Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2008, 06:59   #2
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Była wściekła na cały świat. A najbardziej na siebie samą, za to, że ostatecznie wróciła do punktu wyjścia. Do najbardziej znienawidzonego przez nią skrawka betonu na całym globie. I nie była do końca przekonana dlaczego właściwie to robi. Przecież kiedyś wybiegła przez te drzwi i przeklinała się, że żadna siła nie ściągnie jej tu ponownie. A teraz powróciła dramatycznie jak córka marnotrawna. Brakowało tylko fanfarów i błysków fleszy żeby to uwiecznić.

I co zastanie w środku? Czy znajome, przeżarte grzybem ściany przygarną ją z otwartymi ramionami? Czy zniszczona podłoga zaskrzypi pod jej stopami przyjaźnie, prawie czule? Czy widok z okna obudzi przygasłe wspomnienia? A zasnuty mrokiem korytarz podzieli się swoim chłodem? Może nie był to idealny dom, ale z pewnością jedyny jaki kiedykolwiek miała.

Ponoć po śmierci matki komornik zajął go za długi i wystawił na licytację. Odkupił go jakiś prywatny inwestor i wynajmuje teraz za psie pieniądze. Nic dziwnego. Tylko ślepiec albo świr chciałby mieszkać w tej norze. Ona ślepcem nie jest, co do drugiego wciąż nie miała jednoznacznej odpowiedzi.

Po co więc wróciła na stare śmieci? Po jaką cholerę miałaby rozgrzebywać dawno zaschnięte gówno? A chyba dlatego właśnie, że jest masochistką i kompletnym tępakiem. W zeszłym tygodniu wpadła jej w ręce jedna z tych kolorowych, nic nie wartych gazet i przeczytała w niej tkliwą historię kobiety, która wraca do rodzinnego miasteczka aby zmierzyć się z demonami przeszłości i odnaleźć w końcu własną tożsamość. Żenujące doprawdy. Pomysł na tyle nonsensowny, że od razu przypadł jej do gustu. Jeszcze tego samego dnia zlokalizowała właściciela posesji. Dziwnym trafem okazało się, że zwolniło się w niej jedno miejsce. Pomyślała od razu, że to grubsza sprawa, że to przeznaczenie musiało maczać w tym palce. Uwielbiała wszystko co ezoteryczne i niejasne, czego nie można zaszufladkować i ogarnąć umysłem. I lubiła zrzucać wszystko na kark przeznaczenia. Nadawało to tajemniczości jej życiu.

Jej życie... Dwadzieścia osiem zmarnowanych lat. Nie wiedziała ile jeszcze jej zostało ale sumiennie postanowiła tą resztę także zmarnować. Prawda była taka, że miała tendencję do irracjonalnych zachowań. Kiedyś postanowiła, że będzie dziwna. Ot tak, po prostu, z własnej woli. Brzydziła się stereotypów. Gardziła prostymi, uczciwymi ludźmi, którzy wypruwają sobie żyły aby ciągnąć swój nic nie warty żywot, tylko po to by zgasnąć w końcu jak świeca na piedestale swojej gównianej egzystencji i nie zostawić w historii nawet mglistego wspomnienia własnej karykaturalnej osoby. Postanowiła, że nie podda się parszywemu losowi i będzie żyć z rozmachem. Nie zależało jej na ludziach, nie chciała by ją lubili ani nawet szanowali. Chciała by ją zapamiętali. Chciał być nietuzinkowa, niebanalna, wyjątkowa.

Miała pięć lat kiedy to podjęła tę życiową decyzję. Postanowiła, że każdego dnia będzie robić jedną całkiem nierozsądną i błazeńską rzecz. Od tamtej pory dostawała od ojca regularnie lanie a sąsiedzi zaczęli wytykać ją palcami. Szybko też przylgnęło do niej określenie „wariatka”. A teraz dziwactwo już zupełnie weszło jej w krew. Cóż, może tak naprawdę faktycznie jest psychicznie niezrównoważona. Czy wypada w ogóle jej to osądzać? Przecież nie ma odpowiedniej wiedzy ani kwalifikacji żeby to stwierdzić z całą stanowczością. Czy jeśli zachowuje się irracjonalnie z własnej nieprzymuszonej woli sugeruje to że jest poczytalna? Czy może wręcz przeciwnie, potwierdza, że jest z gruntu szalona.

Drzwi się otworzyły akurat kiedy opierała się o nie całym ciężarem. Z impetem wpadła do środka i wylądowała na podłodze. Leżała z twarzą przyklejoną do parkietu, z groteskowo rozrzuconymi na boki kończynami. Dookoła niej tkwiły porozrzucane przedmioty. Dwie wypchane walizki, kilka mniejszych toreb, trzymana wcześniej luzem para wysokich, czerwonych kozaków, kilka kolorowych pism, gruby zimowy płaszcz i butelka wina, która jakimś cudem się nie roztrzaskała.

Dziewczyna leżała chwilę na podłodze. Chyba odrobinę zbyt długo. Miała wzrok utkwiony w starych, podłogowych deskach i robiła niejasne wrażenie jakby je wąchała. Wstała niezdarnie i rozejrzała się dokoła. Wyglądała niecodziennie. Ubrana w kraciastą, plisowaną spódniczkę, czerwone szelki i bufiastą bluzkę, jakby skradzioną z babcinej szafy. Włosy miała długie i proste, o nietypowym odcieniu miedzianego brązu a w uszach plastikowe, tandetne kolczyki w kształcie spirali. Nie była brzydka. Może trochę zbyt koścista i zapadnięta w sobie. I miała nieobecne, matowe oczy, pod którymi demonstracyjnie odcinały się ciemne smugi.

Spłoszona spojrzała na współlokatorkę i zaczęła zgarniać na kupę porozrzucane graty. Za moment jednak wstała i zbliżyła się do stojącego w korytarzu wazonu wypełnionego mocno już przeschłymi różami. Wyjęła kwiaty i wylała całą jego zawartość na swoją głowę. Strugi wody spływały jej po twarzy, zmoczyły włosy i całkiem zalały oczy, dlaczego zaczęła intensywnie mrugać.

- Wybacz, musiałam się odświeżyć. Straszny dziś skwar. Zupełnie nie do wytrzymania...- wytarła się rękawem i wróciła do zbierania bagaży.
No i dobrze, niech wreszcie mają to za sobą. Niech wie, że przyjdzie jej mieszkać z kompletną wariatką...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 17-03-2008 o 23:34.
liliel jest offline