Gedan zdrzemnął się choć na tą krótką chwilę gdy wyjeżdżali z Fresno, uprzednio witając każdego z kompanów którzy wsiadali do auta skinieniem głowy. Nie za bardzo interesowało go to, co robili gdy on, Kris i Haze siedzieli w ruinach.
Obudził w blisko piętnaście minut potem wysiadając z karetki zobaczył jak Robin siedzi przy małym, lichym ognisku które dawało chyba więcej światła jak ciepła i stanął z boku, słuchając przemowy ,,Dziadka". Gdyby nie to, że stał poza kręgiem światła, to wszyscy by zauważyli jak jego policzki płoną rumieńcem i ze wstydem spuszcza wzrok w ziemię gdy żołnierz wspominał o napadzie na sklep.
Miał to przemilczeć, lecz po co miał to robić? Kiedy mężczyzna skończył mówić wszedł w blask ogniska, zapinając ciaśniej płaszcz który miał na sobie i nie patrząc w oczy Robinowi który był obok niego powiedział:
- Ten idiota który napadł na sklep, to chyba ja. Sytuacja podczas handlu wymknęła się spod kontroli i trzeba było fikać z miasta, bo było naprawdę gorąco.
Powiedział ze skruchą w głosie przy pierwszym zdaniu, lecz następne słowa mówił jakby automatycznie, bez żadnego przekonania gdyż nie zależało mu na usprawiedliwianiu się przed grupą. Bo też na swoje usprawiedliwienie nic nie miał...
__________________ Strach to tylko 6 liter! |