej jasności płynącej z zawieszonych pod sufitem lamp. Przetarła oczy, ścierając tym samym ostatnie zasychające łzy. Rozglądnęła się wokoło, lecz nie bardzo do niej docierało to, co widzi. Dopiero po paru długich sekundach wszystko do niej dotarła absurdalność sytuacji w której się znalazła. Isabell spróbowała unieść się na łokciach, do pozycji siedzącej. Nie było to proste zadanie, ale gdy już jej się udało, zakręciło jej się w głowie i znów upadła. Po chwili ponownie spróbowała usiąść, teraz jednak o wiele wolniej. Udało się. Zasłoniła ciało kolanami i rozglądnęła się. Szybko zorientowała się, że nie jest sama i nie tylko ona jest naga. Bynajmniej świadomość że ktoś jeszcze tu jest, nie poprawiała jej samopoczucia.
- Gdzie ja jestem…? – wyszeptała do siebie. Isabell ogarnął wstyd i skrępowanie. Nie miała pojęcia co ma zrobić.
- Czy ktoś wie, co się tu dzieje? Gdzie jesteśmy? – powiedziała po chwili głośniej, pewniejszym głosem. Nie okazuj emocji. To była jedna z jej głównych zasad i nie miała zamiaru jej łamać przez trudną sytuację. Wiadomo, że ktoś kiedyś mógłby wykorzystać jej słabość…
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.

Ostatnio edytowane przez Odyseja : 20-03-2008 o 23:00.
Odyseja jest offline