-Montowy nie żyje? Ale jak to? Niektórzy lekarze dawali mu jeszcze nawet pół roku życia- myśli pędziły jak szalone przez głowę Paula. Alkohol mieszał się z adrenaliną, młody reporter próbował zebrać myśli, choć nie było to łatwe- Dobra, trzeba tam dotrzeć, zrobić reportaż z pierwszej linii. Zobaczyć, co powiedzą lekarze, kto pierwszy przyjdzie odwiedzić zmarłego. Ale jak się nazywał ten szpital?!
- Jak się nazywał ten szpital?!- niechcący wyrwało mu się na głos. Barman spojrzał na niego z zainteresowaniem znad wycieranego właśnie kieliszka.
- Słucham?
Rytter zorientował się, co powiedział i uznał, że to nawet dobrze.
- Szefie, pomocy potrzebuję. Wiesz pewnie, że prezydent w szpitalu leży?- wąsacz kiwną niepewnie głową. Już otwierał usta, pewnie żeby podzielić się jakąś anegdotką na ten temat, ale Paul nie dał wejść sobie w słowo- a w którym, wiesz?
- Nie, kolego, nie wiem- barman wyraźnie zdziwił się nagłym ożywieniem swego rozmówcy, ale nie stracił przez to daru wymowy- Co mnie tam do polityki. Ja pamiętam jak mój brat, jeszcze za Sowietów, się polityką interesował. Aż pewnego dnia...
- Rozumiem, rozumiem, chętnie posłucham, ale później- Paul miał wrażenie, że słyszał już dzisiaj z pięć historii o bracie barmana- Teraz powiedz mi, szefie, jakie wy tu macie duże szpitale w Moskwie, co? Bardzo to dla mnie ważne.
- No, Szpital Moskiewski na przykład? Dość duży jest.
Twarz reportera nagle się rozjaśniła. Moskiewski, no jasne! Zapytał jeszcze barmana, jak tam dojechać i ruszył zdecydowanym acz chwiejnym krokiem do drzwi. Na ulicy, stojąc przy swoim samochodzie, uświadomił sobie, że nie jest raczej w stanie dojechać gdziekolwiek. Trzeba jakiejś pomocy. Wyciągnął komórkę i wybrał numer miejscowego fotografa, który miał mu pomagać w pracy w Moskwie. Długo nikt nie odbierał ale w końcu się udało.
-Pitia? Wybacz, że budzę, ale jest sprawa... |