Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2008, 00:48   #217
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Katedra – Dzień? Miesiąc? Rok?


Zajęli pozycje. „Jonasz” zdawał sobie sprawę z tego, jak niewielkie mają szanse. Mimo to rozstawił swoich ludzi najlepiej jak umiał. Sam przygotował emgie, sprawdził czy taśma leży dobrze w puszce, a potem podbiegł do głównych wrót katedry. Tam lekko uchylił drzwi, by zapewnić erkaemowi odpowiednie pole ostrzału. Widział już ich. Faktycznie na główne wrota kościelne zmierzała grupa 20-30 Niemców w większości uzbrojonych w mausery, kilku ledwie miało peemy. Szli spokojnie, nie kryjąc się za niskimi stertami gruzu. Byli dwieście, może dwieście pięćdziesiąt metrów od budowli. Szli w zupełnym milczeniu. Żadnych komend, żadnych krzyków. Z oddali sierżant i porucznik usłyszeli rumor zapuszczanego silnika. Obaj na słuch rozpoznali typ. Pantera z długolufową siedemdziesiątką piątką.

„Wierny”, nieco jeszcze otępiały podążył za swoim sierżantem. Wychylił się ponad nim, oceniając sytuacje. Jeśli z każdej strony ich tylu, to za chwilę zmierzą się ze wzmocniona kompanią niemieckiej piechoty. Porucznik przyłożył dłoń do czoła i wpatrywał się niemal obsesyjnie w nadchodzących żołnierzy. Coś mu wyraźnie nie pasowało. Coś budziło ogromny niepokój. Niemcy podążali niczym na paradzie. Wróg w Warszawie w ten sposób atakował tylko w pierwszym, może drugim dniu, potem raczej krył się za stalowymi korpusami czołgów, a już na pewno nie wystawiał się na strzał w otwartym terenie.

„Chmura” z „Jastrzębiem” wdrapali się na bliźniaczą dzwonnicę. Mimo iż wiedzieli, jaki widok roztacza się wokół katedry, stali oniemiali obserwując nieskończoną przestrzeń morza ruin. Z te wysokości doskonale widzieli rozwijający się atak Niemców. Kilka plutonów idących spokojnie, jak na paradzie. „Jastrząb” pierwszy przerwał milczenie:
- No przynajmniej nie trzeba się starać dostrzec tych skurwieli. – Podniósł Mausera, wycelował, a potem wystrzelił. Jeden z Niemców potknął się i upadł. Broń wypadła z jego rąk. Pozostali nie zatrzymali się, nawet nie zwrócili uwagi na to, że jeden z nich właśnie dogorywał kilka metrów od nich. „Chmura” rozłożył dwójnóg od BARa, zaczepił za parapet dzwonnicy, mocno się zaparł i jął wodzić lufą po szkopach, wyszukując bardziej zwartej grupy.

„Grom” wspiął się wreszcie na dzwonnicę. Na szczycie zobaczył plecy „Daniela”. Snajper stał wyprostowany w luźnej pozie. Karabin oparł na karku, podtrzymując go obiema rękami:
- „Grom”? – Cholera wie, skąd wiedział, że młody szeregowiec właśnie wspiął się na szczyt dzwonnicy.
- Od „Jonasza”, ma cię osłaniać, aha i to ci daje. – Chłopak oparł o ścianę peema od „Jonasza”. – Jak skończą ci się pestki do kabe, będziesz miał z czego strzelać.
„Daniel” nagle zdjął karabin z karku i z przyłożenia strzelił. „Grom” dostrzegł jak kolejny Niemiec, chyba oficer, upadł i zastygł w dziwnej pozie.
- Nie zastanawia cię, po co to wszystko? – „Daniel” nie patrzył na towarzysza.
- Wojna… - bąknął niepewnie „Grom”, wzruszywszy przy tym ramionami.
- Nie, nie, nie powstanie, ale to, katedra, kolejna walka… - „Daniel” na chwilę przerwał, wycelował. Huk wystrzału ogłuszył na chwilkę „Groma”. – To próba, czy już piekło? Ja wiem, że tu zginę.
Snajper obrócił się w stronę „Groma”. Oczy „Daniela” lśniły nienaturalnym, złotym blaskiem.
- Bestie nie zostawią nas w spokoju.
- Bestie? – „Grom” rzucił nerwowo. Snajper tylko uśmiechnął się i podniósł karabin. Spojrzał przez lunetę wyborowego SWT-40, a potem kiwnął głową w stronę chłopaka:
- Popatrz.
„Grom” nachylił się do okularu celownika optycznego… i odskoczył.
- O kurwa! – poczuł, że cała krew odpłynęła mu z twarzy.

W tym czasie „Olga” przekopała się przez plecak, znajdując motek sznurka oraz kilka oopatrunków osobistych. Nie pamiętała, by kiedykolwiek wkładała je do chlebaka. Widać ktoś uzupełnił jej zapasy, kiedy tego nie widziała. Wzięła znalezione rzeczy i podbiegła do „Jonasza”, który właśnie instalował MG-42 na prowizorycznej barykadzie z ławek: - Sznurek i bandaż. Co tylko potrzeba… - uśmiechnęła się nieśmiało.
„Jonasz” odpowiedział tym samym i wziął od dziewczyny opatrunek oraz kilkumetrowy sznurek.

„Basia” szukała kolejnej wskazówki, jakiejkolwiek. Czegoś co powiedziałoby jej, co dalej czynić. Jaka jest ich droga. Po raz kolejny skierowała słowa własnej, ułożonej chwilę wcześniej modlitwy, w stronę Matki Boskiej. I otrzymała wreszcie odpowiedź. Nagle poczuła, że nie jest tylko sobą, lecz każdym z żołnierzy plutonu. Jako „Wierny” strzela do cywilów osłaniających szturm niemiecki. Chwilę później, będąc „Jonaszem”, trzyma w silnej dłoni parabelkę. Przed sobą widzi ciało jakiegoś faceta. Równocześnie jest przerażonym „Chmurą”, który mówi szkopom o ukrywających się Żydach. Potem „Czarnym” porzucającym w łapance ukochaną, „Gromem” uciekającym przed wiecznym strachem, zakochaną w „Wiernym” „Olgą”, i wreszcie sobą, która pokochała „Junaka” bardziej niż życie. A potem go zabiła.

Kolejny huk wystrzału odliczający apokalipsę. „Danielowi” zostało dwanaście nabojów.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline