- Jak chcesz się odświeżyć, tam jest łazienka. – dziewczyna wskazała jej palcem drzwi.
- Doskonale wiem, że tu jest łazienka, a tu salon z wnęką kuchenną, chociaż może salon to zbyt egzaltowane określenie jak na tą norę. Kiedyś tu mieszkałam, wiesz? Dawno temu. Chociaż może to tylko pieprzone deja vu? - zaglądała po kolei do wszystkich pokoi drapiąc się w wytapirowane włosy – I skoro ty masz pokój bez okna sądząc po ilości rzeczy rozrzuconych na podłodze, to ja powinnam zająć pokój z cudownym widokiem na miasto. Świetnie, może któregoś wieczoru mnie poniesie i wyskoczę – zaśmiała się histerycznie.
Rzuciła walizkę na łóżko w niewielkim, obskurnym pokoju i przykucnęła przy parapecie.
- Powiedz mi czym sobie trzeba zasłużyć żeby wylądować w takim miejscu? Wyjrzyj ze mną - złapała dziewczynę za ramiona i przyciągnęła ku sobie. – Popatrz na to miasto. Z dwunastego piętra widać wszystko jak na dłoni, nic się nie ukryje. Wiesz co ja dostrzegam? Esencję depresji. Wszechobecną szarość. Dymiące, fabryczne kominy. Brudne ulice. Beton i śmieci. Budynki czarne od smogu, totalny industrialny splin. Nocą wypełzają wszystkie szumowiny. Nastoletnie prostytutki, grzeczne dzieciaki, które po zmierzchu gromadzą się w bramach i zalewają łeb czystą wódką żeby uciec choć na moment od swojej bezwartościowej egzystencji - znów poszła na korytarz po kolejną torbę i przywlekła ją do pokoju. Mówiła prawie na jednym oddechu, nie przerywając monologu, nie dając szansy na wtrącenia.
- A niby do Europy nas przyjęli. Tylko gdzie ta Europa ja się kurwa pytam? Ja jej z okna nie widzę! Tylko te wieżowce! Jak pamiątki upadku przegranej cywilizacji. Oto my! Pokolenie wychowane wśród azbestowych płyt, wszechobecnych toksyn, w strugach kwaśnego deszczu. Wyhodowani na modyfikowanej żywności, narażeni na promieniowanie z komórek i mikrofalówek. Aż cud, że nam dodatkowa ręka nie wyrosła. Chociaż mnie to chyba raczej na mózg padło - słowotok wylewał się z niej jak woda z kranu.
Weszła do kuchni wciąż nie przerwanie mówiąc. Odsuwała po kolei wszystkie szuflady aż natrafiła na tą ze sztućcami i odnalazła w niej korkociąg. Przez chwilę zmagała się z butelką wina aż wreszcie otworzyła z rozmachem i nalała do dwóch, nie najczystszych szklanek.
- Wznieśmy toast! - wypiła duszkiem pełną lampkę, szkarłatne pasma polały się po obu stronach ust, spłynęły po brodzie – Żeby nam się dobrze razem mieszkało. - Zaśmiała się ciepło – No dalej! Wypij do dna.
- Gdzieś przeczytałam takie zdanie, hm... Jakoś tak to szło. Cytuję: Nic tak nie zbliża ludzi jak wspólne rzyganie – koniec cytatu. - zaniosła się śmiechem - Może wybadamy dziś ile w tym prawdy? - podsunęła jej szklankę pod nos. Wyciągnęła z kieszeni papierosa, zapaliła i mocno zaciągnęła się dymem.
- Ah, i najważniejsze. Zupełnie bym zapomniała. Jestem Kornelia. - objęła współlokatorkę za szyję. Mocno, obiema rękami. Ten uścisk był życzliwy i przyjacielski, zupełnie jakby znały się od lat.
- I musimy puścić jakąś dobrą muzę! Nie wyobrażam sobie imprezy bez posępnych, melancholijnych dźwięków. Muzyka otwiera ludziom serca, a nam chyba by się to przydało skoro mamy się lepiej poznać – znów zachichotała. Serdecznie, ujmująco. Może była zdrowo pomylona ale nie można było odmówić jej charyzmy i jakiegoś dziecięcego uroku. - Moja droga, najwyraźniej przeznaczenie pchnęło nas ku sobie. A przeznaczenia nie należy ignorować. Czuję gdzieś w środku, że... – przycisnęła dłonie do piersi - ...że będziesz moją najlepszą przyjaciółką. Taką, jaką ma się jeden raz w życiu. - znów spojrzała jej w oczy – Też to czujesz? Pozytywne fluidy? Gęste powietrze? Elektryzujące wibracje? Powiem ci jedno, nie wolno drwić z losu. Skoro już połączył nas razem nie wolno nam tego zignorować. No dalej, wypij. A potem zamówimy jakieś żarcie. Konam z głodu.
Ostatnio edytowane przez liliel : 19-03-2008 o 18:28.
|